64

42 6 3
                                    

DWIE GODZINNY PO TYM

Napięta atmosfera zdążyła już opaść. Wszyscy poczuli ogromną ulgę. Można powiedzieć, że najgorsze minęło. Chociaż zależy dla kogo. Nadal nie wszyscy z nich trzymali się zasad, które były ponad wszelkie inne. Si Daewon nie lubił, gdy ktoś je łamał. Nawet jak byli to jego ulubieńcy. Można nawet powiedzieć, że dla "wybranych" potrafił wymierzać ostrzejsze konsekwencje swoich działań. Ale o tym póki co nie myśleli, a ich Boss też się nie upominał. 

- Widzę, że chcecie coś powiedzieć, więc po prostu to zróbcie - przewrócił oczami poirytowany Hongjoong, który na wszelki wypadek stał przy Mingim, jakby, któremuś z reszty obudziła się chęć go zabicia, za te działania za plecami. 

- Już nie będziemy wam prawić morałów, że jesteśmy zespołem i, że powinniście nam o tym wszystkim powiedzieć. Ale błagam obiecajcie nam, że to ostatni taki raz - powiedział w końcu spokojnym głosem Wooyoung, który ani na moment nie chciał puścić Sana z objęć. Jednak swój wzrok miał cały czas skupiony na liderze.

Dopiero teraz pozostali się uspokoili, po tym jak nawrzeszczeli na nich. Nawet sam Jongho dołączył się do opierdzielu. Dawno nie widzieli tak wkurzonego Wooyounga, który najbardziej się odpalił. Tyle dobrego, że San znał jego największe słabości i potrafił działać na niego bardzo mocno. Więc szybko zadziałał, po prostu zamykając mu usta swoimi. Nie ma lepszego sposobu na wkurzonego Woo, czyż nie?

O dziwo Mingi podchodził najbardziej spokojnie do tego. Hongjoong domyślał się, że Si Daewon musiał mu ostatecznie o wszystkim powiedzieć, na wszelki wypadek, jakby coś poszło nie tak. I faktycznie tak było. Daewon zadzwonił do Mingiego, gdy Hong wyjechał z głównej siedziby. Sam Boss wszystko monitorował, by w razie czego dodatkowe wsparcie mogło szybko zareagować. I to nie tak, że nie ufa im. Po prostu był typem osoby, która w każdej sytuacji musi zabezpieczyć się, wiedząc, że życie potrafi być jednym wielkim bagnem, bez wyjścia. Mingi oczywiście nie mógł reszcie powiedzieć, a tym bardziej jechać na pomoc ukochanemu. Poinformowanie jego miało służyć jako pewien sprawdzian na to, jak ktoś tak bliski by zareagował, w niebezpiecznej sytuacji swojej miłości. Można z ręką na sercu powiedzieć, że chłopak zdał test, gdyż zaufał Hongowi i zajął się pozostałymi, by ci nie zaczęli histeryzować i próbować zakłócić plan działania Bossa.

- Spokojnie. Mam nadzieję, że kolejne ,,akcje" będą nam przebiegać bez takich emocjonalnych uniesień. - odpowiedział trochę wymijająco. Było to do przewidzenia, więc skończyło się tylko na westchnieniu Woo. 

- Jesteśmy zespołem, więc lepiej byśmy też działali zespołowo, a nie samowolka. - wtrącił się Yunho, który wolał to wszystko przemilczeć co ostatnio się stało.

- Ale gdzie jest tak w ogóle Seonghwa? Gdy przyszliśmy nie było go tutaj... - powiedział w końcu Jongho, który siedział na kanapie, obok zakochańców. A bardziej Woo go pociągnął by ten usiadł obok niego, a przez to prawie wylądował na kolanach Yunho, któremu widocznie to nie przeszkadzało. 

- Ah tak. Został naprawdę mocno poobijany. Lekarz zabrał go na badania, by sprawdzić czy nic mu nie jest. Muszą wykluczyć wstrząs mózgu. Niedługo powinnien wrócić, a przynajmniej mam taką nadzieje.  - odparł zmartwiony Yeosang, który cały czas patrzył się wyczekująco na drzwi. I tak obecne tu osoby wiedziały o jego uczuciach względem drugiego, a sam Yeosang nawet nie próbował się z tym kryć. Był pewny, że sam jego obiekt westchnień tego nigdy nie zauważy.

Po chwili pojawił się w progu drzwi wspomniany chłopak. Miał owinięty bandażami brzuch, oraz prawą rękę. Jego twarz była obita, a warga rozcięta. Jednak on sam delikatnie uśmiechał się, co w ostatnim czasie nie było częstym widokiem. Był to dobry znak. Można powiedzieć, że Seonghwa zaczynał wracać do bycia sobą. Usiadł bez słowa obok Yeosanga, którego pogłaskał po włosach. 

Fiery phoenix - ATEEZWhere stories live. Discover now