69

51 9 1
                                    

Jongho, przed rozpoczęciem swojego testu, musiał przejść szybki kurs. Jego zasady poznawał stopniowo, nie przywiązując do nich większej uwagi. Nie przypuszczał bowiem, że coś takiego może być istotne i potrzebne w świecie przestępczym. Dotychczas był święcie przekonany, że działania pod przykrywką są kwestią drugorzędną, która nie ma większego znaczenia w kontekście całości. Jak się później okazało, są one równie istotne co ostateczne starcia.

Spojrzał na siebie w lustrze. Wyprasowana koszula, która wyglądała jakby była na niego szyta, podkreślała jego lekko rozbudowane barki. Patrząc na niego, miało się wrażenie jakby był większy i silniejszy niż było w rzeczywistości.. Nałożona na to o rozmiar większa marynarka dodawała nonszalancji całości.

Dopasowane, przylegające spodnie z luźno zwisającym łańcuchem kontrastowały z resztą, a zarazem dodawały bardziej luźnego wydźwięku. Włosy miał ułożone na żel, zaczesał do tyłu. Jedynie pojedyncze kosmyki zwisały mu luźno na czoło. Całość stylizacji dopełniały dodatki w postaci naszyjnika, kolczyków i pierścionków, wykonanych z najwyższej próby złota.

Przyglądając się sobie w lustrze, przyznał z ręką na sercu, że patrzył na zupełnie inną osobę. Jego pewność siebie znacząco wzrosła, jak gdyby została wydobyta z samego dna, o którym nawet on sam nie wiedział. Odniósł wrażenie, jakby był w nieswoim ciele. To było tak namacalne, że aż nierealne.

Zrobił krok bliższej lustra. Chciał bardziej skupić się na swojej twarzy. Dopiero teraz zorientował się, że jego twarz również uległa zmianie. Miał delikatne cienie na powiekach oraz kreski narysowane eyelinerem. Spowodowało to, że jego wizerunek wyglądał na bardziej agresywny. Usta były minimalnie podkreślone pomadką, chociaż wizualnie bardziej przypominało to bezbarwny błyszczyk. Nie wiedział kiedy to się stało, ale elekt prezentował się oszałamiająco. Dlatego nie był tym faktem za bardzo oburzony. Nie przepadał, gdy ktoś robił coś z jego twarzą. Nie lubił być tam dotykany. Źle mu się to kojarzyło.

- Każdy człowiek skrywa swoje piękno, tylko nie wszyscy potrafią je z siebie wydobyć - usłyszał głos Woongjae, który wszedł do pomieszczenia.

Jongho od razu zatrzymał na nim swoje spojrzenie. Woongjae miał na sobie czarny garnitur, pod którym prześwitywała niebieska koszula w małe kwiatki. Jongho zdążył zauważyć, że mężczyzna, pomimo swojego wieku, lubił nosić niecodzienne połączenia modowe. Były one zachowane w eleganckim stylu, a zarazem miały coś w sobie kontrowersyjnego. Jednak nie raziło to w oczy, wręcz przeciwnie — stylizacja przykuwała uwagę i intrygowała. Patrząc na niego nasuwała się myśl, że mężczyzna myślami był bliższej malowniczej Majorki, niż swoje pracy.

- Nie sądziłem, że mogę wyglądać tak - wskazał dłońmi na siebie - jak ktoś zamożny, kto wcale nie pochodzi z ulicy...

- Widzisz... - podszedł do niego dumnym krokiem – To, skąd pochodzisz nie ma aż tak dużego znaczenia. Ważniejsze jest to, kim się stajesz z biegiem czasu.

Jongho w duchu musiał przyznać mu rację. Może wydawało się to nieodpowiednie do tego, co ci ludzie robili, ale czuł, że właśnie takie słowa zapewnienia były mu potrzebne. Ktoś inny na jego miejscu poczułby się dziwnie, słysząc takie słowa od bandyty. Dla Jongho był to człowiek, który w jego oczach był autorytetem. Musiał wejść w świat tak ciemny, jak samo w sobie piekło, tylko po to by odnaleźć swój promyk nadziei w mroku. Dzięki tym słowom dodał sobie otuchy i odwagi by stawić temu czoła.

- Czy to znaczy, że jeśli stanę się przestępcą to będę kimś złym? - zadał niepewnie pytanie.

- W świecie prawa tak. Moim zdaniem bycie przestępcą zależy od tego, w jaki sposób interpretuje się to słowo. Spójrzmy chociaż na twoich przyjaciół... Czy robią coś złego? Oczywiście, że tak! Ale czy są aż tak nikczemnymi osobami? Czy może ludźmi, których życie zniszczyło tak, że z pozoru normalny świat byłby dla nich zabójczy?

