Chapter 16

2.2K 179 2
                                    

– Lisa, gdzie jesteś moja piękna? – nieznany głos rozlega się dookoła mnie. Jestem niespokojna, chcę uciekać, ale nie wiem dokąd, bo nic nie widzę. Tkwię w ciemności, w której poruszam się z trudnością, czuję się tak jakbym błądziła w ruchomych piaskach, które w każdym momencie mogą mnie pożreć żywcem. Opieram się, próbuję walczyć, uciec, uwolnić się z krępujących moje ruchy sznurów, niestety utknęłam w pułapce idealnej. Stąd nie ma ucieczki.

– Izabela! – słyszę znajomy głos i próbuję zlokalizować jego źródło. Z wielkim trudem otwieram oczy i zdaję sobie sprawę z tego, że Adrian mną szarpie. Chwilę później, widząc jego zaniepokojoną minę, przypominam sobie gdzie jestem i zaczynam spazmatycznie płakać. Nie wiem czemu, ale czuję się tak jakby ktoś rozszarpał mnie od środka. Kładę głowę na kolanach przyjaciela i patrząc w jaśniejące za oknem niebo, próbuję się uspokoić.

– Już dobrze dziecino, już dobrze – szepcze głaskając delikatnie moje włosy.

Przecieram oczy wierzchem dłoni i liczę w myślach od stu do jednego, jednak to mnie nie uspokaja i mój głos drży, gdy mówię:

– Nic nie jest dobrze, ledwo to znoszę. W mojej głowie jest głośno jak w ulu, dłużej tak nie wytrzymam.

– Chodź, zaparzymy kakao – mówi bezwzględnie i bierze mnie na ręce jak małe dziecko. Zachowuje się tak odkąd tutaj zamieszkałam, traktuje mnie jak małe poranione zwierzę, a ja mu na to pozwalam, bo jest jedyną osobą, która jest w stanie zrozumieć moje zachowanie.

Po chwili siedzę już na krześle i w ciszy przyglądam się jak Adrian krząta się przy kuchence. Właściwie jedyne, co potrafi przyrządzić, to właśnie kakao i ewentualnie kanapki. Próbowałam go nauczyć robienia herbaty, ale zawsze w jego wykonaniu ten cudowny napój, wygląda jak rosół z tymi pływającymi oczami.

– Ostatnio częściej miewasz koszmary – stwierdza i stawia na blacie dwa kubki z parującym napojem.

Biorę w ręce gorący kubek, a jego ciepło mnie uspakaja. Nie chcę myśleć o tym wszystkim co mi się śni, ale i tak pojawia mi się przed oczami niewyraźny zarys koszmaru. Moim ciałem wstrząsają dreszcze, a odrobina kakao wylewa się na blat.

– Martwię się o ciebie – kontynuuje, a ja ślepo patrzę w białą piankę pływającą po pozornie idealnej tafli napoju. – Iza, naprawdę powinniśmy coś z tym zrobić. Jak jeszcze mogę ci pomóc?

Od razu spojrzałam na niego wiedząc, czego potrzebuję w tym momencie. Nie chciałam zostawać sama, bo wtedy było najgorzej. Bałam się.

– Nie chcę spać sama – mówię cicho, na co on ze zrozumieniem kiwa głową.

– Dobrze, przeniosę się do ciebie.

– Nie, wolę u ciebie.

Za zgodą obydwu stron, poszliśmy do jego pokoju, który oprócz dużego łóżka i niewielkiej szafy, nie posiadał innych mebli. Mimo wszystko to miejsce było jedyne w swoim rodzaju, a ściany pooblepiane plakatami zespołów rockowych dziwnie mnie uspakajały.

Usiadłam niepewnie na jego łóżku i targana nagłą myślą, zadałam nurtujące mnie pytanie:

– A co jeśli Max rano tutaj wejdzie?

– Nic, obraził się na mnie i nie będzie już oblegał naszej kanapy. Dziwny z niego kumpel.

– A ja to niby nie jestem dziwna – szepczę i kładę się na łóżko.

– W żadnym wypadku, księżniczko – odpowiada mi i czuję jak jego ręce oplatają się wokół mojej tali. Nie przeszkadza mi to, bo jest dla mnie jak brat. W dodatku w takich momentach naprawdę potrzebuję czyjejś bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Przy nim właśnie tak się czuję i dlatego po paru minutach zapadam w głęboki sen.

*

Obudziły mnie głosy, a właściwie to jeden podniesiony głos. Próbując się dobudzić, skopuję z siebie kołdrę, ale nadal nie chce mi się wstać, więc otwieram oczy i skupiając się na głosie przyjaciela, próbuję zrozumieć o czym mówi.

– Nic mnie nie obchodzą twoje umowy. Znajdź sobie innego tłumacza, ona dzisiaj nie przyjdzie do pracy... Nie, Paweł zrozum. Koniec i kropka, Izabella ma dzisiaj wolne – po tych słowach usłyszałam huk i byłam już pewna, że ucierpiała komórka Adriana.

Wstaję z łóżka i wychodzę cicho z pokoju, Adrian stoi pochylony nad stołem i wygląda na niespecjalnie spokojnego. Podchodzę do niego bliżej i kładę dłoń na jego ramieniu.

– Nic mi nie jest, mogłam pójść do pracy.

– Nie dzisiaj, mam inne plany.

Inne plany. Tak, gdybym wtedy wiedziała, że jego plany oznaczają pójście do psychologa, to jednak przemyślałabym to wszystko dwa razy. A tak, wylądowałam na welurowym fotelu w ponurym pokoju. Nie wiem, skąd Adrian wytrzasnął tą miejscówkę, ale postanowiłam dowiedzieć się tego zaraz po uciecze z tego wariatkowa.

– Dzień dobry – po pomieszczeniu rozniósł się poważny głos. Odwróciłam się i zobaczyłam starszą panią w łososiowym komplecie składającym się z marynarki i spódnicy. Usiadła na fotelu przede mną zakładając nogę na nogę. Zmarszczki na jej twarzy były bardzo widoczne, a jej oczy były przygaszone. Nie wyglądała na szczęśliwą staruszkę.

–Zacznijmy od początku, opowiedz mi, co się dzieje.

– Mam koszmary.

– Co w nich jest strasznego?

– Nie wiem, po prostu są straszne.

– Może inaczej, opowiedz mi któryś z nich – mówi nachylając się w moją stronę. Towarzyszące temu spojrzenie sprawia, że przez moje ciało przechodzą ciarki. Ta kobieta jest przerażająca.

– Nie pamiętam żadnego z nich.

Kobieta, niezadowolona z naszej wymiany zdań westchnęła przeciągle i zapisując coś w swoim notesie, wykrzywiła z niezadowoleniem usta. Miałam tego dosyć, nie widziałam sensu w spowiadaniu się tej sztywnej staruszce z mojego życia.

– Czego pani właściwie ode mnie oczekuje? – pytam lekko zirytowana.

– A czego ty od siebie oczekujesz? – pyta, opierając brodę na złożonej w pięść dłoni.

– Wie pani co myślę? Adrianowi musiało naprawdę odbić, skoro mnie tutaj przyprowadził, wychodzę stąd!

Wstaję i już mam chwycić za klamkę, gdy dochodzi do mnie cichy głos terapeutki.

– Mogę ci przepisać proszki na sen.

Odwracam się w jej stronę zaintrygowana i widzę, że na mnie nie patrzy, tylko udaje, że czyta swoje notatki. Wiem jednak, że się nie przesłyszałam, a ona jedynie udaje, że nic nie powiedziała. Wracam spokojnie na swoje miejsce i uważnie wpatruję się w starszą kobietę.

– To mogłoby mi naprawdę pomóc.

– Od tego jestem, od pomagania – mówi flegmatycznie, a ja uśmiecham się pod nosem.

Możliwe, że to paskudne spotkanie na coś mi się przyda. Myśl o tym, że w końcu coś mogłoby uspokoić męczące mnie myśli i głosy, przynosi mi niesamowitą ulgę. Czekam aż starsza kobieta wypisze receptę i z czymś podobnym do nadziei, idę prosto do apteki, gdzie od razu wykupuję wszystkie proszki.

A


Kroniki Nefilim: Zakochany aniołWhere stories live. Discover now