Lawrence, wciąż drżący, pospiesznie usłuchał, siadając na krawędzi fotela naprzeciwko. Jego wzrok nieśmiało przeskakiwał od poważnej twarzy czarnowłosego, do jego nagiego, umięśnionego torsu, na którym plamy krwi wyglądały jak jakieś mroczne tatuaże.

— George... próbował targnąć się na swoje życie — zaczął Duradel, jego ton był rzeczowy, pozbawiony emocji, jakby relacjonował awarię techniczną. — Podciął sobie żyły. W wannie. Zrobił to... skutecznie.

Lawrence wzdrygnął się, a na jego twarzy odmalowało się przerażenie pomieszane z niedowierzaniem.

— Był już poza zasięgiem, w którym mogłem go uratować, pozostawiając człowiekiem — kontynuował Duradel, opierając łokcie na blacie i splatając palce. Jego spojrzenie wyglądało na zmęczone. — Nie miałem wyboru. Przemieniłem go.

Słowa te wisiały w powietrzu przez chwilę, zanim Lawrence zareagował. Gdy to zrobił, jego zdumienie było niemal namacalne.

— Przemienił go pan? — wyjąkał, jego oczy stały się jeszcze większe. — Ale... panie... Rada... przepisy... Przemiana ludzi jest surowo zabroniona bez specjalnej zgody! Inne wampiry patrzą na to bardzo nieprzyjaźnie. Uważają, że... że tak zanieczyszcza się rasę...

— Wiem, jakie są przepisy, Lawrence — warknął Duradel, a w jego głosie zabrzmiała niecierpliwość. — I wiem, co wampiry myślą o takich przemianach. Ale nie pytałem cię o twoją opinię na temat polityki. Mówię ci, co się stało.

Przechylił się do przodu, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej intensywne.

— Teraz Geo jest w letargu. Proces przemiany trwa. Gdy się obudzi, będzie... niestabilny. Głodny. Jego instynkty będą pierwotne, nieokiełznane. I skierują się przede wszystkim na to, co zna najlepiej, co pachnie najsilniej... na ludzi. Na ciebie. Na Risha. Na ochronę i służbę. Służby mogę się pozbyć bardzo łatwo, ale... z innych współpracowników zrezygnować nie mogę i nie chcę.

Lawrence poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz George'a — ale nie tego niewinnego chłopca, tylko dzikiego, głodnego wampira.

— Dlatego — ciągnął, jego głos stał się twardy i rozkazujący — od teraz nikt z ludzi nie wchodzi do jego sypialni. Nikt. Zrozumiano? Potrzebujesz czegoś z tamtej części rezydencji, idziesz przez służbówkę lub czekasz. On przez jakiś czas będzie niebezpieczny. Prawdopodobnie przez kilka tygodni, może miesięcy.

Lawrence skinął głową, ale jego oczy wciąż były pełne lęku. To nie była zwykła sprawa do załatwienia. To była bomba zegarowa, którą jego pan umieścił w samym sercu domu.

— I Lawrence — dodał Duradel, a jego głos opadł do niebezpiecznie cichego tonu. — To pozostaje między nami. Żadnych plotek. Żadnych pytań. Jeśli dowiem się, że któryś z ludzkich służących wie więcej niż powinien, będę wiedział, skąd wiatr wieje. I konsekwencje... będą znacznie gorsze niż spotkanie z głodnym młodym wampirem. Czy jest w tym dla ciebie coś niejasnego?

— N-nie, panie — wykrztusił Lawrence, niemal dławiąc się ze strachu. — Rozumiem. Absolutna dyskrecja. I... i zakaz zbliżania się.

— Dobrze — Duradel opadł na oparcie fotela, a na jego twarzy pojawił się wyraz ponurej satysfakcji. — A teraz... przynieś mi czystą koszulę. I posprzątaj bałagan w łazience. Nie chcę już na to patrzeć.

Lawrence przytaknął ponownie, gotowy już do wyjścia, by wypełnić polecenia, gdy głos Duradela znów go powstrzymał.

— Czekaj. Nie idź jeszcze.

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now