Jongho jedynie kiwnął nieznacznie głową. Tak naprawdę każdy z nich przeszedł coś, przez co skończył właśnie tutaj. Rozum podpowiadał mu, że Woongjae mylił się w każdym aspekcie. Serce natomiast uważało go za przywódcę, który może go właściwie poprowadzić. Czuł się tak jak dziecko, słuchające rad swojego ojca.

- Ale koniec tych ploteczek. Zaraz skończy się nam dzień, a tyle czasu nie mamy - zaklaskał w dłonie, chcąc w ten sposób zlikwidować napiętą atmosferę, która powstała w międzyczasie.

Zaprowadził chłopaka do wyjścia. Przed budynkiem znajdowała się niewielka furgonetka. Wsiedli do niej. Usiedli z tyłu, na przeciwko siebie. Pomiędzy nimi był stolik, na którym był ustawiony laptop i parę drobiazgów. Najważniejszą rzeczą jednak była skórzana, biurowa teczka. To właśnie ona była w całej tej akcji najistotniejsza.

- Twoim zadaniem jest zawarcie współpracy z szefem od nielegalnych walkach w ringach. Pamiętasz, tak? - spytał się go. Chciał się upewnić, w kwestii, którą wcześniej omawiali. Jongho kiwnął mu głową.

- Musisz zrobić na nim wrażenie profesjonalisty. Wiem, że nie dałem ci dzisiaj dużo czasu na w pełni zapoznanie się ze sprawą, ale musisz improwizować. Masz do tego predyspozycję, a twój poważny wyraz twarzy pomoże ci ukryć wszelkie emocję. Pamiętaj o wskazówkach, które ci dałem młody. Nie możesz tego spieprzyć. Drugiej szansy nie będziesz miał.

Woongjae wyciągnął z kieszonki spodni paczkę fajek. Wyciągnął jedną, podpalając ją. Położył paczkę obok siebie na siedzeniu. Zaciągnął się, dym wydmuchując w stronę lekko odsuniętej szyby.

- A co jeśli się nie uda? - Jongho spytał się pełen obaw. Chyba potrzebował jakiego zapewnienia. Jego umysł wariował.

- Aish - pokręcił głową, głośno wzdychając - Dziecko przecież mówiłem ci, że nie chce tego więcej słuchać.

- Przepraszam - spuścił głowę.

- Trzeba będzie się u ciebie pozbyć tego przepraszanie za wszystko - bąknął niezadowolony. - Ale tym się zajmę kiedy indziej. Tylko nie waż się za nic przepraszać tego dupka od walk. Zniszczy to całą twoją przykrywkę – ostrzegł go surowym głosem.

Jongho musiał się z tym pilnować. Wiedział, że to jest jedyna szansa jaką miał. Wolał póki co nie myśleć co może się stać jak on nie wykona prawidłowo swojego zadania. Miał tylko jedną próbę.

- Jeśli ma to cię uspokoić to... - Woongjae poprawił się na siedzeniu - W marynarce masz kamerkę. Nikt jej ani nie zauważy, ani nie wyczuje. Wszystko będę monitorować. Jeśli sytuacja wyjdzie ci z poza kontroli to wkroczę. Chce ci przypomnieć, że w przypadku gdyby ci włos spadł z głowy, to Yunho by mi kark ukręcił.

Woongjae wzdrygnął się, a po jego ciele przeszły nieprzyjemne ciarki. To było prawie, że pewne, że nie przeżyłby tego. Nie chciał aż tak ryzykować. Był więc gotowy na każdy scenariusz. Jego ludzie byli w pogotowi. Zareagują na sygnał od szefa, gdy sytuacja będzie tego wymagać.

Jongho słysząc to poczuł jak ciepło robi mu się w środku. Serce mu na ułamek sekundy przyśpieszyło. Jego kąciki ust automatycznie uniosły się do góry. Przyjemne jest mieć świadomość, że komuś aż tak bardzo na tobie zależy.

Zatrzymali się za ceglastym budynkiem. Był to klub go-go, który na papierkach był legalny. Wszystko co najlepsze działo się w nocy. Dla specjalnych gości były dawane wejściówki, gdzie mogli zabawić się z damami do towarzystwa w wyznaczonych do tego miejscach. Ukrytych tak by policja je nie znalazła. Często na pierwszy rzut oka wyglądają one jak speluny. Ale jest to tylko przykrywką. Same w sobie budynki są nowocześnie urządzone.

Jongho wziął przygotowaną torbę biurową, gdzie były umieszczone papierki, z którymi miał się udać do tak zwanego ,,Pirata", czyli szefem od nielegalnych walk. Nazywany był tak przez brak prawego oka, który był zasłaniany przez opaskę. Do teraz nie wiadomo jak te oko stracił.

