65. Czysta miłość

55 32 13
                                    

Święto zakochanych. Walentynki. Samira była w szoku, kiedy tego dnia jej poczta kwiatowa praktycznie nie miała końca. Oczywiście schlebiało jej to, że aż tylu chłopców pamiętało o niej tego dnia, ale ona czekała na tego jednego. Pragnęła kwiatów od Pawła. Nie od Damiana, Bartka, Kacpra czy nawet Sama.

Dlatego też gdy przyszły kwiaty od tajemniczego wielbiciela miała nadzieję, że to właśnie od niego.

— Te nie podpisane kochanie — powiedział jej tato, kiedy wręczał jej duży bukiet czerwonych róż.

— Ach! To pewnie od Pawła! — zawołała przyjmując kwiaty z wdzięcznością i prawie znikając pod ich naporem.

— Tylu wielbicieli kochanie! Robisz furorę na roku! — krzyknęła jej mama z salonu, w którym właśnie rozciągała się na macie.

Samira ustawiła bukiet róż na honorowym miejscu wśród innych kwiatów na stole i obwąchała każdą różyczkę z uśmiechem. Tak bardzo chciała aby były od niego.

— Nasza córeczka łamie męskie serca, kto by pomyślał! — powiedział tato Samiry przyłączając się do mamy na macie i puszczając do niej oczko.

— Jesteśmy z ciebie tacy dumni, kochanie! — zawołała mama wyciągając nogi do góry w pozycji świecy, które tato od razu złapał i przytrzymał.

— Jako starosta mam po prostu swoich wielbicieli, kochani rodzice! Wiedzą, że ode mnie dużo zależy, dlatego starają się przypodobać, ale oczywiście kochają mnie! To oczywiste!

Szczęśliwa Samira usiadła z powrotem na kanapę w salonie w domu rodzinnym, na której przeglądała portale społecznościowe na swoim telefonie i popijała z dużego kubka kawkę. A rodzice przed telewizorem ćwiczyli pilates. Zaczęła się zastanawiać czy napisać do Pawła, ale w końcu nie wiedziała czy kwiaty były na pewno od niego więc postanowiła się wstrzymać. Jak się zobaczą w kościele w niedzielę to spróbuje go wtedy wyczuć – pomyślała wciąż podniecona dając lajka pod selfie Patryka i Aurory. Ci sobie wyjechali... - pomyślała przyglądając się jak oboje stoją przytuleni i uśmiechają się do obiektywu na tle zamarzniętego jeziora i śnieżnobiałego lasu. Może ja tak za rok z Pawłem pojadę... - rozmarzyła się wtulając w poduszkę i przykrywając się kocykiem.

Wieczorem Samirę zaskoczył kolejny dzwonek do drzwi. Była już sama w domu, bo rodzice wyszli na walentynkową kolację, a ona zamierzała ten czas spędzić na romansie z podręcznikiem od Prozy. Dzwonek jednak powtórzył się kilkakrotnie nie dając jej wyboru. Musiała wstać. Podeszła do drzwi w swoich czerwonych kapciach z pomponem i spojrzała przez oko judasza przez które zobaczyła uśmiechającego się Sama z kolejnym bukietem kwiatów.

— Ach... — westchnęła i otworzyła drzwi. — Witaj Samie...

— Samiro... — Sam od razu padł przed nią na kolana i z wyciągniętymi do niej kwiatami zaczął recytować wiersz miłosny.

„Twe oczy, ma potęga

Nic nie równie twym ustom jest

Skosztować, smakować,

Upajać się...

Gdy płatkiem śniegu

Na wargach się jest..."

—.... czy będziesz moją walentynką? — zapytał z patosem ostatecznie kończąc wiersz.

— Samie... — westchnęła ponownie — No dobra... wejdź... — powiedziała i biorąc od niego kwiaty wpuściła go do środka. Tłumaczyła sobie, że robi to tylko dlatego, bo przy otwartych drzwiach robiło jej się już zimno w samym tylko długim sweterku.

Change Of Hearts #1Where stories live. Discover now