(platfusowate pismo, hmm, obrazkowe(?) autora, nie zwracajcie uwagi, przedstawiam tu tylko fragment tego, jak pismo w tym języku wygląda)
Ledwo co zaczął pisać list, a ktoś przerwał mu, wkraczając do salonu, głośno przy tym trzaskając drzwiami. Westchnął zirytowany, nie dokańczając nawet zaczętego zdania (Twe otwarte podejście do przekazania mi wszelkich niezbędnych doku...). Będzie musiał sobie porozmawiać z ochroną. Nie mogło być tak, że wpuszczają tu sobie... I wszystko jasne. Tym natrętnym intruzem był nie kto inny, a sam Lo, który zapewne przyszedł mu się tutaj wyżalić, jaki to zły i niedobry był, że śmiał mu sprzątnąć sprzed nosa niewolnika, do którego to on miał jakieś pretensje. Ble, ble, ble... Tyle znaczyć będą dla niego jego słowa.
Wrócił na powrót do pisania listu do jego ojca. Może sam mu go dostarczy? W sumie całkiem niezły pomysł.
Tak, jak się spodziewał, od progu zaczął mu zawracać dupę czymś, czego już nie dało się cofnąć, bo w świetle prawa niewolnik już należał do niego. A on nie zamierzał mu go oddawać. Choćby z samej satysfakcji tego, jak ten będzie się denerwował i miotał.
— To było świństwo! — zaczął od progu. — Jak mogłeś mi to zrobić? Zaufałem ci i powiedziałem o moim planie, a ty go wykorzystałeś przeciwko mnie! Tak się nie robi!
— Nie robi to się przysiadów, jak się ma rozwolnienie mój drogi — rzucił ignorująco, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. — Coś konkretnego cię sprowadza, czy tylko przyszedłeś mi zawracać dupę?
— Przyszedłem tu po mojego niewolnika! I dostanę go!
— Dostać, to ty możesz co najwyżej w ryj. To po pierwsze. Poza tym jeszcze go nie mam. Choć planuję to zmienić. I to już niebawem — mówił stoicko, co jeszcze bardziej rozsierdziło Lo.
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Chcę prawa własności do George'a i twojego podpisu, że się go zrzekasz.
— Znasz takie powiedzenie... Jak świnie zaczną latać?
— Co?
— Hmmm... to może powiem prościej. Spierdalaj, bo się zdenerwuję. A wiesz, że jestem wybuchowy.
— Nie pójdę stąd, dopóki...
— Posłuchaj, kretynie. Powiem to ostatni raz. Choćbyś się tutaj rozebrał do naga i tańczył tańce godowe, nic z tego. Nie będzie powrotu do status quo ante i pogódź się z tym, nim mnie wkurzysz. Nie dam ci prawa własności do mojego niewolnika i albo przyjmiesz to do wiadomości, albo... nie wiem, co ci zrobię, ale z pewnością wymyślę coś dla ciebie bardzo dotkliwego. Z twoim ojcem sobie poradziłem, to z tobą tym bardziej.
— To jest nieuczciwe! To kradzież! Nie miałeś prawa...
— Idź, poskarż się służbom porządkowym.
— A żebyś wiedział, że to zrobię! Pójdę do samego naczelnika! To, co zrobiłeś, to było zwykłe wyłudzenie pod groźbą! To...
— Ach tak? Do naczelnika powiadasz. To nawet nigdzie nie będziesz musiał chodzić.
— Ha! Czyli go oddasz! Wiedziałem, że...
Duradel sięgnął po telefon i wybrał odpowiedni numer. Po kilku sygnałach właściciel numeru odebrał.
— Du! No kopę lat, stary byku! Masz coś do załatwienia? — ucieszył się naczelnik.
— Nie ja. Znasz Evereta?
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
~~~~35.~~~~
Start from the beginning
