~21~ Odpowiednio wystraszona.

563 23 0
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Piątek późne popołudnie.

Perspektywa Willow.

Obiadokolacja w rodzinnym domu Diego to zdecydowanie nie był szczyt moich marzeń, prawdę mówiąc w mojej obecnej sytuacji to wydarzenie znajdowało się raczej na szarym końcu mojej listy pożądanych aktywności.

Ale zobowiązałam się do współpracy z pieprzonym diabłem i teraz musiałam za to płacić chociażby własną krwią. Sama nawarzyłam tego piwa i teraz musiałam to wszystko wypić.

Dziadek, mimo iż nie był do końca zadowolony z przebiegu rozmowy między bliźniętami a Albertem nadal mnie wspierał. Jak na razie dom jeszcze nie rozpadł się na kawałki, co oznacza jedną z trzech opcji, że moje kuzynostwo jeszcze nie zdążyło zdać raportu, że już to zrobiło jednak ojciec nie zdążył jeszcze wybuchnąć lub że Livio i Levis skłamali dla mnie.

Chociaż w tą ostatnią śmiałam wątpić, bo kto kłamałby dla dziwki?

Mimowolnie przyspieszyłam zmieniając bieg na wyższy. Może jeśli dotrę tam szybciej to równie szybko będę mogła też stamtąd uciec?

Z Diego wymieniłam się jedynie trzema lub czterema wiadomościami, w których umówiliśmy się tylko o której spotkamy się w jego rodzinnym domu i że dotrzemy tam osobno.

Nagle telefon, który leżał w miejscu na kubki między siedzeniami rozświetlił się a po wnętrzu auta rozniósł się dźwięk mojego dzwonka.

O wilku mowa.

(Połączenie od Diego)

-Słucham. -rzuciłam układając telefon na specjalnym uchwycie i włączając głośnik.

-Dzwonię by ostrzec, że ojciec zaprosił też Amarę i Sylvio wraz z Martinem, który swoją drogą od piętnastu minut suszy mi głowę, żeby z tobą porozmawiać.

Zaśmiał się nerwowo a ja mimowolnie westchnęłam. Świetnie więcej Sullivanów na mojej głowie, zupełnie jakbym miała mało problemów.

-Jestem już w drodze, daj mi dziesięć minut i będę na miejscu.

Po drugiej stronie usłyszałam dziecięcy krzyk a Diego pospiesznie zasłaniając mikrofon starał się coś tłumaczyć prawdopodobnie Martinowi.

-Dzieciak nalega by z tobą porozmawiać. -westchnął. -Ciociu Low! Ciociu Low! -wykrzyczał dzieciak.

-Cześć przystojniaku, co u ciebie słychać? -spytałam mimowolnie ocieplając swój ton głosu.

-Świetnie ciociu, wiesz narysowałem dla ciebie obrazek, jesteś tam ty wuja Diego i ja! Mama mówiła, że skoro jesteś dziewczyną wuja to będziemy się teraz często widywać a ja cię straszliwie polubiłem wiesz?! -trajkotał podekscytowany.

-Ja ciebie też bardzo polubiłam. -odpowiedziałam nie potrafiąc złamać mu jego małego serduszka.

Dzieciak był naprawdę uroczym chłopcem, który samym swoim głosem sprawiał, że się uśmiechałam. Młody znowu zaczął mówić a ja mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jak długo mu jeszcze na to pozwolą.

Ile jeszcze zostało mu tej dziecinnej niewinności? Bo przecież urodził się w pieprzonej mafijnej rodzinie i cholera nikt nic na to nie poradzi. W końcu zaczną go uczyć, jeśli nie na następcę to na prawą rękę, dowódcę lub stratega.

A wraz z pierwszym poważnym treningiem znikną urocze rysunki, uśmiechy i dziecinne zabawy.

-Ciociu Low, jak już przyjedziesz to namalujemy razem obrazek? -spytał pełen nadziei.

Nie ty decydujesz! 18+Where stories live. Discover now