~38~ Waleczna jak zwykle.

263 12 2
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Perspektywa Willow.

Chciałabym móc stwierdzić, że stojąc tam obok Kalijusza z Ethanem który sztywno mnie trzymał byłam wściekła, że przepełniała mnie złość i że aż kipiałam z emocji, których nie mogłam uwolnić.

Ale nie byłam wściekła, byłam cholernie bezradna. Nie mogłam zrobić nic by im pomóc.

Patrzyłam na moją mamę, która dosłownie wybłagała tego potwora, aby chociażby mnie zobaczyć, widziałam mojego tatę, który równie bezradnym wzrokiem patrzył na przede mną. Mojego tatusia, który bał się spojrzeć mi w oczy.

Był tam mój ukochany dziadek, który ze łzami w oczach przyglądał się mi szukając jakichkolwiek ran na moim ciele.

Moi kuzyni, z których jeden niemalże skatowany na śmierć wykrwawiał się na podłogę i drugi który patrzył na bliźniaka jakby był w stanie oddać wszystko by być na jego miejscu.

No i on... Mój Diego, będąc zupełnie szczerą nie potrafiłam określić co widzę w jego oczach. Była tam ulga, smutek, wściekłość a także ta cholerna bezradność. Widziałam wszystkie te emocje, ale też pustkę.

Mężczyzna, którego kochałam siedział tam przywiązany do krzesła a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Sama byłam związana, zakneblowana i sponiewierana, było mi po prostu wstyd, że oni wszyscy i przede wszystkim on musiał mnie taką widzieć.

-Kochanie, wszystko dobrze? -spytała mama patrząc na mnie z czułością i zmartwieniem.

Pokiwałam jej delikatnie głową chcąc uspokoić ją chociaż trochę.

Kalijusz podszedł do mnie w kilku krokach i złapał mnie za brodę zmuszając bym spojrzała w jego oczy.

-Pozwoliłem rozmawiać?

Szarpnęłam się w jego stronę jednak nic to nie dało.

Ethan trzymał mnie na tyle mocno ze nie mogłam się ruszyć, a dłoń na brodzie nie pozwoliła mi nawet na uderzenie go głową w brodę.

-Waleczna jak zwykle. Podoba mi się twoja córka Rosie. Jest podobna do ciebie, widzę w niej Mill, tą moją Mill te trzydzieści lat temu.

-Willow nie ma z tym wszystkim nic wspólnego, puść ją, bliźnięta i Diego. Oni nie mają z tym nic wspólnego, nie było ich tam.

Moja mama błagała a ja nie mogłam na to patrzeć.

Wtedy Kalijusz chwycił mnie za kark i spojrzał z wściekłością na kobietę.

-Gówno prawda! Jebane kłamstwa! Wszyscy panoszycie się po moim mieście! Ona z pomocą młodego Sullivana zjebała mi plany!

Mówiąc to rzucił mną o ziemię tak że upadłam niewiele przed krzesłami.

Diego i reszta szarpnęli się na krzesłach a ja zobaczyłam w tym szansę.

Usiadłam i zaczęłam przesuwać się do tyłu równocześnie szukając po ziemi większego kawałka szkła.

Moje plecy spotkały się z czyimiś nogami. Nie byłam w stanie stwierdzić, gdzie dokładnie wylądowałam, byłam zbyt zajęta śledzeniem absolutnie każdego ruchu Kalijusza i Ethana.

Byłam szczęśliwa, bo udało się, w mojej dłoni znalazł się kawałek szkła.

Młodszy z mężczyzn patrzył na mnie niemo przekazując mi bym niczego nie próbowała.

On sam w sobie nie był taki zły, może i miał swoje za uszami. Pracował dla tego drania, ale nie był cholera zły. Przez ten czas który spędziłam w piwnicach domu Kalijusza, Ethan był jedynym który jakkolwiek o mnie dbał. Przynosił czyste ubrania, dawał jedzenie i rozmawiał ze mną, kiedy byłam na skraju szaleństwa.

Nie ty decydujesz! 18+Where stories live. Discover now