60

60 9 9
                                    

- W końcu mogę osobiście poznać słynnego Park Seonghwe. Nie mogłem się tego doczekać, aż w końcu zrozumiesz, że tylko z tobą będę rozmawiać - uśmiechnął się z tajemniczością. - Zabawa się zaczyna...

Mężczyzna miał przydługie czarne włosy, które wchodziły mu w oczy. Jego twarz była blada, oczy podkrążone, suche usta, które co chwila oblizywał. Było też na niej widać siniaki, czy zaschniętą krew po ,,bliskim spotkaniu z ludźmi szefa". Na rękach było widać składy po igłach. Wyglądał jak całkowity wrak człowieka. Jednak nie był agresywny, nawet jak był przykuty do krzesła, by nie mógł zrobić krzywdy nikomu.

Seonghwa jednak zauważył w jego oczach jakąś niepokojącą iskrę. I to wcale nie było wynikiem narkotyków, które niedawno zostały mu wstrzyknięte w organizm, by mężczyzna był bardziej skory do rozmowy. Był on pewny, że nie o to chodziło. Musiał być jakiś inny powód.

- Zabawa? Ciekawie nazywasz swoją śmierć - przybrał swój obojętny, aż nad to chłodny wyraz twarzy.

Usiadł przy stoliku, na którym była teczka z wszelkimi informacjami zdobytymi na temat Lisa. Na razie jednak nie zaglądał do nich. Wolał obserwować każdy ruch mężczyzny.

- Nie boję się śmierci. Wykonałem tylko swoje zadanie. Wiem, że Pan jest zadowolony - odpowiedział spokojnym głosem, opierając się o krzesło.

- Zadowolony? - zadrwił sobie z niego - Nie dostarczyliście dla tego świra Jihye, Yeosanga, a tym bardziej mnie. Dlaczego niby miałby być z was dumny? Dlaczego nazywasz Shin Sungkyu Panem? Czy aż tak nie widzisz poza nim świata?

- Ty dalej nic nie rozumiesz? - zaśmiał mu się prosto w twarz - Pan zawsze będzie miał parę opcji w zanadrzu. Sądziłem, że ktoś tak ,,wielki" jak Park Seonghwa szybciej się domyśli - powiedział z udawanym przejęciem.

- Coś mi sugerujesz? - uniósł brew do góry.

- Teraz ja mam do ciebie pytanie - zmienił temat - Jak się czujesz z tym, że naraziłeś swoją siostrzyczkę na taki koszmar? Czy przypadkiem nie zabiłeś rodziców by ją chronić?

Seonghwa rozszerzył oczy. Jednak szybko się ogarnął. Nie powinnien pokazywać przy nim swoich emocji. Domyślał się, że jest to prowokacja. Miał przeczucie, że ten dupek go ćwiczy i sprawdza kiedy pęknie. Nie mógł się więc tak łatwo dać. Szczególnie, że to był dopiero początek ich rozmowy.

- Skąd niby masz takie informację? Teraz będziesz próbował na mnie zrzucić winę? - spytał się go, odwracając wzrok.

- Skoro tak dbasz o nią to czy jesteś w stanie oddać za nią życie? - ponownie olał słowa Seonghwy. Pochylił się w jego strone, na tyle ile pozwalała mu sytuacja - A może ten cały Yeosang stał się dla ciebie ważniejszy? Ciekawe tylko czy wiesz co on robił - zaśmiał się mu prosto w twarz.

- Co niby takiego robił? Oświeć mnie, z chęcią posłucham twoich wielkich przekonań - odpowiedział, krzyżując swoje ręce na piersi.

- Oh czyli twój chłopak nie mówił ci, że był dziwką swojego ojczulka? - zakpił - A może też jest twoją dziwką? Skoro aż przybiegłeś go ratować i mnie pobiłeś. Fajny jest w łóżku? Nie sądził, że ktoś taki jak ty będzie wolał zużyte laleczki

Seonghwa zacisnął dłonie. Tak bardzo chciał mu przywalić w twarz. Nie powinnien reagować na to co mówił, ale tak go niosło. Nawet jak Yeosang był mu obojętny i nic go z nim nie łączyło, to czuł jak mu ciśnienie rośnie, gdy słyszał to.

- Pieprz się. Yeosang nie jest moim chłopakiem i gówno mnie interesuje to co mówisz o nim - zacisnął zęby.

- Tak? To dlaczego chcesz mnie walnąć? Zrób to! - prowokował go, widocznie bardzo dobrze się bawiąc - Zrozum, że twój chłoptaś to dziwka!

Seonghwa wstał gwałtownie, chwytając go za kołnierz bluzki. Był gotowy by mu przywalić. Spojrzał się mu w oczy. Zrozumiał wtedy, że właśnie o to temu świrowi chodzi. Chciał by Park mu przywalił, by złamał zasady. Był bardziej sprytny i przebiegły niż przypuszczał. Puścił mężczyznę, usadawiając go na poprzednim miejscu, samemu wracając na swoje siedzisko. Wziął kilka głębokich wdechów.

- Jeśli sądzisz, że użyje siły to mylisz się. Gdyby tak było, to już dawno bym cię zabił i nie patrzył na nic. Ale ja w przeciwieństwie do ciebie mam jakieś zasady. Po zatem nie chce zabierać osobom, które to uwielbiają roboty - powiedział z uśmieszkiem. Nie miał zamiaru tak łatwo się dać 

Jihoon widocznie nie był tym zadowolony. Jego warga zadrżała, a on zamknął oczy. Cisza nagle między nimi nastała. Seonghwa nawet nie próbował zaczynać rozmowy. A Jihoon zaczynało to irytować. Chciał złamać Parka.

