54

30 4 0
                                    

Ręce zaciśnięte w pięści ciągnęły w złości za sznur. Prowadził za sobą młodzieńca ze związanymi rękami. Była to krew z krwi, mimo to rozczarowanie i wściekłość widniały na jego twarzy.

-Ojcze błagam cię. Wysłuchaj mnie - zapłakał zaciągając się powietrzem. Bolał go brzuch od szybkiego tempa, które narzucał starszy.

-Zamknij się, już i tak za dużo powiedziałeś - warknął i zszedł po schodach.

Korytarz był coraz mniej oświetlony. Szczury przebiegały pod ich nogami. Ich cienie odbijały się na ścianach, strasząc młodszego jeszcze bardziej.

Szarpnął za zardzewiałe drzwi celi i wepchnął tam syna. Jedyne światło, które pozostało znajdowało się przy drzwiach. Chłopak upadł na podłogę. Ze łzami w oczach spojrzał na ojca, chcąc wzbudzić litość.

-Przepraszam za to co zrobiłem. Nie zostawiaj mnie tutaj. Boję się ciemności - zapłakał rzucając mu się do stóp. Chwycił go za nogę, usiłując zatrzymać - J-już nigdy więcej n-nie ucieknę, obiecuję - zacisnął powieki. Jego całe ciało się trzęsło, a język plątał się wywołując jąkanie.

-Nie rozumiesz swojego błędu - chwycił go za włosy i mocnym ruchem ręki odrzucił go na bok. Chłopak po turlał się aż pod samą ścianę, a jego kości wydały dźwięk chrupanięcia, gdy zderzył się z twardą powierzchnią - Nie powinieneś pomagać tym biedakom. Powinni spłonąć. Powinni umierać dla ciebie.

-W-wiem, w-wiem. Przepraszam, już nigdy więcej - poczołgał się w stronę mężczyzny, brudząc swoje ubrania - Błagam, wybacz mi - powtórzył kolejny raz łapiąc go za stopę.

-Nigdy nie narażaj siebie dla tych nędznych świń. Mają ci służyć, a ty nigdy nie możesz się nad nimi litować, zrozumiano? - zapytał chłodnym tonem.

-T-tak, proszę nie zostawiaj mnie - zaszlochał łapiąc się jeszcze mocniej starszego.

-Ale z ciebie beksa - westchnął ze znudzenia - Nadal nie przestałeś się bać węży? Powiedziałem Ci, żebyś przestał i stał się odważny - odsunął się do tyłu by uciec od chudych rąk chłopca - Za karę posiedzisz tu dwa razy dłużej niż zwykle - oznajmił i udał się do wyjścia.

-N-nie, błagam - wstał z twardej podłogi by dogonić ojca zanim zamknąłby cele.

Drzwi zamknęły się tuż przed jego nosem, a przez nieuwagę przewrócił się i uderzył twarzą o kraty. Przestraszony patrzył jak odchodzi i zostawia go samego. Płomień tlący się na pochodni podtrzymywał go na duchu przez następne sekundy. Jednak i on zgasł za sprawą magii. Jego ojciec był zbyt surowy by pozwolić cieszyć mu się światłem.

Zapłakany zacisnął zęby na dolnej wardze, ukrywając swój szloch. Ojciec nie lubił, gdy płakał i się mazgaił, ale nie mógł przestać. Nastała chwila ciszy, w której choć na chwilę jego serce zwolniło. Zaraz po sekundach usłyszał charakterystyczne syczenie, które spowodowało kolejną falę emocji.

-Pomocy!! - wykrzyczał i odwrócił się do zwierzęcia. Żółte oczy, były widoczne nawet w ciemności, co go jeszcze bardziej przerażało.

Wąż pełzał do niego zygzakiem. Głęboko patrzyli sobie w oczy. Jego nogi załamały się pod nim ze strachu. Upadł na podłogę w rozkroku. Jego kolana trzęsły się z przerażenia.

Wąż zwinnie wpełznął na jego nogę. Ciało chłopca sparaliżowało się. Oddychał nierówno i głośno płakał, był przerażony na śmierć. Wąż owinął się wokół jego bioder i powoli piął się w górę. Chłopak czuł jak traci oddech, gdy jego klatka piersiowa się zacisnęła.

