62

52 9 3
                                    

W tym samym czasie, Seonghwa szedł przez korytarz. Było na nim pusto. Ani jednej, żywej duszy. Światło ledko co oświetlało drogę. Więc chłopak musiał sobie pomóc latarką. Zauważył jak przy sali Yeosanga wszystkie krzesła były rozwalone, a na podłodze była mała plama krwi. Jednak nie mógł się tym zając. Zrozumiał, że zapomniał w pośpiechu telefonu. Musiał go zostawić w schowku w motocyklu.

Chrzanić to pomyślał. Nie to było najważniejsze. Ułożył dłoń na broni, będąc tak na wszelki wypadek gotowym użyć ją. Nie wiedział czego może się spodziewać za drzwiami. Teraz niczego nie był pewny. Czuł się jakby popadł w jakąś pieprzoną paranoję. Nie czekając na nic, otworzył ostrożnie drzwi. Wszedł do środka, po czym podszedł do wystraszonego Yeosanga. Usiał na brzegu jego łóżku.

- Yeosang wszystko dobrze? - spytał się go, chwytając jego twarz w dłonie.

- Seonghwa... - wyszeptał - Boję się..

- Czego?

Usłyszeli za sobą śmiech. Seonghwa od razu odwrócił się w stronę dźwięku. Wycelował w tamtą stronę broń. Przed nim stał nie kto inny niż sam Shin Sungkyu. Uśmiechał się jakby co najmniej wygrał miliony. Schował swoją broń, opierając się jak gdyby nigdy nic.

- W końcu możemy się spotkać ze sobą. Tak długo czekałem na to - powiedział z pewnością siebie.

- Długo to nie potrwa. - wycelował w niego, będąc gotowym strzelić. Jednak ponownie usłyszał ten drażniący uszy śmiech - I co cię tak bawi? Aż tak zabawny jest twój koniec?

- Mój? - wskazał na siebie palcem - Jesteś tego pewny? - z daleka biła od niego wyniosłość i lekceważenie drugiej osoby.

- Z tego co mi się wydaje, to właśnie w ciebie celuje. W co ty ze mną pogrywasz? - spytał się go zirytowany. - Kogo niby innego? -zadał mu retoryczne pytanie

Sungkyu wyciągnął ze swojej kurtki pilot. Machnął nim przed oczami Seonghwy, który tylko uniósł jedną brew. Tym razem nie miał bladego pojęcia o co mu chodziło.

- Nie sądziłem, że pan wielki mistrz Seonghwa będzie tak zaślepiony miłością i troską o ukochanego, że nawet nie zauważy iż mam go w garści - roześmiał się, obracając w dłoni pilot - A co gdybym ci powiedział, że wystarczy jedno kliknięcie, by do organizmu twojego chłoptasia błyskawicznie dostała by się trucizna, a ty byś tylko mógł obserwować jak umiera w męczarniach?

Seonghwa od razu odwrócił głowę w stronę chłopaka. Widział jego przerażenie na twarzy. Przeniósł wzrok na kroplówkę. Od razu zauważył jak płyn był wstrzymany. Znaczyło to, że właśnie tam była trucizna, a co gorsze wystarczył jeden niewłaściwy ruch by w przeciągu sekund dostał się on do organizmu chłopaka. Wrócił spojrzeniem do Shina.

- Dlaczego w to mieszasz Yeosanga? To jest sprawa pomiędzy mną, a tobą - wysyczał.

- Aish aish - pokręcił głową - Najpierw grzecznie odłóż broń. Możesz nawet oddać ją dla tego dzieciaka, on i tak nie umie się nią posługiwać - powiedział pewnym siebie głosem. - No już. Nie mam aż tyle czasu by czekać aż się zdecydujesz - ponaglił go.

Przygryzł wargę. Wyjął magazynek, wypuszczając z niego cały nabój, jedynie zostawił jeden pocisk w lufie, o którym zapomniał. Odłożył pistolet na łóżko chłopaka. Sam uniósł dłonie w górę, pokazując, że wykonał polecenie.

- Zadowolony? - spytał się go z drwiną.

- Wyrażaj się ładniej. - zaśmiał się - Uklęknij i na czworaka przyjdź do mnie.

Seonghwa zagryzł zęby. Nie miał zamiaru się tak upokorzyć. To było przegięcie. Patrzył się na niego chłodnym wzrokiem. Co oczywiście nie spodobało się Sungkyu.

- Aż tak bardzo chcesz jego śmierci? .... Okey - wycelował pilot w stronę Yeosanga.

- Dobra! - powiedział podniesionym głosem.

Uklęknął. Po czym na czworaka podszedł do niego. Dlaczego to robił? Sam nie wiedział. Ale obiecał sobie, że nie pozwoli by znów coś się stało Yeosangowi. Chłopak nie był winny. Przez przypadek trafił jako pośrednik pomiędzy dwoma rywalami. Nikomu z nich nie chodziło o niego. Można powiedzieć, że chłopak był tylko świadkiem, kimś kto nie przyda się im. A mimo tego, Seonghwa schował swoją dumę i zniżył się do tak haniebnego czynu. Czy było mu wstyd? Zdecydowane. Jednak silniejsza była determinacja by tym razem go ochronić.

Kto by przypuszczał, że chłodny, o lodowatym sercu Seonghwa będzie w stanie tak dać się poniżyć, tylko ze względu na kogoś kto był mu obcy. Sungkyu uśmiechnął się chamsko. Chwycił go za włosy. Patrzył mu się prosto w oczy z taką nienawiścią, jakby co najmniej chciał go zabić gołymi rękami. Seonghwa wiedział, że taki scenariusz nie jest wykluczony.

