Wrócił do altany, gdzie Rish klęczał, czekając na niego posłusznie. Pogłaskał go po głowie w nagrodę. Jemu także przyglądał się przez kilka chwil. To zwierzątko także stanowiło widok miły dla oka. Również komponowało się z wystrojem wnętrz. Nieco różniło się od Geo. Wyglądowo być może i byli podobni, ale pełnili inne funkcje. Pierwszy piesek pełnił rolę swego rodzaju stałego mebla, ciężkiego, trudnego do poruszenia, stawiającego opór. Przynajmniej chwilowo, wszak szybko się to zmieni. Rish z kolei łatwo dawał się przestawiać z kąta w kąt, bez trudu mógł się nim bawić, jak chciał, ustawiać, gdzie mu się żywnie podobało. Stwierdził, że chce to zrobić nawet teraz.

— Klęknij tam. — Skinął mu głową mniej więcej metr w prawo od miejsca, gdzie teraz się znajdował. — Tak, dobrze. Klęczysz tak.

— Po co kazałeś mi tu przyjść? — odezwał się nieco naburmuszony drugi niewolnik, który właśnie stanął w niewielkim oddaleniu od altany.

— Bo taki miałem kaprys. Klęknij przede mną.

— Po co?

— Bo jestem twoim Panem i ci każę. — Podobało mu się nawet to małe przekomarzanie z niewolnikiem.

— Dla mnie to nie jest argument.

— A czy argumentem będzie: Klęknij, bo ci przestrzelę kolano? — Jego własne słowa rozbawiły go nieco, bo właśnie tak się przecież stało. Co prawda z udem, ale to nie miało znaczenia. I chłopak tego nie pamiętał. To nie miało jednak znaczenia. Przypomni mu o tym w swoim czasie.

— Tak. Jest to argument jednak poniżej pasa i odpowiada raczej jakiemuś barbarzyńcy, a nie istocie choć trochę rozumnej. — Zielonooki klęknął przed nim niechętnie, obrzucając go w myślach inwektywami.

— Bardzo mnie cieszy twa znajomość anatomii i wiedza, że kolana usytuowane są poniżej pasa, a także wnioskowanie co przystoi, a co nie, komuś rozumnemu. Wychodzi na to, że jesteś czymś nierozumnym, George'u Aradzie Daelu. Rozumny niewolnik, taki jak Akim na przykład, szanuje swego Pana i służy mu chętnie. Ty tego nie robisz.

— Nie jestem bezrozumny! I nie jestem czymś, tylko kimś, jak coś! I... Skąd znasz moje pełne imię?! — zdumiał się. A zrobił to, bo... bo sam dopiero teraz o czymś takim, jak swoje pełne imię, sobie przypomniał.

— Jestem twoim Panem. Przy kupnie zaopatrzono mnie w odpowiednią dokumentację.

— Świetnie — sarknął niezadowolony niewolnik. Powodem jego niezadowolenia była... Pamiętał! Pamiętał, dlaczego! Niechęć do imion po dziadku i ojcu! Ludziom często nadawano same imiona. Nazwiska raczej nie istniały, używało się imion, a także odpowiednich numerów w dokumentach, unikatowych dla każdego obywatela­ będącego człowiekiem. — To powiesz mi, co chcesz?

— Po pierwsze, szacunku. Znowu się zapominasz, szczeniaku. Po drugie, skoro przerwałeś wcześniej wykonywaną czynność i nie raczysz do niej powrócić, to zagospodaruję ci czas, który pozostał do osiemnastej. Jednocześnie już teraz informuję cię, abyś wybrał jednego niewolnika, którego ukarzę.

— Że co?!

— To, co słyszałeś.

— Nie będę nikogo wybierał, Panie!

— Owszem, zrobisz to. Jeśli nie, ukarzę wszystkich. Mnie to bez różnicy. Jak myślisz, będą szczęśliwi, wiedząc, czyja to wina?

— To okrutne, Panie! Nie możesz!

Slave Academy. Yaoi (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz