Rozdział 14

3.3K 241 16
                                    

– Jak się teraz czuje?

– W końcu zasnęła, musisz coś zrobić, bo Less cierpi przez twoje tajemnice.

Less to, Less tamto, miałem już dosyć słuchania irytującego głosu Toma. Parę minut temu zadzwonił do Lucasa, który postanowił rozmawiać na głośniku. Niestety.

Ciotka, co jakiś czas szeptała do mnie coś uspokajającego, ale nie rozróżniałem poszczególnych słów, bo mój mózg myślał tylko o jednym, a mianowicie o tym, że Lisa jest teraz z idiotą, który nie zachowuje dystansu. Może jestem przewrażliwiony, ale zwracanie się do kogoś przy pomocy zdrobnień zdradza chyba jakiś stopień zażyłości, czyż nie?

– Santos. – Podnoszę głowę na dźwięk swojego imienia i zauważam, że przede mną siedzi teraz Alyson, która patrzy na mnie łagodnie. Czasami mam wrażenie, że jako jedyna wie, co kotłuje się w mojej głowie. Szkoda, że to nie ona zapoczątkowała linię mojego rodu.

– Tak? – odpowiadam.

– Nic, po prostu teraz będziemy omawiali ważne kwestie i potrzebna jest nam twoja uwaga.

– Dobrze.

Lucas przewrócił oczami i stanął pod białą tablicą. Ostatnio było to jego ulubione miejsce, ciągle tam stał i nas pouczał.

– Jak pewnie słyszeliście, Lisa miała sen. – I have a dream... Santos stop, nie nuć, bo Lucas zabija cię wzrokiem. Uśmiechnij się. O tak, ładnie. – Nie można go brać dosłownie, chociaż nieco niepokojący jest wpływ tego koszmaru na jej psychikę. I tutaj powstaje pytanie, czy to było zwykłe przeczucie, czy jednak ktoś się o niej dowiedział i jawnie nam grozi?

– Mój ojciec nie wie o niej, nawet jeszcze tutaj nie przyjechał.

– On nie jest jedynym demonem na świecie – powiedziała bez emocji Alyson.

– To, co robimy? – pytam, chcąc jak najszybciej móc się czymś zająć.

– Ty nic nie robisz – mówi chłodno Lucas. – Razem z Anabelle zajmiecie się swoim ludzkim życiem, Alyson będzie was chroniła, a ja sprawdzę, co słychać u moich wrogów.

– A jak do nich dotrzesz? – zapytała ironicznie Alyson. – Może polecisz? O tak, proponuję lot na skrzydłach, które ci odebrali.

– To ty nie jesteś już aniołem? – Nie zdążyłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

Lucas spojrzał na mnie surowo, ale z jakiegoś powodu nie udało mu się wywołać u mnie lęku.

– Nadal jestem aniołem – wycedził przez zęby.

– Co prawda nie chodziłem do szkółki niedzielnej, ale anioły powinny mieć skrzydła. Ba, nawet mój ojciec je ma. – Krzywię się, przypominając sobie ciemne pióra porozrzucane po całym domu.

– Ani słowa więcej, uczestniczysz w tym spotkaniu tylko ze względu na moją dobroduszność.

– O tak, jesteś bardzo dobroduszny, wielki łaskawco. A teraz pozwól, że stąd wyjdę i pójdę do swojego mieszkania.

– Ani mi się waż – warczy groźnie.

– Mogę robić, co chcę.

– A jeżeli pojawi się tam twój ojciec?

– Ponarzeka, jakiego to ma nieudanego syna i pojedzie do domu.

– Może wyczuć, że przebywałeś wśród nas.

– W takim razie szybciej stąd wyjdę, żeby ten zapach nie przykleił się do mnie na stałe.

– Santos, przestań się tak zachowywać – wtrąca się Anabelle, którą ignoruję.

Kroniki Nefilim: Zakochany aniołDonde viven las historias. Descúbrelo ahora