Rozdział 24

87 1 0
                                    

Zuza:

Przez całą drogę do mieszkania dudnią mi w uszach słowa Kuby. Supraśl ma dla mnie etat. Wiem, że to wielka szansa, która na pewno się nie powtórzy, ale im dłużej o niej myślę, tym mniej atrakcyjna mi się wydaje. Mój brat tam pasuje, bo potrafi oddzielać emocje od pracy. A ja? Wczoraj właśnie pokazałam jak świetnie mi to wychodzi. Kiedy Janek wszedł na salę miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, aby jeszcze raz poczuć jego ciepło. Niestety nic nie wyszło tak jak chciałam. Nagle stanął między nami niewidzialny mur, który tak bardzo oddalił nas od siebie.

Po drodze wstępuję do pobliskiej restauracji i zamawiam chińszczyznę z kurczakiem na wynos. Jak wrócę do domu czeka mnie tyle wkuwania, że nie będę miała czasu niczego przygotować. Głowa już mnie boli od samego widoku notatek piętrzących się na biurku. Zaliczenie tego egzaminu zaważy na ocenie końcowej z całego przedmiotu, więc muszę się przyłożyć. Zwłaszcza, że profesor Nawrocki jest dość surowy.

Ekspresowo pochłaniam chińszczyznę, zostawiając trochę na dnie pudełka. Już więcej nie mogę. Kawa została od rana, więc dolewam do niej tylko ciepłą wodę, aby była chociaż letnia i z wielkim niemal litrowym kubkiem zasiadam do biurka.

Jak na złość dzisiaj kompletnie nie mogę się skupić, bo myślami ciągle powracam do wczorajszej nocy. Biorę dwa głębokie wdechy i przywołuję się do porządku. Pora wrócić z krainy marzeń do rzeczywistości.

Wkuwanie tak mnie pochłania, że nawet nie wiem kiedy zasypiam nad notatkami. Z tego wszystkiego zapominam nastawić budzika, ale na szczęście egzamin mam dopiero na trzynastą.

Następnego dnia budzę się ze ścierpniętym karkiem. Rozprostowuję zastałe mięśnie w nogach i rękach, po czym idę do łazienki. Letni prysznic z lekka mnie rozbudza, a kawa i musli dopełniają pobudki. Przez chwilę waham się czy zrobić powtórkę najważniejszych zagadnień, ale ostatecznie z tego rezygnuję. Wolę się odstresować i oczyścić umysł.

Na uczelni jestem pół godziny przed czasem, jednak zawsze wolę przyjechać wcześniej niż bać się później, że nie zdążę. Przed salą stoi na razie garstka studentów. Ochoczo rozmawiają, ale w większości są to luźne pogawędki, nie związane ze zbliżającym się zaliczeniem.

Podchodzę do Igi i Elwiry, które okupują stolik pod oknem. Obie są tak pochłonięte czytaniem notatek, że podskakują nerwowo, gdy rzucam powitalne „cześć".

– I jak tam, pewnie znowu obkuta na blachę? – zagaduje Elwira.

– Nie wiem, mózg mi zaraz eksploduje od tego wszystkiego. – Opadam na  wolne krzesło i wdycham. – Zakuwałam do nocy, ale czy coś z tego zapamiętałam.

– Ja nic z tego nie ogarniam – jęczy Iga, składając notatki w równą kupkę. – Mam już dosyć. Idę po kawę, bo zaraz umrę. Chcecie też?

– Nie dzięki. – Obie kręcimy głowami, a Iga udaje się do automatu na końcu korytarza.

Jak zwykle ustrojstwo nie chce działać, bo mimo znacznej odległości widzę, że Iga kilkukrotnie uderza w boczną szybę maszyny. Chyba nic to nie daje, gdyż po chwili wraca bez pieniędzy i kawy.

– To gówno znowu się zacięło – warczy. – Zeżarło mi dychę, nie wypluło reszty i nie mam kawy.

– Ja zawsze chodzę do baru na piętrze – odzywa się Elwira.

– Ich kawa jest ohydna. – Iga wykrzywia usta w grymasie. – Śmierdząca woda z brązowym barwnikiem.

– Nie bardzo masz wybór – dorzucam, na co Iga wzdycha przeciągle.

– Czyli jak zwykle muszę zadowolić się mniej śmierdzącym energetykiem. – Wyciąga z torebki małą puszkę red bulla.

Otwiera ją i pociąga małego łyka.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now