Po kilku minutach takiej tortury jego zmysły zostały nieco pobudzone do pracy na tyle, aby odzyskał chociaż odrobinę świadomości. George'owi jakiś inny niewolnik pomógł już się umyć i właśnie wymiotował nad toaletą to, co mu w żołądku jeszcze pozostało.
Wreszcie chłopcy uznali, że jakoś doprowadzili ich do względnego porządku. Wytarli ich i pozwolili się ubrać w świeże rzeczy. Wepchnęli ich do łóżka i kazali spać. Jemu nie chciało się jednak spać. Nabrał dziwnej ochoty opowiedzieć im co nieco o swej dawnej przygodzie z wymiotowaniem. Jakoś tak coś mu zaczęło świtać. Pomieszało mu się to jeszcze z fabułą jakiegoś filmu, gdzie matka głównego bohatera była burdelmamą. W jego wyobrażeniach tym głównym bohaterem był on sam.
— Chłoaki a iecie, żee ja kieds już rzyałem?
— Śpij. Ucisz się. Jak Pan Alaryk was znajdzie, to już po was. I lepiej, żeby nie wszedł do gabinetu, bo... ugh! Jesteście osły!
— Too było ak małem praawie erwszegoo klientaa do loodzika! — ciągnął dalej niczym niezrażony George, będąc zupełnie przekonany, że historia, którą chce opowiedzieć, przytrafiła się jemu. — I...i... — Odbiło mu się głośno niezbyt przyjemnymi alkoholowymi wyziewami. — I... eszcze ne umaem dobrzee obci-ąać. Taaki grubaaas blee przazł i wepchął mi w gadło głęboooko! Ne wyjoooł i zaczooolem siee dusiic! I rzygać! To chuuj wyjol! A ja rzyg-alem na nieeoo! — Dopadła go alkoholowa głupawka. Nie mógł przestać się chichrać. Niewolnicy próbowali go uspokoić. Udało im się dopiero po dosyć długim czasie. Zaabsorbowani tym nie zauważyli groźnie wyglądającego mężczyzny stojącego w drzwiach do pomieszczenia. Bacznie przyglądał się całej scenie z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy. Nonszalancko oparł się o framugę i nie ujawniał reszcie swej obecności. Czekał, jak to wszystko rozwinie się dalej.
Geo doskonale go widział, ale myślał, że to jakiś wytwór jego wyobraźni, jak dwóch Rishów, więc kontynuował, ignorując spoglądającego nań z politowaniem wysokiego gościa z kilkudniowym zarostem i krótkimi elegancko ułożonymi obsydianowymi włosami. Rzucił jeszcze okiem na Ri, który ewidentnie przysypiał, oparłszy głowę o jego szyję.
— Noo i... ak rzygnalem na obleecha too om drze ryja: „Kuuwa so oisz maala kuwo! Jetes ohyny! Nie aplace cii!". A ja muu uwie pomiedzy rzyaniem: „To kutas cii w pizee!". I chuj poszel w piizdu! Ne zaacił mi! Mamuska byla ściekla, ze ja erdole! Ale obleech przylaz dzieen pozniiejjj! I zaalacił potrojnie! Gupia swińa! Chcal zeby go obrzyać! Orzyać kuraał! — kontynuował, jakby w ogóle nie przerwał wcześniej swojej paplaniny napadem głupawki. Rozbawione spojrzenie wciąż się od niego nie odrywało. Coś zaświtało mu w głowie, że to może nie majak, ale miał to gdzieś. Mówił dalej: — A ja ne chcaaem już rzyać, to uwie ak do czlooieka to! Maaka drzee rya! Bediesz ryać ak kient chce! No o go orygałem! Ale musiaaal mi wsadić paleec w ryya! I oniec hisori! — skończył paplać.
— Nareszcie. Myślałem, że już nigdy nie skończy. Ja się dziwie, że on jeszcze żyje! Jest tak nieposłuszny, że... Aż brak mi słów! Jeszcze tego brakuje, aby nasz Pan ich znalazł. Wtedy nie chcę być w naszej skórze!
— R-Rssh ciicho sieedzi! Niech eż cos oowie!
— To nie jest dobry pomysł George. Idźcie spać. Najlepiej udawajcie chorych.
— Chorych?! Zwariowałeś?! Przecież czuć od nich alkohol! Szczególnie od George'a! Niewolnicy i alkohol, phi, też coś! Nie mówiąc już o zdewastowanym gabinecie Pana Duradela! Tego nie da się tak po prostu posprzątać! Przecież ich Pan, jak wróci, zauważy brak alkoholu i zniszczone dokumenty. A nasz Pan ukarze nas jak nas tu znajdzie! Już po nas! — wtrącił się drugi niewolnik. Do tej pory się nie odzywał, ale nie mógł się już powstrzymać.
— Kiedys treser wyslal mne na szkolenie poza osrodek do jakiegos Pana — odezwał się niespodziewanie Rish, którego słowa George'a zachęciły dziwnie do mówienia. Zwykle był cichy, ale nie tym razem. Był w lepszym stanie niż Geo, więc jego słowa łatwiej dało się zrozumieć, mimo że opierał głowę o jego szyję. — No a ja umm... malem problemm z... braniem glęboko do gardla. I... i ten Pan stwierdzil, ze mnie tego porzadnie nauczyy. No i nauczyl... Mial konie. Duzoo koni! I on kazal mi na nich cwiczyć... I jak blaem konie do ust to potem już uiałem i bralem gleboko i Pan był zadowo... zaoolony — powiedział Rish, po czym przestał mówić i powoli zapadał w sen wtulony w Geo, którego powieki też stały się dziwnie ciężkie.
Tymczasem Alaryk, dobry kumpel Du, stwierdził, że jest to idealny moment na zwrócenie na siebie uwagi.
— Wytłumaczy mi ktoś, co tu się dzieje? — zapytał zimnym, pozbawionym emocji głosem. Jego niewolnicy odwrócili się na te słowa przerażeni i opadli na kolana. Alaryk wiedział już, że czeka go niezła zabawa z własnymi niewolnikami. Jakże się cieszył, że wyjazd Duradela niespodziewanie się przedłużył i kazał mu zająć się swymi nowymi zwierzaczkami, a szczególnie jednym, George'em. Od razu wiedział, który to. Choć musiał przyznać, że nad swoimi niewolnikami, których wypożyczył kumplowi, aby mógł zrealizować jakiś swój pomysł, też lubił się poznęcać.
No to pięknego sobie pieska kupiłeś przyjacielu... ale już ja go wytresuję. Co z tego, że stracił chwilowo pamięć? Już ja się nim tak zajmę, że gdy tu wrócisz, będziesz miał niewolnika w pełni władz umysłowych, a nie jakiegoś pozbawionego ogłady i szacunku do ciebie dzikusa z amnezją.
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
~~~~48.~~~~
Start from the beginning
