~18~ Rzadkie wzloty i częste upadki.

580 20 1
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Perspektywa Willow.

Zimna woda cięgle płynęła z kranu, krystalicznie czysta po spotkaniu z moją skórą robiła się niemalże czerwona. A ja przyglądałam się temu nie do końca kontaktując z otaczającym mnie światem.

Wszystko wydawało się tak dziwnie odległe, jakbym była zamknięta w dźwiękoszczelnym szklanym pomieszczeniu. Niczym dzikie zwierzę w zoo inni patrzyli na mnie z boku.

Crispin który stał w progu przyglądał mi się równocześnie ze zmartwieniem i zainteresowaniem. Martwił się, chociaż nawet nie miał pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło. Widzi jedynie to jak ja wyglądam z wierzchu, nie wie ani co wydarzyło się w mojej głowie ani tym bardziej nie widział ciała. Gdyby zobaczył Maskisma to na pewno teraz patrzyłby inaczej.

On jeszcze nie widzi we mnie tego potwora, który tu siedzi. I możliwe, że nigdy w całości go nie pozna, tak by było lepiej i dla mnie, i dla nich.

W końcu woda przestała się aż tak barwić. Obmyłam twarz oraz dekolt z kropelek krwi, po czym starłam jej resztki z moich odkrytych nóg.

Jak gdyby nigdy nic sprawdziłam makijaż i poprawiłam włosy, spojrzałam sama sobie w moje puste oczy i uniosłam jeden kącik ust. Zupełnie jakbym chciała samą siebie przekonać ze wszystko będzie dobrze.

Do chwili, w której nie odzyskam Poppy nic nie będzie dobrze. Może i właśnie zapobiegłam pieprzonej wojnie, może i wyciągnęłam z tego ścierwa informacje i pomściłam stres jaki przysporzył mojej babci, ale dla mnie to nadal za mało.

Wygładzając materiał sukienki przeszłam obok Crispina który nadal w skupieniu obserwował każdy mój ruch, wpół drogi spotkaliśmy się z dziadkiem.

-Wszystko dobrze Iskierko? -spytał mężczyzna.

-Będzie dobrze, kiedy ją znajdę i odstawię do domu. -odpowiedziałam chłodno.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekał na nas samochód. Chwilę później, kiedy Dante rozmawiał z naszymi ludźmi za mną pojawił się Diego.

Stanęłam z nim twarzą w twarz, kiedy on skanował mnie swoim podejrzliwym wzrokiem.

-Dziękuje Diego. -powiedziałam pewnie. -To naprawdę wiele dla mnie znaczy, obiecuje, że moja rodzina odpowiednio załatwi sprawę przed twoim bossem.

W tym momencie nie obchodziło mnie nawet to ze płaszczę się przed tym aroganckim bucem. W mojej głowie już od kilkunastu godzin jawiły się zupełnie inne priorytety.

-Willow. -zrobił krok do przodu z tą swoją pełną pewności siebie postawą.

Trzeba by być głupim, żeby nie wiedzieć, że oczekuje wyjaśnień, każdy normalny człowiek w takiej sytuacji oczekiwałby wyjaśnień, o ludziach mafii nie wspominając.

-Wyjaśnię ci wszystko tak jak obiecałam wcześniej, tylko potrzebuje czasu. Abyśmy się dogadali potrzebujemy wzajemnego zaufania Diego. Sam to mówiłeś i teraz ja też to rozumiem. -zwiesiłam głowę.

Nigdy nie należałam do osób nadto wylewnych, nie przywykłam też do przyznawania się do błędów. Jednak w tej sytuacji to było więcej niż konieczne, on narażał nie tylko siebie, ale też całą swoją rodzinę. Bo robił coś za plecami bossa, zupełnie tak jak ja. Byliśmy w podobnej sytuacji jednak ta jego była zdecydowanie gorsza.

On nigdy nie zamierzał się stawiać, wypełniał swoją rolę jak należy a ja? Na każdym kroku naciągam zasady i udowadniam coraz to nowe rzeczy. Ciągle kłócę się ze swoim bossem i nie potrafię dojść z nim do porozumienia.

Nie ty decydujesz! 18+Where stories live. Discover now