Znów cichy odzew. Za cichy. Irytowało go to lekko.
— Mów normalnie, jak się do mnie zwracasz. Nie lubię mruczenia pod nosem, jasne?
— Dobrze, Panie — powiedział już głośniej.
— Widzisz? Nie było tak źle. Jak się będziesz zachowywał i wykonywał moje polecenia, nic ci nie będzie groziło. Doskonale wiem, co potrafisz robić, więc nie rozkażę ci czegoś, czemu nie podołasz. Karzę tylko za przewiny. Potrafię być wybuchowy i czasami niezły ze mnie skurwysyn, ale wtedy zwyczajnie spadaj do swojego pokoju i nie wychodź przez parę godzin, bo inaczej... Po prostu nie wychodź wtedy. Zapamiętasz?
— Zapamiętam, Panie.
— Cieszę się zatem. A teraz przez chwilę się nie ruszaj. I podwiń rękaw. Dobrze. Trzymaj go tak. Uwaga, wbijam...
Przeźroczysta strzykawka napełniała się krwią. Mililitr po mililitrze. Przedziałek wskazywał jej coraz więcej i więcej, aż napełnił ją prawie do pełna. Po skończonej procedurze polizał małe nakłucie, niewidoczne, aby natychmiast się zasklepiło. Wampiry posiadały taką umiejętność. Regeneracja uszkodzonej ludzkiej tkanki potrafiła się przydać.
Wlał zawartość strzykawki do szklanki, używanej do trunków nie tylko alkoholowych, ale także tych typowo wampirzych. Nie zapełniła się w wielkim stopniu. Krwi było tylko na tyle, by dało się jej spróbować. To miał też na celu. Na prawdziwe picie z żywiciela przyjdzie czas za jakiś czas. Jeszcze niech się do niego przyzwyczai. By nie dygotał pod jego dotykiem.
Spodziewał się, ze to musiało być dla niego nowe doświadczenie. W sensie wampiry już musiały z niego pić, ale miał całkiem długą przerwę od tego, gdy ktoś, kto mógł określać się mianem jego Pana, pobierał z niego odżywczą substancję. Musiał zdawać sobie sprawę, że teraz to już nie żarty, a przebywa w obecności swojego prawdziwego Pana i musi się absolutnie pilnować. Podejrzewał, że dygot minie za którymś tam razem.
Posiadał jakąś dziwną wyrozumiałość dla chłopaka. I dla tego typu niewolników jak on. Posłusznych. Nie miał jakiejś dziwnej satysfakcji w tym, by pastwić się nad kimś, kto zależał od niego w stopniu, hmmm, jak to nazwać? Czy określenie „w stopniu niewolniczym" będzie tutaj odpowiednie? Tak, przypuszczał, że owszem.
Ktoś w takim stopniu mu podległy był zależny od niego w każdym momencie swego życia, więc zdawał sobie sprawę ze swojej pozycji w porównaniu z nim. Niewolnicy znali swe miejsce, nie musiał im go udowadniać. Nie miał więc z tego satysfakcji. Poza tym, co to za sztuka podporządkować sobie niewolnika. Pestka. Inaczej sprawa się miała z krnąbrnymi gnojkami. Ze zginania ich hardych karków, miał dużą satysfakcję.
Przechylił szklankę z posoką. Ta dotknęła jego warg, by szybko spłynąć na język. Przymknął powieki, smakując. Wyczuwał w niej kilka przyjemnych nut, mile łechcących podniebienie. Mlasnął cicho. Zatoczył językiem po jamie ustnej, rozprowadzając resztki krwi po dziąsłach. Rozsmakował się w niej na dobre. O tak, nie bez przyczyny chłopak trafił na produkcję. Jego krew to coś absolutnie fenomenalnego. Pierwszorzędnego.
Odetchnął głośno, siadając na przeciwnej sofie do tej, na której siedział kasztanowowłosy.
— Wspaniale smakujesz. Nic, tylko życzyć sobie więcej takiej krwi.
Na ten komplement blade policzki zarumieniły się, ich właściciel wyraźnie się zmieszał, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok. Chyba nie przywykł do tego typu słów ze strony wampirów.
— Dziękuję, Panie. Jestem... do twojej dyspozycji, kiedy tylko zapragniesz.
Uśmiechnął się lekko na to wyznanie.
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
~~~~34.~~~~
Start from the beginning
