Chapter 31

1.9K 139 49
                                    

– On na pewno nie chciał, żebyś w ten sposób odebrała jego zachowanie – powiedział Santos.

Od godziny leżałam oparta głową o jego nogi i opowiadałam o tym jak spędziłam dzień. Thomas oczywiście musiał za mną chodzić przez cały ten czas i właśnie o tym chwilę wcześniej wspomniałam mojemu nadzwyczaj spokojnemu brodaczowi.

– Santos, ale co w tym jest normalnego? On mnie śledził!

– A nie pomyślałaś o tym, że naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie? Ledwo pamiętasz Toma i Aleksa, więc swoich wrogów też możesz nie pamiętać.

– Ciekawe jakich mogę mieć wrogów, królową studniówki na której nie byłam?

– Zamieniasz w żart rzeczy, które powinnaś traktować poważnie.

Przeniosłam wzrok z sufitu na twarz Santosa i jęknęłam zirytowana. Czy naprawdę wszyscy mężczyźni w moim otoczeniu musieli być tacy uparci?

– Nie gniewaj się.

Nachylił się nade mną i ręką zsunął z mojego ramienia ramiączko bluzki, a jego usta delikatnie musnęły moją skórę. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Takie zachowanie ostatnio stało się dla nas normalne, bo w ciągu tych paru dni wiele się zmieniło. W towarzystwie Santosa może i nie znikały moje problemy, ale czułam się zrelaksowana, jego bliskość naprawdę mi służyła.

– A jak miałabym się na ciebie gniewać?

– Ty mi powiedz – wyszeptał do mojego ucha, jednocześnie drażniąc mój policzek swoim zarostem.

Jak to się nazywa? To uczucie na dole brzucha... Ach, no tak, chodziło mi o motyle, motyle w brzuchu. Jest ich tyle, że mogłabym bez problemu stąd odlecieć.

– Nie mogę – mówię i wybucham śmiechem. Wtulam się w pierś Santosa i nim zdążymy zacząć kolejny temat, zasypiam.

Budzę się w wielkim mahoniowym łóżku, które nie jest moje, podnoszę się gwałtownie i spadam z niego, jednak nie ląduję na podłodze, tylko spadam w dół. Dookoła mnie nie ma nic, żadnych ścian, budynków ani nawet dzikiej zieleni. Pochłania mnie nicość, wyciąga swoje obślizgłe macki po każdy kawałek mojego ciała.

Nic się jednak nie dzieje. Nie upadam, a mrok odchodzi ode mnie. Otwieram oczy, chociaż nie pamiętam kiedy je zamknęłam, i dostrzegam świetlistą postać, która mnie otacza. Przygryzam usta i zaczynam się modlić. Modlę się, bo się boję i chcę wrócić do domu. Nie jestem odważna, nie jestem żądna przygód, chcę po prostu wrócić tam, gdzie jestem bezpieczna.

– Nie bój się – odzywa się potężny głos.

Moje ciało drży i nie mogę nic poradzić na to, że gdy świetlista postać sadza mnie na złotej imitacji trawy, mam ochotę uciec jak najdalej.

– Nic ci nie zrobię – zapewnia, ale nie potrafię w to uwierzyć.

Zamykam oczy i biorę głęboki oddech, po czym mówię:

– Kim jesteś?

Nie odpowiada. Przerażająco niebieskie oczy wbijają we mnie swój wzrok, ale usta nie otwierając się, żeby coś mi odpowiedzieć. Zostawiają mnie w niepewności.

– Isabela, obudź się!

Znajomy głos dobiega z oddali. Przewracam się na drugi bok i podnoszę rękę do góry szukając natrętnego budzika, który bez skrupułów zaczął mnie budzić.

Budzik. Zaraz, chwila, budziki nie mówią. Otwieram jedno oko i wyglądam zza poduszki, jednak jedyne co widzę, to męska klatka piersiowa w pomiętej koszulce.

Kroniki Nefilim: Zakochany aniołWhere stories live. Discover now