Rozdział 8

220 5 62
                                    

Janek

Następnego dnia tata zawozi mnie do centrum rehabilitacji. W środku jest wyjątkowo spokojnie. Nie ma pędzących ludzi, urywających się telefonów jak to zwykle bywa w placówkach medycznych.

Tata karze mi usiąść na krześle, a sam kieruje się do rejestracji dopytać o numer pokoju Zuzy. Dochodzimy pod pokój czterdzieści dziewięć, który nie jest prywatnym gabinetem dziewczyny. To coś w rodzaju pokoju lekarskiego, gdzie wszyscy spotykają się na odprawach. Przez całą długość ciągnie się mahoniowy stół z ustawionymi na około niego skórzanymi krzesłami. Całą prawą ścianę zajmuje rząd szafek i szaf, wypełnionych po brzegi książkami. Na lewej wisi telewizor, a pod nim znajduje się coś w rodzaju strefy kawowo-herbacianej.

Zuza słysząc nasze kroki unosi głowę znad papierów i obdarza nas promiennym uśmiechem. Cholera ten uśmiech wyjątkowo na mnie działa. Przełykam głośno ślinę oraz zaciskam ręce wokół rękojeści kul. Staram się nie skupiać wzroku na twarzy Zuzy, żeby nie wypaść jak napalony nastolatek, ale średnio mi to wychodzi. Ta dziewczyna jest jak pieprzony magnes.

– Dzień dobry! Proszę, siadajcie.

Zuza siedzi u szczytu stołu, a nam dłonią wskazuje krzesła po swojej prawie stronie.

– I jak tam kolano? – zagaduje, powracając do wypełniania jakichś dokumentów.

– Najgorzej jest w nocy. Jak źle się ułożę, mocno kłuje.

Dziewczyna nie odrywa wzroku od kartek, ale musi mnie uważnie słuchać, bo gdy kończę mówić, odpowiada:

– To normalne i niestety po operacji przez jakiś czas będzie gorzej.

– Gorzej? – powtarzam przerażony. – Już jest masakrycznie.

– Sądziłam, że sportowcy mają wyższe granice bólu. – Usta Zuzy formułują się w delikatny uśmieszek.

– Świetnie, dobijaj mnie dalej – mruczę pod nosem.

– Co mówiłeś?

Zuza podnosi na chwilę wzrok znad kartek i wbija we mnie uważne spojrzenie.

– Nic ważnego.

– Na pewno? – Spojrzenie dziewczyny staje się jeszcze intensywniejsze.

Czyżby słyszała, co powiedziałem i teraz mnie podpuszczała? Potakuję głową, a gdy to robię, usta Zuzy po raz kolejny układają się ironiczny uśmieszek. Teraz mam stuprocentową pewność, że mnie usłyszała i postanowiła podpuścić. Chce się tak bawić, to proszę bardzo. Odchylam się nieco do tyłu, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. Następnie skupiam intensywne spojrzenie na twarzy Zuzy i schodzę niżej do głębokiego dekoltu, który uwydatnia wycięcie w literę v. Przez chwilę dziewczyna nie podnosi wzroku znad kartek, ale wiem, że wyczuwa moje spojrzenie. Jej policzki zabarwia ognista czerwień, a dłoń, w której trzyma długopis zaczyna lekko drżeć. Tym razem to na moich ustach pojawia się cwaniakowaty uśmiech. I co, kto jest górą?

Głośne piknięcie wyrywa nas obojga z tego napięcia. Zuza nerwowo odblokowuje telefon, uprzednio spychając rozrzucone kartki na jedną stronę.

– To z kliniki. Za chwilę będziemy mogli się połączyć – komunikuje, otwierając laptopa.

Po małych problemach z łącznością w końcu udaje nam się nawiązać połączenie. Profesor Valesco z twarzy wygląda dosyć młodo co nieco mnie zaskakuje. Spodziewałem się raczej zsiwiałego, podstarzałego dziadka.

– Bougiorno! – Pierwsza wita się Zuza.

– Bougiorno! – odpowiada mężczyzna, wyraźnie rozpromieniony ojczystym powitaniem.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now