Rozdział 23

120 1 0
                                    

Janek:

Następna godzina mija na kolejnych żmudnych ćwiczeniach. Jako sportowiec powinienem być przyzwyczajony do wykonywania tego samego ćwiczenia kilka razy pod rząd, ale dzisiaj wyjątkowo frustruje mnie ta rutyna. Ile jeszcze mam przesunąć stopą po tym cholernym lustrze?!

Spoglądam błagalnie na Zuzę mając nadzieję, że zaraz zaklaszcze w dłonie i zakończy trening. Niestety zamiast tego pokrzykuje:

– Jeszcze pięć razy!

– Nie mogę już – wystękuję.

Zuza kuca obok mnie i ściska moją dłoń.

– Proszę, to tylko pięć posunięć. Będziemy razem odliczać.

Biorę dwa głębokie wdechy i powoli przyciskam stopę do lustra.

– Raz – woła, gdy zaczynam przesuwać nogę w górę.

Kolano kłuje tak mocno, że niemal miażdżę palce Zuzy. Dopiero syk wydobywający się z ust dziewczyny, uświadamia mi jak stalowy jest mój zacisk. Nieco poluźniam uchwyt i ponownie nabieram powietrza. Przesuwam nogę jeszcze o kawałek, a kiedy czuję ból powoli ją zsuwam. Oddycham coraz ciężej. Mam wrażenie, że pot leje się z całego mojego ciała.

Zuza wstaje i po chwili wraca z wilgotnym ręcznikiem. Przeciera nim moją twarz oraz ramiona.

– Dziękuję. – Łapię jej rękę w przegubie, kiedy ręcznikiem dotyka mojego policzka.

To, co teraz robi jest czymś więcej niż to za co jej płacą. Zuza uśmiecha się delikatnie, po czym odpowiada: nie ma za co. Ale ja wiem, że mam za co jej dziękować.

Zastygamy na dłuższą chwilę wpatrzeni w siebie. Znowu wyczuwam tę iskrę, która przechodzi między nami. Nie do końca wiem czym ona jest, ale zdaję sobie sprawę jak wielką ma siłę.

Przez kilka sekund nie myślę o bolącym kolanie, które sztywnie po chwili bezruchu. Nie ważna jest zemsta na Łapie. Liczy się tylko ciepła dłoń Zuzy i jej twarz tak blisko mojej. Teraz mógłbym jeszcze ze sto razy przesunąć stopą po tym cholernym lustrze, jeśli właśnie tego chciałaby Zuza.

Wykonuję ostatnie cztery posunięcia i wzdycham z ulgą, gdy Zuza ogłasza koniec. Ostrożnie podnoszę się z ziemi, sprawdzając siłę w kolanie. Znowu nie czuję zbytniej różnicy, ale pamiętam co mówił profesor Valseco. Minie wiele miesięcy zanim wrócę do tego, co było przed kontuzją.

– Dzięki za dzisiaj. – Dorzucam do podziękowań delikatny uśmiech.

– Nie ma za co. To przecież moja praca – odpowiada chłodno Zuza, nie odwzajemniając mojego uśmiechu.

Stoję przez chwilę w miejscu miotając się między tym czego chcę, a co powinienem zrobić. Doskonale wiem, że przemilczenie napięcia między nami nie utnie tematu. Ale rozmowa przy wzburzonych emocjach również nie jest najlepszym wyjściem. Ostatecznie jednak nic nie mówię. Obrzucam tylko Zuzę krótkim spojrzeniem i wychodzę z sali.

Spodenki oraz koszulka przykleiły mi się do skóry od potu, więc jedyne o czym teraz marzę to letni prysznic. Obklejam kolano specjalną folią, aby nie zamoczyć opatrunków i wspierając się na jednej kuli dochodzę do kabiny. W środku jest krzesełko, z którego nigdy nie korzystam. Ustawiam strumień wody na średni, po czym unoszę twarz. Przymykam na chwilę oczy, pozwalając wodzie obmywać moje ciało nie tylko z potu, ale i wewnętrznego napięcia. Po kilku sekundach kolano zaczyna cierpnąć, dlatego wyciągam ramiona przed siebie i opieram dłonie na kafelkach. Kłucie ustępuje, choć nadal odczuwam lekki dyskomfort.

Po przebraniu się w czyste ubrania wybieram numer Igora. Zuza jeszcze nie pozwala mi na prowadzenie samochodu, więc muszę korzystać z ubera, albo podwózki przyjaciół. Kamyk odbiera po dwóch sygnałach i odzywa się zdyszanym głosem.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now