~19~ Myślałam ze to było takie "zing".

587 17 2
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Perspektywa Diego.

Willow od kiedy odjechała wczoraj wraz ze swoim dziadkiem nie dała nawet najmniejszego znaku życia. Minęła już cała noc a także ponad połowa dnia a ja nadal nie dostałem nawet jednej wiadomości. Powolnie odchodziłem już od zmysłów co nie wpływało dobrze ani na mnie ani na Crispina a już na pewno nie na naszą pracę.

-Może do niej zadzwoń? -zaproponował przyjaciel.

Czarnoskóry chłopak siedział dokładnie naprzeciw mnie w fotelu przed moim biurkiem. Od ponad godziny próbowaliśmy zebrać się na tyle aby w końcu omówić jedną z umów. Cały dzisiejszy dzień był do niczego, non stop przesuwaliśmy wszystko coraz dalej robiąc to co do nas należy po łebkach i nigdy nie do końca.

Co tylko coraz to bardziej nas wkurwiało, gdybyśmy tylko spięli się jak zwykle to do tej pory mielibyśmy już większość zrobioną.

Ale w naszych głowach jedyne co zajmowało miejsce na dłużej to sprawa mojej Willow. Zarówno ja jak i Crispin myśleliśmy o tym zdecydowanie zbyt dużo, jednak równocześnie nie mamy też na to większego wpływu.

Jakby na to nie spojrzeć, to zostawiła w jednej z naszych piwnic prawie nieżywego człowieka i w grobowym humorze odjechała szukać jakiegoś porwanego dziecka. Co gorsza jej dziadek nie wydawał się tym zbytnio zdziwiony.

-Nie mam pojęcia co może teraz robić. A co, jeśli rozmawia z bossem? Oni raczej nie będą zadowoleni z naszego powiązania. Mój ojciec jest owszem tolerancyjny jednak jej taki się nie wydaje, w  dodatku teraz przez nią będzie się jeszcze tłumaczył wyżej. Z tego co mówiła stara się ją zamknąć pod kloszem a raczej wolałbym nie pogorszyć sprawy.

Odpowiedziałem stukając palcami w blat biurka. Naprawdę kusiło mnie by wybrać ten numer jednak w tej sytuacji to raczej nie było dobrym pomysłem. Nie tylko ze względu na to, że ona może być poważnie zajęta, ale też mam z tyłu głowy myśli o tym, że nie mam zielonego pojęcia w jakim stanie ona będzie.

Bo w końcu ja nie jestem typem pocieszyciela, nie potrafię podnosić na duchu i nie umiem rzucać na wiatr jakichś ciepłych słówek kwiatków czy innych motylków. Po prostu nie jestem do tego odpowiednią osobą i w nie miałbym pojęcia co powiedzieć.

-Racja, ale do tej pory powinna już wszystko załatwić. -brwi Crispina zmarszczyły się.

To też było prawdą. Minęło już tyle godzin a ona nadal nie dała nam absolutnie żadnej informacji zwrotnej.

-Poza tym nie mam pojęcia jak miałbym zacząć rozmowę, pocieszyć ją? Zapytać jak wszystko się skończyło? Czy może zupełnie przemilczeć temat?

Zastanawiałem się na głos a przyjaciel niemo potakiwał. Byliśmy w pierdolonej kropce i żadne z wyjść jakie przychodziły nam do głowy nie było dobre.

-Czyli czekamy? -spytał.

Niemalże równocześnie spojrzeliśmy na moją komórkę która samotnie leżała na biurku. Była na wyciągnięcie ręki i tak niewiele dzieliło nas od tego by zadzwonić.

-Idę po lód. -zadecydował przyjaciel wstając.

I wtedy mnie natchnęło. Może i żadne z nas nie miało odwagi zadzwonić do Willow ale w końcu, kiedy ostatnim razem byliśmy w podobnej sytuacji zwróciliśmy się do jej przyjaciółki.

A może akurat Alisha będzie wiedzieć coś przydatnego?

Bez zastanowienia chwyciłem telefon i wybrałem numer.

Nie ty decydujesz! 18+Where stories live. Discover now