37.

1K 108 14
                                    

Vivian uśmiechnęła się szeroko, gdy Ernan wjechał przez dużą bramę do Searbhreat. Zaciekawiona przyglądała się ludziom, którzy snuli się ulicami zupełnie bez celu. Podziwiała wysokie budynki i obłożone gładkimi kamieniami  chodniki.
Przejechali przez całe miasto, aż dotarli do wysokiego, żelaznego ogrodzenia. Ernan zsunął się z siodła i otworzył ciężką bramę. Chwycił wodze i wprowadził rumaka na posesję. Zatrzymał konia przed stajnią, po czym ściągnął z niego Vivian. Wszedł z wierzchowcem do budynku i zaprowadził go do wolnego boksu.
Kątem oka zerknął na córkę, która podeszła do boksu srokatego ogiera.

- Jak ma na imię? - spytała ciekawsko.

- Walther - odparł - Podoba się?

- Bardzo.

- To mój ulubieniec - Rzucił siodło na bramę boksu - Jest wredny, ale biega naprawdę szybko.

- Będę mogła na nim pojeździć?

- Może kiedyś - mruknął, zdejmując uzdę z ciemnogniadego rumaka - Ale jak będziesz trochę większa. Trzeba mieć naprawdę dużo siły, by okiełznać Walthera.

- Nauczysz mnie jeździć?

- Jasne - Wskazał na tarantowatą klacz. - To Sevi. Jest bardzo łagodna i posłuszna - Wyszedł z boksu i zamknął go. - Idealna do nauki.

Wyszli ze stajni i ruszyli w stronę ogromnego, drewnianego domu. Ernan podszedł do drzwi i chwycił za klamkę.

- Śmiało, Vi - rzucił, wchodząc do domu.

Dziewczynka niepewnie przekroczyła próg chaty.
Carr niemal od razu wyjrzał z kuchni, słysząc jak drzwi się otwierają. Vinian, dostrzegając młodzieńca, natychmiast skryła się za ojcem.

- Sądziłem, że gustujesz w nieco starszych panienkach - Carr parsknął śmiechem.

Ernan przewrócił oczami.

- Nie bój się - powiedział do małej - Ma tylko głupie żarty, ale nie jest groźny.

Vivian wyjrzała zza niego. Po chwili odważyła się stanąć przed Carrem. Młodzieniec przetarł oczy.

- Ona... O rany! Jaka ona jest do ciebie podobna!

- Bo to moja córka - mruknął Ernan.

- C-córka? - Carr rozdziawił usta. - A gdzie zgubiłeś jej mamuśkę?

- Mama poszła do nieba - odparła Vivian.

Carr zdębiał, a gdy spojrzał w ciskające piorunami oczy Ernana, pobladł.

- Em... Chyba powinienem nauczyć się trzymać język za zębami - Carr uśmiechnął się niepewnie.

- Jak raz się zgadzamy - Ernan twardo powstrzymał się od warknięcia.

Uśmiechnął się łagodnie do Vivian.

- Chcesz zobaczyć ogród?

- Tak!

- Ale tam jest Blackburn - wtrącił Carr.

- Nie skrzywdzi jej.

- Skąd ta pewność?

- Dopóki nie usłyszy komendy "pilnuj", albo "atakuj" jest potulny, jak baranek.

- To czemu ciągle próbuje mnie ugryźć?

- Bo cię nie lubi.

- Masz pieska? - Vivian uśmiechnęła się szeroko.

- Pieska... - prychnął Carr - Ten piesek, to wielkie bydle!

- Fajnie! - Dziewczynka zaklaskała.

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now