Rozdział 18

146 1 0
                                    

Janek:

Gdy następnego dnia się budzę i zdaję sobie sprawę, że już za kilka godzin wrócę do własnego mieszkania, czuję się dziwnie. Jeszcze przedwczoraj nie mogłem się tego doczekać, a dzisiaj? Sam nie wiem, jak to określić. Będę się widywał z Zuzą tylko przez kilka godzin w klinice, gdzie będziemy musieli zachować minimalny dystans. Oboje wrócimy do własnych obowiązków i nie wiadomo jak rozwinie się nasza relacja. Owszem Zuza zgodziła się pójść ze mną na kolację, ale znając ją pewnie, jeszcze nie raz zmieni zdanie. Ewidentnie wciąż miota się pomiędzy tym, czego pragnie, a tym, co nie pozwala nam być bliżej. Dosłownie jakby rodzące się uczucie było czymś zakazanym.

Na porannym obchodzie zjawia się profesor Valesco. Jak zwykle szeroki uśmiech rozciąga jego usta.

– Jak ten czas szybko leci. Nie tak dawno do nas przyjechałeś, a już się żegnamy – rzuca w ramach powitania.

Przebiega wzrokiem po cyferkach wyświetlanych na monitorze i zapisuje coś w tablecie.

– Mam nadzieję, że czułeś się u nas dobrze? – dopytuje, odkładając tablet na szafkę.

Następnie odkrywa kołdrę, aby obejrzeć kolano.

– Nie mogę narzekać, choć wolałbym nie musieć tu wracać – odpowiadam, rozciągając usta w delikatnym uśmiechu.

Profesor Valesco odpowiada mi nieco szerszym uśmiechem. Dotyka bliznę pooperacyjną w kilku miejscach i przygląda jej się uważnie. Przez moment boję się, że jednak coś jest nie tak. Czytałem, że czasami przeszczep może się odpowiednio nie przyjąć i trzeba wtedy jeszcze raz operować. A to z kolei wydłuża rehabilitację o kolejne tygodnie.

– Z kolanem widokowo jest wszystko w porządku, rana ładnie się goi. – Kiedy tylko te słowa opuszczają usta profesora Valesco, wzdycham z ulgą.

Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tak mocno wstrzymuję powietrze.

– Pani Zuza otrzymała ode mnie wskazówki dotyczące przebiegu dalszej rehabilitacji – kontynuuje mężczyzna. – Za miesiąc odbędziemy konsultację online, ale gdyby wcześniej działo się coś niepokojącego, proszę dzwonić.

– Oczywiście.

Godzinę później dopakowuję ostatnie drobiazgi do torby i odbieram wypis. Rzeczywiście ten czas szybko leci. Chociaż jak pomyślę, ile zmieniło się między mną, a Zuzą zdaję sobie sprawę, że trochę tych dni już upłynęło.

Z dziewczyną spotykam się w głównym holu. Oprócz zwykłego „cześć" nic więcej nie mówimy. Znowu wkrada się między nas dziwna niezręczność. Zuza nie odrywa wzroku od komórki. Zapewne z kimś pisze, bo co chwilę jej palce z zawrotną prędkością przesuwają się po ekranie. Niecierpliwie wypatruję naszej taksówki, ale ta jak na złość jeszcze nie podjeżdża. Jedna z rejestratorek, być może widząc mój wyczekujący wzrok, informuje nas, że trochę poczekamy, bo są spore korki w centrum. Świetnie. Odrzucam torbę na ziemię i siadam na kanapie. Coraz trudniej ustać mi o kulach. Zuza jest tak zaabsorbowana wymienianiem z kimś wiadomości, że nawet nie zauważa mojego odejścia. 

Po jakichś dwudziestu minutach przyjeżdża taksówka. Wstanie z niskiej kanapy, sprawia mi lekką trudność, głównie przez zesztywniałe kolano. Kilka razy delikatnie je naprostowuję oraz zginam, aż w końcu mogę całkowicie wyprostować. Po raz ostatni spoglądam za siebie na hol. To coś w rodzaju pożegnania z pewnym etapem.

Niemal przez całą drogę towarzyszy nam niezręczna cisza. Początkowo taksówkarz próbował nas zagadywać, ale niezbyt dobrze mówił po angielsku, więc w końcu odpuścił. Dzięki cudownym korkom dojeżdżamy na lotnisko niemal na styk. Zuza chwyta rączkę swojej walizki i zakłada sobie na ramię moją torbę, abym łatwiej nadążył za jej szybkim tempem. Kiedy docieramy do miejsca odprawy, wzdycham z ulgą. To była krótka, ale jakże męcząca przebieżka.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now