~29~ Jeszcze za mało się boje...

786 23 2
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Perspektywa Diego.

Dziadek Dante na początku nie uwierzył, przez kilka długich minut z mojego telefonu nie wydobył się nawet trzask, kiedy powiedziałem mu, że Willow jest już bezpieczna. A później po prostu się roześmiał. Jego dobry humor jednak nie trwał zbyt długo, bo pierwsze pytanie jakie zadał dotyczyło jej samopoczucia a z wiadomych względów nie byłem w stanie na nie odpowiedzieć.

Posmutniał dowiadując się ze śpi już ponad osiem godzin bez przerwy i ruchu. Ale mimo wszystko był wdzięczny za względnie dobre wieści. Kazał też informować się o każdym nawet najmniejszym szczególe, jeśli chodzi o jej stan zdrowia.

A ja przez kolejne czterdzieści godzin siedziałem przy niej obserwując jak śpi. Nie chciałem przegapić momentu, w którym otworzy te swoje niebieskie oczy więc odchodziłem od niej jedynie by się umyć czy skorzystać z toalety. Spałem maksymalnie dwie godziny i to też, jeśli już naprawdę nie mogłem się utrzymać na nogach.

Ale w końcu po długich czterdziestu ośmiu godzinach snu moja Willow otworzyła oczy.

To znaczy najpierw ruszyła dłonią, przetarła twarz i zwinęła się do pozycji embrionalnej a dopiero później uchyliła powieki.

Zasłony w mojej sypialni były ciągle na wpół zasłonięte więc nawet jeśli byłby dzień a nie środek nocy to światło nie byłoby problemem.

Przez pierwsze kilka sekund nie potrafiłem uwierzyć. Wpatrywałem się w ten pięknie intensywny niebieski kolor jej tęczówek prawie w nich tonąć a jej wzrok w końcu odnalazł też i mnie.

Patrzyliśmy sobie w oczy aż w końcu zerwałem się z miejsca i opadłem na kolana przy łóżku.

-Dobrze cię widzieć słoneczko. -wyszeptałem odgarniając z jej czoła kosmyk włosów. -Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem za twoimi oczami.

Zamrugała kilkukrotnie jakby nie wierząc, że to ja i że naprawdę tu jestem.

Pochyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole.

Wtedy otworzyła buzię ze zdziwienia i zabierając dłoń spod policzka dotknęła mojej twarzy.

Jej palce gładziły mój policzek badając niegolony od kilku dni zarost.

-J... Jesteś... -wychrypiała.

-Tak słonko, jestem tutaj z tobą i nigdzie się nie wybieram. Jesteś już bezpieczna.

Na moje ostatnie słowa pokręciła głową na nie i prawie zerwała się z łóżka.

Jednak była na tyle słaba, że udało jej się tylko usiąść a nawet i to nie do końca, bo gdybym nie chwycił jej ramienia upadłaby znowu.

-Spokojnie kochanie. Spałaś dwa dni. -powiedziałem upewniając się, że siedzi stabilnie. -Przyniosę ci wody.

Chwilę później wróciłem z butelką wody i szklanką. Ostrożnie nalałem jej picia i podałem.

Chwyciła naczynie w dwie ręce i wypiła prawie jednym łykiem, wystawiła szklankę w moją stronę prosząc o więcej.

-On przyjdzie. -powiedziała nadal zachrypniętym głosem. -Przyjdzie po mnie i nikt go nie zatrzyma. -powiedziała patrząc mi w oczy.

-Jestem przy tobie i obronię cię przed wszystkim. -obiecałem patrząc jej w oczy.

-Nie dasz rady... -spuściła wzrok. -On znajdzie sposób.

Nie ty decydujesz! 18+Where stories live. Discover now