Wziął głęboki wdech. Wszedł do środka. Ochroniarz zatrzymał go. Do środka mogli wejść tylko ci co znali szyfr. Na szczęście Jongho również do nich należał.

- Błękitna przystań aniołów – powiedział pewnym siebie głosem.

Ochroniarz kiwnął głową. Schował broń, którą trzymał w dłoni. Jongho pomyślał sobie, że ten kod w ogóle nie pasuje do takiej speluny.

Przed spotkaniem z ich szefem, Jongho został staranie przeszukany. Był obcym dla nich. Nie znali go. Jedyne co wiedzieli to, to, że jest Jongho jest wysłannikiem od Si Daewona. Nie znali chłopaka imienia, pochodzenia czy pseudonimu, którym by się posługiwał. Dlatego był traktowany jak każdy inny bywalec tego miejsca. Chociaż, z tego co Choi wiedział to przez fakt bycia człowiekiem Si Daewona, ,,Pirat" ufał mu. Jeśli można tak nazwać to, że Jongho nie był wypytywany o szczegóły pojawienia się w klubie.

Przez jednego z nich został zaprowadzony do zamkniętej na klucz sali. Mężczyzna wpisał kod. Po czym kluczem przekręcił zamek. Poinformował Jongho, że najpierw musi powiadomić szefa o jego przyjściu. Po parunastu minutach Choi został zaproszony do środka. Wszedł do pomieszczenia. Pokój był zadbany oraz pełny trofeum, pucharów, błyskotek czy złotych ozdób. Widać było, że właściciel lubił chwalić się swoim bogactwem. Zdaniem Jongho wszystkiego było aż nadto za dużo.

- Witaj. Jesteś od Si Daewon prawda? - usłyszał obniżony, lekko chrypliwy głos. Nie należał on do najprzyjemniejszych.

Przed nim przy biurku siedział w średnim wieku mężczyzna. Był on trochę grubszy. Był on elegancko ubrany. Na dłoniach miał pełno złotych sygnetów. Prezentował się nienagannie. Jongho czuł się nieswojo w towarzystwie mężczyzny. To nie były jego klimaty.

- Tak nazywam się - przerwał. Nie ustalił z Woongjae jak ma się przedstawiać. Ale zdążył zauważyć, że jego przyjaciele, głównie używali ksywek. Postanowił zaryzykować - Nazywam się ,,JoVis".

- Uważasz, że jest to odpowiednie do ciebie? Znacz łacinę?- uniósł zaciekawiony brew.

Jongho wyczuł, że facet próbuje go wciągnąć w swoją grę. Woongjae uprzedzał go, że ,,pirat" lubi zagadywać. Mężczyzna poprzez ciągnięcie rozmowy, stara się wywoływać u rozmówcy presję. Tylko po to by ten zaczął pokazywać swój stres.

- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać. Przyszedłem tutaj dla interesów, nie po to by plotkować - chrząknął.

,,Pirat" wskazał mu dłonią miejsce przy biurku. Nie skomentował tego, że Choi uciął temat. Jongho spokojnie zajął swoje miejsce. Założył nogę na nogę. Starał się nie dawać po sobie poznać stresu. Cóż miał nadzieję, że jego improwizacja będzie skuteczna.

- W takim razie słucham. - powiedział ,,pirat"

Jongho poprawił się na krześle. Chciał zacząć rozmowę, ale zostało mu to uniemożliwione.

- Chcesz się może napić? - zaproponował ,,pirat''.

- Jestem samochodem - odparł szybko. - Przyszedłem omówić szczegóły umowy. Nie ukrywam mój szef ma świetnych bokserów, którym znudziły się pseudo bitewki za marne grosze. Potrzebują oni prawdziwej adrenaliny. Rozumiesz?

- Oczywiście. Tylko nie wiem czy są oni na tyle warci by zmierzyć się z moimi chłopakami - wstał ze swojego miejsca nalewając sobie whisky.

- Nasi zawodnicy są najlepsi. Nie boją się żadnego wyzwania. Mogę za nich ręczyć – odparł.

- Jesteś bardzo pewny swego....

- Nie wiedziałem, że jesteś na tyle odważny by podważyć kompetentność ludzi Daewon. Ciekawe jak Szef zareaguje jak mu o tym powiem - odparł obojętnym tonem głosu.

Jongho był nauczony by nie przerywać w połowie zdania drugiej osobie. Jednak w tym wypadku Woongjae uczulał go, że pozwolenie ,,piratowi" na swoje zagrywki jest ryzykowne. Choi musiał wyzbyć się swoich manier. Przynajmniej na czas rozmowy z facetem. Czuł, że ,,pirat" nie traktuje go poważnie. Nie dziwił się mu. Był przecież kimś nowym. Dlatego postanowił zagrozić mu Si Daewonem.

,,Pirat" widocznie spiął się o samej wzmiance jednego z największych bossów w świecie przestępczym. Jego dłoń, w której trzymał szklankę zaczęła drżeć. Wypił jednym duszkiem całą zawartość w szklance. Odwrócił się tyłem od Choia. Chłopak może nie umiał czytać mowy ciała, ale był pewny, że argument z Daewonem zadziałał.

- To co dalej chcesz wątpić w mojego Szefa? - spytał się go z kpiną i wyższością.

- Co będę mieć z tego, że wasi ludzi będą u mnie ćwiczyć i walczyć? Jaką mam pewność, że mnie nie sprzedacie? - odwrócił się do niego.

Jongho wstał ze swojego miejsca. Poprawił swoją marynarkę. Otworzył swoją torbę, z której wyjął plik papierków. Odwrócił je w stronę siedzenia, kładąc na biurku. Podszedł do ,,pirata", który ukradkiem obejrzał się dookoła sprawdzając czy ma jakąś drogę ucieczki. Gdy jej nie zauważył wyprostował się, w ten sposób chcąc ukazać swoją wyższość.

- Będziesz mieć stu procentową ochronę. Mój szef nie pozwala by przyjaciele zostawali na lodzie. Ty dajesz nam pewien procent z walk, a my w zamian kryjemy wam tyłki, by gliny nie dobrali się do was. Możemy również dorzucić zamożnych klientów, którzy będą chętni na panienki. Wiem, że prowadzić burdel.

Cisza.

- Szef nigdy nie sprzedaje nikogo, ale - podszedł do niego, tak, że stykał się z wystającym brzuchem mężczyzny. - Nienawidzi on, gdy ktoś sprzedaje nas. Więc to bardziej ja powinienem się ciebie spytać, jaką mam gwarancję, że nie wydacie nas. Tylko ostrzegam, jeśli cokolwiek wyjdzie nieprawidłowego, pańska głowa poleci jako pierwsza. A chyba nie muszę mówić jakie Szef preferuje sposoby.

,,Pirat" przełknął ciężko ślinę. Zrobił krok w bok. Prędko usiał na swoim miejscu przy biurku. Wzrokiem błądził dookoła, aż w końcu zatrzymał wzrok na długopisie. Wziął go w rękę. Ale nie podpisał umowy. Zwlekanie z tym dało mu możliwość opanowania swojego stanu. Tym razem podniósł już pewniej swój wzrok. Jego spojrzenie było przeszywające.

- Nie znam cię, ale muszę przyznać jedno. Masz ogromną siłę mówczą. Nie dziwę się, że w twojej nazwie jest ,,Vis". Pasuje to do ciebie - przyznał z uznaniem.

Podpisał papierek. Pierwszą kopie zostawił u siebie. Drugą oddał Jongho, który schował ją do teczki.

- Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. - wyciągnął do niego rękę.

- Liczę na same sukcesy. Od siebie mogę obiecać, że nie pożałujesz tej decyzji. Od teraz gramy w tej samej drużynie - uścisnął mu dłoń.

Jongho jeszcze przez chwilę rozmawiał z ,,piratem". Reszta rozmowy przebiegła dość swobodnie i bez większych problemów. Jongho wychodząc z budynku, był głęboko zamyślony. Nie przypuszczał, że mu się uda. A zarazem będąc tam czuł przypływ siły psychicznej. Wszedł do furgonetki. Usiadł na swoim miejscu głośno wzdychając. Czuł ulgę, że to się skończyło.

- Spisałeś się lepiej niż sądziłeś. Panowałeś idealnie nad swoim ciałem. Zdałeś test i to śpiewająco! - pochwalił go Woongjae

- To wszystko dzięki radom, które dostałem - uniósł nieznacznie kąciki ust.

- Nie. - zaprzeczył poważnym głosem. - Masz talent i ja go tylko obudziłem w tobie.

Jongho nic na to nie odpowiedział. Nie wierzył w to.

- No nic. Wszystko poszło z godnie z planem, więc nic tu po nas. - zapukał w szybę, która była za nim. Pojazd ruszył. - Jestem pewny, że Yunho nie może się doczekać aż wrócimy. Dziwię się, że nie próbował dzwonić

Jongho kiwnął głową. Sam chciał być przy starszym. Myślami był już dawno w marzeniach znalezienia się w objęciach Yunho. Potrzebował teraz chwili poczucia się bezpiecznie. Tylko przy Yunho mógł to poczuć.

Fiery phoenix - ATEEZWhere stories live. Discover now