- I co? Sądziłeś, że przechytrzysz kogoś tak niesamowitego jak ja? - powiedział z wyższością.

- Zrobiłem to dwa razy, więc mogę też i trzeci raz - odparł spokojnym głosem.

Shin przywalił mu w twarz. Ukucnął, ponownie chwytając go za włosy.

- Mylisz się. Ze mną nie zadziera się. To ja wygrywam. Za każdym razem jestem przed tobą. Nawet teraz znalazłem twoje słabości, czego nikt inny nie był w stanie zrobić. - puścił jego włosy, podnosząc się - Przyznaj, że jestem we wszystkim lepszy od ciebie

- Śnij dalej. Nie zrobię tego - splunął mu na buty.

Szybko tego pożałował. Od razu dostał z kopniaka w brzuch. Kolejny raz i kolejny, aż chłopak zaczął się krztusić. Nawet krew poleciała mu z ust. Shin odgarnął swoje włosy, poprawiając swoją marynarkę.

- Zostaw go! - krzyknął zmartwiony Yeosang.

- Zamknij się, dziwko - wrzasnął do niego, spoglądając na niego mrożącym krew w żyłach wzrokiem.

- A.. ani mi się waż tak do niego mówić - wysyczał Seonghwa.

Podniósł się, spoglądając na niego z ogniem w oczach. Wyciągnął dłoń, chcąc wstać przy pomocy poręczy od łóżka. W zamian jednak dostał kopniaka w twarz, przez co runął ponownie na ziemię. Przed oczami na ułamek sekundy pojawiły się mu mroczki. Już po chwili dało się usłyszeć jego głośny krzyk z bólu, bowiem tamten z całej siły nastąpił mu na dłoń.

- Przyznaj mi, że jestem lepszy, a Yeosang może ujdzie z życiem - powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem, dalej wiercąc butem dłoń chłopaka.

- J..jesteś ..n..a..j...l..e..p..s..z..y. - wysyczał z bólu, zagryzając zęby - Jesteś lepszym ode mnie motocyklistą! - wrzasnął.

Nagle poczuł ulgę, gdy tamten zabrał nogę. Odetchnął, spoglądając na niego z brakiem jakichkolwiek uczuć. Nie miał zamiaru pokazywać swoich słabości. Nigdy nie zależało mu na byciu najlepszym. Potrzebował tak naprawdę chwili jego nieuwagi. Długo na to nie musiał czekać. Sungkyu uśmiechnięty odwrócił się do niego tyłem. Chwila wystarczyła, by Seonghwa podniósł się. Mimo bólu, chciał go zaatakować. Ale Shin dość szybko chwycił go za rękę. Widać było, że nie spodobało się to mu. Wyjął broń, przykładając ją do głowy chłopaka. |

- Najwyższy czas się ciebie pozbyć raz na zawsze. Na za dużo sobie pozwalasz. Powinienem zrobić to już dawno temu. Gdy tylko się pojawiłeś, znienawidziłem cię. To ja jestem najlepszy. Zabrałeś mi moje miejsce, sławę, klasę i szacunek. Wszyscy zaczęli traktować mnie jak śmiecia, bo dałem się pokonać nowicjuszowi. - wysyczał z jadem w jego stronę - Ale to twój koniec. Pozbędę się ciebie raz na zawsze. Już nigdy nie wejdziesz mi w drogę. Jakieś ostatnie życzenie?

- Strzelaj. Tylko uważaj by dobrze trafić - powiedział pewnym siebie głosem.

Seonghwa wiedział, że już nie ma jakiejkolwiek szansy na ratunek. Był gotowy na to. Zdobył tyle ile mógł czasu by reszta mogła ich znaleźć. Miał tylko nadzieję, że Yeosang będzie uratowany. On i tak już sporo namieszał. Co gorsze naraził swoich przyjaciół. Patrzył się mu cały czas w oczy. Nie próbował walczyć. To i tak nic by nie dało.

Nagle usłyszał wystrzał. Jednak nie poczuł żadnego bólu. W zamian zobaczył jak oczy Sungkyu wytrzeszczyły się, usta otwarły, a po chwili on zsunął mu się z rąk. Z jego ust, popłynęła krew, a pod nim zaczęła się tworzyć spora plama krwi. Seonghwa przeniósł wzrok na Yeosanga. Chłopak miał otwarte szeroko oczy, a w dłoniach trzymał broń, która była idealnie wycelowana w miejsce, gdzie stał Sungkyu.

- Yeosang, spokojnie. - zaczął mówić jak najbardziej miłym głosem. - Teraz zdejmij palec ze spustu - chłopak wykonał jego polecenie.

Podszedł do niego. Każdy ruch wykonywał bardzo powoli, by nie przestraszyć i tak przerażonego chłopaka. Chwycił broń i zwinnym ruchem zabrał mu ją. Odłożył pistolet na stolik. Usiadł na brzegu łóżku i zamknął go w swoich objęciach. Od razu też odłączył kroplówkę od chłopaka.

- Już spokojnie - kołysał roztrzęsionego Yeosanga, który cicho łkał mu w ramionach - Już jest po wszystkim. Nic ci nie grozi. Wszystko jest dobrze. 

On sam czuł jakby wielki kamień został mu ściągnięty z ramion. Dawno tak wiele emocji w nim nie gromadziło się. Jednak teraz, mógł śmiało powiedzieć, że największy problem został zlikwidowany. Był w pewien sposób dumny z chłopca, a zarazem zaskoczony, tym, że ten uratował mu życie. Zrobił coś czego się nie spodziewał i zyskał uznanie w oczach Seonghwy 

Fiery phoenix - ATEEZOù les histoires vivent. Découvrez maintenant