Potwór spojrzał mu w oczy. Syknął wprost w jego twarz. Paszcza powoli się otworzyła. Tak bardzo jak nie chciał na to patrzeć, nie mógł odwrócić wzroku. Wąż nagle rzucił mu się na twarz.

-NIEEE!!!!

Głośny krzyk, mnóstwo potu. Pościel, która leżała w połowie na podłodze, opadła całkowicie na nagły ruch jego ręki. Usiadł próbując złapać oddech i dojść do siebie. Starł ręką pot z czoła i usiadł na brzegu łóżka. Sięgnął do szklanki z wodą i wypił aż do dna.

Próbował dojść do siebie po koszmarze. Rozglądał się dookoła szukając spokoju. Jego serce waliło jak stado biegnących koni. Wstał z łóżka i złapał się za serce. Powoli podszedł do uchylonych drzwi balkonowych. Świeże powietrze podziałało dobrze na jego zmysły.

Wyjrzał zza poręczy. Widok pasów zieleni i kwiatów uspokajał go. Minęło kilka minut nim doszedł do siebie. W między czasie na horyzoncie pojawiła się Erika, która beztrosko przechadzała się po ogrodzie. Jego myśli znowu zostały zaprzątnięte przez ich wczorajszą rozmowę. Sen o jego ojcu jeszcze bardziej wprawiał go w niepokój.

-Jestem okrutny? - powiedział do siebie przez przypadek.

Jej słowa dręczyły go do tego stopnia, że przywoływały niemiłe wspomnienia. Nie chciał taki być. Chciał być dobry, sprawiedliwy, litościwy. Nie chciał być skamieniały. Nie chciał, by jego serce przestało bić dla niej, dla jego poddanych.

Spędzało mu to sen z powiek. Myślał, że postępuje słusznie. Robi to dla dobra państwa i poddanych, ale nagle to co uważał za dobre wylało się na niego jak gorący wrzątek i zraniło. Chciał chronić wszystkich, ale wszystko o czym mówiła sprawiało, że miał poczucie winy. Mógł się pomylić, ale nikt mu wcześniej tego nie wytłumaczył. Może nawet nie był gotowy na tłumaczenia. Jego przekonanie o byciu dobrym teraz go trapiło.

Kiedy pomylił drogę? Jedyne czego pragnął to być szanowanym i nie być okrutnym. Nie chciał, by ludzie na myśl o nim, wspominali o jego ojcu. Nienawidził tej myśli. Nienawidził tego, że może być to prawdą.

Spojrzał jeszcze raz na Erikę, która teraz siedziała na ławce. Skupił swoją uwagę właśnie na niej, by móc zrozumieć swoje błędy.

-Muszę to odkręcić - powiedział sam do siebie.

Zaczął się zastanawiać, czy spełnienie warunków umowy byłoby wystarczające, by odkupić swoje winy. Może powinien zrobić coś więcej? Nie potrafił być dla niej w pełni miły, jeśli w ogóle dla kogokolwiek potrafił. Tego ranka naszła go chęć spróbowania czegoś nowego.

Oczywiście chciał by z nim została, wciąż nie odchodził od obietnicy złożonej samemu sobie. Chciał zrobić wszystko by została. Jednak wiedział, że było coś czego pragnęła najbardziej i coś co czuła, że utraciła.

Wolność.

-Będziesz wolna - powiedział na głos, przyglądając się jej z oddali.

Odwrócił się na pięcie i wrócił do komnaty pełny energii. Podszedł do biurka i chwycił za pióro. Kilka sekund wystarczyło by krótki list był gotowy do przekazania dalej.

-Straże - zawołał.

Jeden strażnik wszedł do środka, od razu będąc gotowy na rozkazy. Taehyung podszedł do niego i przekazał list do ręki.

-Zanieś to do Księcia Jisunga - oznajmił i od razu machnął ręką by zostawił go samego.

Szybkim krokiem wrócił do biurka i wyciągnął kolejną kartkę. Jego ręka przesuwała się szybko. Pisał jak najęty, a długość tekstu stawała się coraz dłuższa.

W końcu jego ręka wyciągnęła pieczątkę z szuflady i ją odbiła na dole kartki. Był to od teraz ważny dokument, który planował przekazać Erice osobiście.

Trzymał jej wolność we własnych rękach.

||Trust Me||Taehyung||Where stories live. Discover now