25.

915 119 6
                                    

Ernan wstał o świcie. Bezszelestnie ubrał spodnie i buty. Wymknął się z pokoju. Zerknął do sypialni ojca. Zethar spał, jak zabity.
Chłopak na palcach podkradł się wyjścia. Ostrożnie nacisnął klamkę i opuścił dom.
Wciągnął do płuc rześkie powietrze. Był chłodny, wiosenny poranek.
Ernan przeskoczył przez płot i truchtem ruszył w stronę lasu. Nie mógł uwierzyć, że minęło już kilka miesięcy od pierwszego treningu z ojcem. Codziennie wstawał wcześnie i biegał, niezależnie od pogody. Dzięki temu, chłód już mu nie przeszkadzał, a z każdym dniem pokonywał coraz większe dystanse.
Po długim biegu, zwolnił nieco. Nie spiesząc się dotarł nad jezioro. Większość ludzi obawiała się tego wodnego zbiornika, ze względu na gęste zarośla.
Ernan się nie bał. Nie raz przychodził nad to jezioro, nawet z ojcem, więc wiedział, gdzie można wejść, by nie natknąć się na śliskie rośliny i nagłe spadki.
Wszedł na pień zawalonej brzozy, która zawisła nie cały metr nad wodą. Usiadł wygodnie na drzewie i zaczął słuchać szelestu młodych liści, szarpanych przez lekki wiatrek i śpiewów ptaków. Słońce już dawno było na niebie i przyjemnie grzało jego nagi tors.
Obserwował przez chwilę krążącego wysoko na niebie, orła.
Ptak zapikował. Chwycił w szpony rybę, po czym machnął swoimi potężnymi skrzydłami, znów nabierając wysokości i zniknął za drzewami.
Ernan westchnął ciężko, podnosząc się z pnia.
Czas wracać do domu.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Gdzie byłeś? - mruknął Zethar, gdy Ernan wpadł do kuchni.
- Poszedłem pobiegać.
- Długo cię nie było - Zethar podsunął synowi talerz z kanapkami.
- Dotarłem aż nad jezioro.
- Pływałeś?
- Nie. Nie wziąłem noża.  Wbrew pozorom nie śpieszy mi się na cmentarz... Po za tym woda jest jeszcze strasznie zimna - złapał jedną z kanapek - Co dziś robimy?
- Kiedy zjesz, poćwiczymy szermierkę.
- Tylko nie potnij mnie na kawałeczki, dobra?
- Będziemy walczyć tępą bronią. Ale ostrzegam, że uderzenie jest bolesne i można się skaleczyć.
- To co? - szybko dokończył kanapkę - Zaczynamy?
- Czekaj na mnie w ogrodzie.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Po okolicy rozniósł się brzdęk stali. Ernan wziął zamach i uderzył swoim stępionym mieczem w ojca. Zethar bez problemu odbił ostrze syna i zrekompensował się  uderzeniem w bok. Ernan syknął z bólu. Gdy Zethar wziął kolejny zamach, Ernan odskoczył i natychmiast zaatakował. Skrzyżował miecz z ostrzem ojca.
- Duży błąd - na usta Zethara wkradł się chytry uśmiech - Nie pozwól się unieruchomić. Zwłaszcza, kiedy masz przed sobą starszego wojownika.  
Uderzył Ernana w nos. Chłopak cofnął się, zaskoczony ciosem. Przyłożył dłoń do twarzy i sprawdził, czy nie pociekła krew.
- Co to miało być?! - oburzył się.
- Uczę cię nieczystych zagrywek - Zethar odparł beztrosko - Myślisz, że każdy walczy fair? Przeciwnik zrobi wszystko, by wygrać - oparł się na mieczu - Gdy bierzesz broń do ręki, liczy się tylko przetrwanie. Albo ty zabijesz, albo zabiją ciebie. Zapamiętaj to sobie.
Uniósł ostrze.
Ernan wziął zamach, chcąc trafić ojca w pierś. Gdy chybił, rozdrażniony wymierzył szybkie pchnięcie. Zethar wytrącił mu miecz z ręki.
- Nie wal na oślep - mruknął - Desperacja w walce, to wyrok śmierci. I nie pokazuj, że się denerwujesz. To tylko zmotywuje przeciwnika.
- Bawi cię to, prawda? - westchnął Ernan, podnosząc miecz z ziemi.
- Troszeczkę - uśmiechnął się chytrze - Pamiętaj, młody, nie pokazuj emocji. Staraj się zachować kamienną twarz. No... Możesz sobie pozwolić na drapieżny uśmieszek, by wyprowadzić rywala z równowagi.
Zethar ustawił się w lekkim rozkroku i uniósł swoje ostrze.
- Myśl nad każdym kolejnym ruchem, zarówno swoim, jak i rywala. Tak, jak w szachach. Jeden nieostrożny ruch może zadecydować o wyniku potyczki.
Zaatakował pierwszy. Ernan uskoczył przez cięciem, wymierzonym w jego brzuch i natychmiast uniósł miecz, blokując kolejne, szybkie uderzenie ojca.
- Bardzo dobrze - Zethar wymierzył pchnięcie w nogę syna.
Ernan odbił ostrze i drasnął swoim orężem ramię ojca.
Zethar syknął cicho, ale nie zwrócił uwagi na drobne zadrapanie. Podciął Ernana i przyłożył sztych swojego miecza, do gardła syna.
- To jest najgorsza sytuacja, w jakiej możesz się znaleźć - cofnął ostrze i wyciągnął rękę - Trzeba być naprawdę szybkim i sprytnym, by z tego wybrnąć. Nie daj się przewrócić, bo szansa, że ujdziesz z życiem jest marna.
Ernan przyjął pomoc. Tym razem to on rozpoczął walkę. Uważnie obserwował ruchy ojca. Jak robił uniki, wymierzał kolejne ciosy. Całkowicie skupił się na starciu. Nie dał się zmylić unikiem i nagłym atakiem z przeciwnej strony. Uważał, by Zethar znów go nie podciął.
- Dawaj Ernan! - nagle usłyszał głos Akiry.
Zaskoczony obrócił się. Dostrzegł dziewczynę i jej brata, siedzących na płocie. Wzdrygnął się, czując na szyi coś zimnego.
- Skup się! - ryknął Zethar - Gdybym chciał, byłbyś już trupem. Jeszcze raz!
Zethar zaatakował. Ernan twardo odbijał jego ciosy i robił zwinne uniki, aż w końcu nadeszła jego kolej na atak. Uderzał szybko i mocno. Starał się nie okazywać faktu, że z każdym kolejnym ciosem tracił siły. Sapał ciężko, ale nie przestawał atakować, zmuszając ojca do cofania się. Co i rusz kątem oka zerkał na Akirę.
Wziął zamach. Jego miecz minął pierś Zethara o centymetry i z hukiem wbił się w pień starego dębu.
- Dobra, dosyć na dziś - mruknął Zethar. Poklepał Ernana po ramieniu - Dajesz radę - schylił się nieco, by szepnąć synowi do ucha - Ale uważaj. Kiedy walczysz, nic nie może cię rozpraszać. Nawet dziewczyna.
Zethar ruszył do domu.
- Cześć, dzieciaki - rzucił znikając w chacie.
Ernan spojrzał na miecz wbity w drzewo.
- Em... - uśmiechnął się do przyjaciół - Pomożecie?

Likwidator : Drugie PokolenieWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu