— Już niedługo przekonasz się, że ja mogę wszystko, głupi kundlu! A na razie, śpij.
— C-co? N-nie! Nie ch-cę! Zos-taw mnie! Ty... — Niewolnik zapadł w sen. Podtrzymał go, aby się nie przewrócił.
— Rish, wracamy do środka. — Wziął w ramiona nieprzytomną zabaweczkę. — Nie zapomnij o karafce i szklance. Idziemy.
Uśpił go w jednym konkretnym celu. Przed swoim wyjazdem chciał go dobrze zabezpieczyć. Co prawda George miał już bransoletkę, ale to nie wystarczyło. Postanowił nałożyć mu specjalny znak na plecach widoczny tylko dla wampirów, mówiący, że ten dzieciak jest jego własnością, niewolnikiem. Ponadto chciał wykorzystać nieco technologii i wszczepić mu pod skórę nadajnik, dzięki któremu z łatwością zawsze namierzy położenie swojej zabaweczki.
Jego zamiary doszły do skutku. Szybko nałożył odpowiednie znaki, a następnie jednemu z ludzi kazał zająć się nadajnikiem. Stwierdził, iż doskonałym miejscem do umieszczenia malutkiego nadajnika, będzie pacha. Urządzenie było bardzo małe. Praktycznie niewyczuwalne. Jeśli znajdowało się w pasze, dzieciak nie miał szans na wyczucie go. To było niemożliwe. Mały zabieg odbył się szybko, bez większego uszkodzenia ciała. Po wszystkim zaleczył małą rankę, aby mały się czegoś nie domyślił i pozwolił spać aż do osiemnastej. Już nie mógł się doczekać, co każe zrobić Aniołkowi.
***
— Wstajemy piesku — wymruczał mu ktoś do ucha. Zmarszczył brwi niezadowolony, że ktoś śmie wybudzać go z pięknego snu. Bardzo mu się podobał z jednej prostej przyczyny. Nie było w nim wampira. A tu niestety perfidnie nachylał się nad nim, co zobaczył po niechętnym otwarciu jednego oka. I nawet polizał go w ucho!
No bez przesady kurwa! — pomyślał i poderwał do siadu, jednocześnie odpychając od siebie natręta. Jeszcze mi tylko brakuje, aby się ze mną teraz przelizał. Nie dla niego te przyjemności. Niech sobie nie myśli, że jeśli mnie tu więzi, to może sobie robić, co chce!
— Dlaczego tak właściwie spałem? Pamiętam, że byłem w ogrodzie — przypomniał sobie.
— Zemdlałeś nagle. Nie pamiętasz piesku? Klęczałeś sobie przede mną, jak na posłusznego pieska przystało i nagle bum, leżysz na ziemi. Może jakieś osłabienie czy coś.
— Czy coś? To chyba wiadomo, że to przez ciebie!
— Ach tak?
— Gdybyś nie traktował mnie jak chodzącej przekąski i nie wysysał jak głupi mojej krwi, to bym nie mdlał, gdzie popadnie!
— Zapominasz się szczeniaku! — Poczuł pieczenie na policzku. Nim się obejrzał na drugim również.
— Ała! Opanuj się!
Wampir chwycił go boleśnie za włosy.
— Coś ci przypomnę szczeniaczku — mruczał mu do ucha groźnie. — Jestem twoim Panem. Ty tylko niewolnikiem, zabawką, nie zapominaj, gdzie twoje miejsce. Chwilowo traktuję cię bardzo ulgowo, ale to prędziutko się może zmienić. Więc teraz podniesiesz swoją słodką dupkę, klękniesz przede mną, przeprosisz i pocałujesz w prawą dłoń, ubolewając nad twym haniebnym zachowaniem. — Zdarł z niego kołdrę, zrzucając ją na podłogę.
Może cię tępy pajacu jeszcze w dupsko pocałować?! Albo od razu obciągnąć w ramach przeprosin?!
W głosie pojeba kryła się mocno wyczuwalna złowroga nuta. Nie w głowie była mu powtórka z rozrywki, to znaczy kolejny gwałt, więc przełykając gorzki smak porażki i upokorzenia, zrobił, co ten chciał, klęknął.
— Co masz mi do powiedzenia? — Spojrzał na niego wyczekująco.
— Przepraszam, Panie, za me haniebne zachowanie, wybacz, że nie mam ochoty z tobą na ruchanie — przeprosił go, nie mogąc powstrzymać niektórych słów, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, aby ugryzł się w język. Koneser krwi wystawił już rękę do pocałowania, więc musnął jej grzbiet lekko wargami.
— Nadal jesteś beztrosko bezczelny. Może powinienem cię zmusić do nabrania chęci na niektóre małe przyjemności?
Dobra, kurwa! Odpuszczę... znowu.
— Wybacz, Panie. — Pocałował go w dłoń raz jeszcze, tym razem nic nie dodając.
— Można? Można.
Można to ci kij w dupę wsadzić kurwo.
Krwiopijca spojrzał na niego dziwnie i skrzywił usta w grymasie. O co mu chodziło?
— Idziemy na dół. W salonie czekają już moje pieski, aby je ukarać. Mam nadzieję, że wybrałeś już któregoś?
Czyli dalej mam wybierać?! Pojeb! Chociaż...
— Tak. Wybrałem, Panie. Chociaż nie znam wszystkich twoich niewolników — oznajmił mu, stwierdzając, że ma go w garści. Kazał przecież wybrać jednego z niewolników. Nie powiedział którego. Jeśli myślał, że pozwoli, aby ten kutas karał niewinnych chłopaków, to grubo się mylił.
— Zdradzisz, kto dostąpi tego zaszczytu? — zapytał Duradel, choć znał już odpowiedź na to pytanie. Skoro piesek tak chciał się bawić, dobrze, podejmie jego grę. Lubił dawać nadzieję swym przeciwnikom i wrogom, a potem wdeptywać ją w ziemię. Chłopak zbył to pytanie milczeniem, więc i on zamilkł. Chwilowo.
Przemieszczenie się do salonu nie zajęło im dużo czasu. Klęczało w nim jedenastu chłopaków, w tym Rish. Rozpoznał mniej więcej połowę z nich. Przez chwilę pomyślał, że może powinien zmienić swe postanowienie i wybrać jednak do karania tego denerwującego typa, ale zrezygnował z tego pomysłu. W końcu ten psychol tak został wychowany. Nie potrafił zachowywać się inaczej niźli posłuszna zabaweczka wpatrzona z uwielbieniem w swego Pana.
Pana. Ohydne słowo. Nadal nie pogodził się z myślą, że miał właściciela. Nazywanie go Panem przyprawiało go o mdłości.
— Klęknij z nimi kundlu — rozkazał mu wampir, gdy znaleźli się w przestronnym salonie. Zrobił to, ledwo powstrzymując się przed ukryciem uśmieszku satysfakcji. — Poleciłem ci coś wcześniej. Nie zrobiłeś tego. Wiedziałeś o wyborze, jaki cię czeka, a mimo to zignorowałeś rozkaz. Mów więc... kogo mam ukarać z twojego powodu? Jakiego niewolnika wybrałeś?
— Wybrałem samego siebie, Panie — powiedział tryumfalnie. Klęczący chłopcy spojrzeli na niego niepewnie, a potem znów wbili spojrzenia w podłogę.
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
~~~~45.~~~~
Start from the beginning
