3. Twarzą w twarz

147 47 7
                                    

"Zaczęło się. Tak! Zaczęło się i to na poważnie! Elementarne zadania aktorskie! W końcu będzie się działo! Trzeba będzie odgrywać scenki, przygotowywać inscenizacje!" Samira z podniecenia aż nie mogła usiedzieć w miejscu, gdy słuchała, o czym mówił wykładowca.

- Będą państwo w dużej mierze pracowali w parach bądź grupach, proszę się zawsze przygotowywać z danego materiału, który będziemy przerabiać na zajęciach, bowiem zawsze będę prosić kogoś z państwa o odegranie jakiegoś zadania na kolejnych zajęciach, które było ćwiczone na poprzednich, w ramach utrwalenia, czy to zrozumiałe? - zapytał profesor zerkając po auli na studentów.

- Oczywiście! - odezwała się od razu Samira. - Będziemy zawsze przygotowani! - zapewniła reprezentując głośno wszystkich.

- Nie, nie będziecie, ale przynajmniej udawajcie jak na aktorów przystało, hehe... - powiedział i zaśmiał się sam z siebie pod nosem jakby właśnie wyszedł mu dobry dowcip..

- Dobrze! - zawołała Samira i też zakrywając sobie delikatnie usta zachichotała dla efektu.

William, który siedział niedaleko spojrzał na nią unosząc brwi. "Ale się podlizuje..." - pomyślał z niesmakiem.

- Czy są jakieś pytania? - zapytał w końcu profesor po kilku jeszcze swoich wywodach odnośnie treści programowych i zaliczeń wodząc wzrokiem po auli.

- Czyli nie można mieć żadnej nieobecności? - zapytała jakaś dziewczyna z końca sali.

Samira spojrzała w jej stronę prawie, że z oburzeniem. Co to za bezczelna krótko obcięta blondyna?

- Można - przyznał profesor i zrobił dłuższą pauzę. - Ale wtedy się nie zdaje, hehe... - dodał zapewnie ponownie uradowany swoim ciętym językiem. Samira zaśmiała się razem z nim.

- Tak jak mówiłem, liczą się tylko nieobecności usprawiedliwione, jak macie jakiś pogrzeb, czy ślub to od księdza uznaję. Wiedzą państwo, na plebanię trzeba iść i tam może dadzą.

- A jak nie dadzą? - zapytał chłopak siedzący po prawej stronie w trzecim rzędzie. Miał ciemne, lekko kręcone, ale krótkie włosy. Wyglądał na lekko zdenerwowanego i chyba w ogóle żałował, że się odezwał, bo profesor jak i reszta studentów spojrzeli w jego stronę, co go jeszcze bardziej spięło. - Czy wtedy od mamy będzie się liczyło? - odważył się jeszcze mimo wszystko zapytać.

Po sali rozszedł się szmer chichotu, a twarz profesora również wykrzywił radosny grymas.

- Mogę pana prosić o powstanie? - zapytał zwracając się do chłopaka.

Przestraszony student posłusznie wstał ściskając w ręku długopis.

- Pańska godność?

- Bartu... znaczy Bartek, e... Bartosz Mami... syński... - wydukał z siebie.

Echo śmiechów znów uniosło się po sali.

Samira przyglądała się petentowi z żałością w oczach. Niemal utożsamiała się z profesorem przeczuwając, co zaraz nastąpi.

- A więc Panie Mamisyński, może Pan spróbować przynieść usprawiedliwienie od mamy, proszę bardzo. Jednak proszę się nie zdziwić, jeśli momentalnie trafi ono do niszczarki, jasne? A jeśli Pana mama ma ładne pismo, to przecież szkoda by było, nieprawdaż?

Samira czuła to! "Tak to było to! Krótko, ale dosadnie! Bez żadnych wyjątków!"

Zawstydzony Bartek pokiwał jeszcze głową, po czym wykładowca pozwolił mu usiąść.

- Jeśli nie ma już więcej pytań, to dziękuję Państwu za dzisiaj! Pierwsze zajęcia zawsze krótsze jak to się mówi! - oznajmił - Ale za to kolejne będą dłuższe! - zawołał, kiedy już nastąpiło ogólne poruszenie i ludzie zaczęli wstawać.

Change Of Hearts #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz