Rozdział 1

12.6K 611 59
                                    

Szkoła zawsze była dla mnie jedynie wyrafinowaną formą tortur, wymyśloną i stosowaną przez dorosłych. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w nowej szkole, piątej w tym roku. Za każdym razem za zmianą szkoły kryły się inne powody, ale jedno pozostawało niezmienne – starsi ludzie mnie nienawidzili. Nie pomyślcie, że to wyolbrzymiam, nawet własny ojciec ze mną nie rozmawia. O tak, nasze relacje nie są ani zdrowe, ani normalne. Wciąż mi nie wierzycie? Dobrze, w takim razie coś wam powiem i dla waszego dobra zapamiętajcie to: Miguel Modesto jest czystym złem, zajmuje się rzeczami, o których nigdy nie chcielibyście usłyszeć. A kim ja jestem? Jego zepsutym synem, porażką i obawą, że nie znajdzie osoby, która mogłaby odziedziczyć po nim imperium.

Wszedłem do sekretariatu, małego pokoiku o przygnębiająco białych ścianach. Naprzeciwko wejścia siedziała drobna blondynka notująca coś zawzięcie w swoim mikroskopijnym kalendarzyku.

– Jestem... – zacząłem.

– Wiem, kim jesteś. Pośpiesz się, masz zajęcia w sali numer pięć – powiedziała, nie podnosząc na mnie wzroku.

Zrobiłem bez sprzeciwu i zbędnej zwłoki to, co powiedziała. Może to się wydawać dziwne, ale ta mała istota miała w sobie coś przerażającego. Nie, nie bałem się jej, po prostu nie chciałem z nią rozmawiać ani chwili dłużej.

Moje rozmyślania i monologi wewnętrzne przerwał huk. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem dziewczynę leżącą na podłodze. Co miałem zrobić? W takich chwilach słucha się instynktu. Podbiegłem do niej i nie pytając o pozwolenie, postawiłem ją na nogi.

Patrzyła się na mnie jak na idiotę. Nikt, nigdy nie miał na tyle odwagi, żeby tak na mnie patrzeć. Zaśmiała się i po chwili pobiegła w głąb korytarza. 

– Jeśli wszystkie dziewczyny będą się ze mnie śmiały, to naprawdę długo tutaj nie zostanę – powiedziałem sam do siebie, zirytowany dzisiejszym porankiem.

Westchnąłem dramatycznie, chociaż nikt nie mógł tego usłyszeć. Przyjrzałem się drzwiom obok mnie i zacząłem żałować, że nie zdążyłem zapytać się tamtej dziewczyny o drogę. Już wam tłumaczę, z czym miałem problem, byłem na parterze, gdzie zamiast najmniejszych numerów widniały same setki.

– 101, 102, 103. – Czytałem, mijając kolejne gabinety. To wszystko było tylko stratą czasu, więc zatrzymałem się, żeby na spokojnie poukładać sobie wszystko w głowie.

– Pomyśl idioto, skoro szukasz gabinetu numer pięć, to oznacza, że znajdziesz go gdzieś na dole. Pytanie brzmi, co za psychopaci prowadzą zajęcia pod ziemią?

Długo nie musiałem czekać na znalezienie odpowiedzi. W ciemnej klasie zobaczyłem siedzącą za biurkiem Anabelle. Moja – znienawidzona przez ojca – ciotka i jednocześnie moja najbliższa krewna od strony mamy. Poznała mnie od razu, chociaż była bardzo zdziwiona moją obecnością. Oboje mieliśmy świadomość, że ten zbieg okoliczności był czymś niesamowitym, ponieważ ojciec zawsze izolował mnie od matki i jej rodziny, a teraz nieświadomie sam wepchnął mnie w ich sidła.

Anabelle wstała i rzuciła mi się na szyję. To było dziwne, bo ostatni raz jak się widzieliśmy była ode mnie znacznie wyższa. Tak, nie widziałem ciotki od dzieciństwa i szczerze mówiąc nie jestem pewien, jakim cudem ją jeszcze pamiętałem.

– Santi, to naprawdę ty. Nie wierzę, że mogę cię zobaczyć. Twoja matka byłaby z ciebie taka dumna, wyrosłeś na silnego mężczyznę. – Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami, przepełnionymi łzami i uśmiechnęła się. – Nie zniszczył cię, to jest najważniejsze.

– Anabelle, nie wiesz o czym mówisz. Nie czytałaś moich akt. W wieku dziesięciu lat udało mi się podpalić internat.

Zaśmiała się, ocierając spływające po policzkach łzy. Nie umiałem się powstrzymać i przytuliłem ją, a ona jeszcze bardziej zaczęła płakać.

Kroniki Nefilim: Zakochany aniołKde žijí příběhy. Začni objevovat