- Więc twoim Panem jest Shin Sungkyu, co? - zaczął po dłuższym czasie Seonghwa. - A wiesz, że twój szefuncio jest dość słaby? Dawno nie ścigałem się z kimś kto byłby takim nieudacznikiem - zaczął.

Tak jak przeczuwał, Jihoon od razu spojrzał się na niego ostrym wzrokiem. Jednak nie odezwał się, jedynie jego brwią niespokojnie się poruszyła. To była jego szansa, na złamanie go.

- Sungkyu to dupek, który posługuje się patałachami jak ty. Sam nie jest w stanie czegoś dobrze zrobić. Więc przecież musi mieć kogoś na kogo może zrzucić winę. Ah jaki jesteś naiwny. - pokręcił głową, z widocznym rozbawieniem. Śmiał mu się prosto w twarz

- ZAMKNIJ SIĘ! - warknął do niego Lis - Pan jest kimś niesamowitym. Jest najlepszy i jeszcze pożałujesz tego co mówisz.

- Doprawdy? Jak tylko go znajdę to z przyjemnością przyniosę ci jego głowę. - uniósł z wyższością swoje kąciki ust. - A ty? Nawet nie byłeś w stanie porwać dziecka i jak to go nazwałeś dziwkę. Przecież nikomu nie jest potrzebna tak bezużyteczna osoba.

- NIC NIE WIESZ! - zaczął tracić kontrole nad sobą.

Szarpał się, chcąc uwolnić swoje ręce. Chciał wydostać się by przywalić Seonghwe, który tylko podniósł dłoń, pokazując tym Daewonowi i Hongowi, by nic nie robili. Był o włos by go złamać, a wejście osób postronnych i próba uspokojenia Lisa, tylko to zepsują. Miał tylko jedną szansę. Lubił próbować różnych sztuczek psychologicznych. Umiał łamać psychikę drugiego człowieka. Szczególnie, gdy teraz chodziło o jego malutką siostrzyczkę. 

- Skoro uważasz, że nic nie wiem - zaczął, gdy tamten się uspokoił - To mi wytłumacz. Udowodnij mi, że Pan jest tak genialny by mnie przewyższyć.

- Tak naprawdę Pan wiedział, że może to nie wypalić - patrzył się w jego oczy z wściekłością. - Gdy wyścig się skończył napisał mi wiadomość, że jeśli się nie uda, to mamy tam zostać. Mieliśmy zostać złapani.

- Genialne - zaczął brać brawa, z kpiącym śmiechem - I po co to?

- Był mógł was naprowadzić na kryjówkę. Dobrze wiedziałem, że Pana nie będzie tam. Miałem tylko tam się dostać, by znaleźć listy od niego. Dostałem wiadomość, że mam zrobić wszystko bym mógł rozmawiać z tobą. Dobrze mi poszło co? - zaczął dumnie się uśmiechać

- Wyszło ci to. O to tutaj jestem. Więc teraz mi zdradź po co ci niby byłem? Jak w ogóle nikt nie skapnął się, że coś wziąłeś?

- Jeden z waszych koleszków mi pomógł. Pan szantażował go. Pewnie teraz już nie żyje. Ale to nie ważne.... Moim zadaniem jest przekazać ci wiadomość od Pana - jego zachowanie niespodziewanie się zmieniło.

Iskry w oczach zniknęły. Siedział teraz całkowicie spokojnie. Wyprostował się, tak samo jak wtedy gdy zaczęła się ich rozmowa. Wydawał się być z siebie zadowolony, mimo iż poddał tak wiele informacji.

- Z góry mówię, że już niczego się ode mnie nie dowiecie. Ale mam coś dla ciebie Park Seonghwa - powiedział z uśmieszkiem.

- Co takiego? - spytał się go, mrużąc oczy.

- Sięgnij do mojej kieszonki w spodenkach po prawej stronie, a wtedy się dowiesz. - odpowiedział tajemniczo.

Seonghwa nie ufał mu i miał naprawdę spore wątpliwości. Ale z drugiej strony domyślał się, że tylko w taki sposób będzie mógł dowiedzieć się czegoś więcej, gdyż był pewny, że ten już nic nie powie. Wstał ze swojego miejsca, podchodząc do Jihoona. Nie odrywał od niego wzroku, będąc gotowym na odsunięcie się, gdy ten zrobi coś niewłaściwego. Sięgnął dłonią do jego kieszonki. Wyciągnął z niej dwa zwinięte w kosteczki kartki.

- Miłego czytania. Tylko by nie zajęło ci to tyle czasu, co tamtego dnia. Bo tym razem możesz nie mieć tyle szczęścia - zaśmiał się mu w twarz, zamykając oczy.

Nie zwracał już uwagi na niego. Szybko, chaotycznie rozwinął kartki. Zaczął z uwagą czytać co na nich było napisane. Każde kolejne słowo coraz bardziej powodowało, że jego ciało drętwiało. Wybiegł wręcz z pokoju. Założył pośpiesznie kurtke, wybiegając z budynku. Tak by nikt go nie dogonił. Nie miał czasu na jakieś rozmowy czy tłumaczenie reszcie o co chodzi. Czas go dosłownie gonił.

Fiery phoenix - ATEEZWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu