Niepewnie zbliżył się do opiekuna i przyłożył wargi do jego skórzanego buta.

Przetrwasz to. Przetrwasz to.

Wysunął powoli język. Zapach skóry dotarł do jego nosa. Smak... chyba go nie wyczuł. But raczej nie zabrudził się niczym. Całe szczęście.

— Nie, nie i jeszcze raz nie. Co to ma w ogóle być? Włóż w to więcej wyczucia. Przejedź tym swoim języczkiem po boku, czubku, pięcie. Pośpiesz się. Nie mam całego dnia.

Tak zrobił. Musiał się przemieścić, aby dotrzeć do pięty buta, ale udało mu się to bez zbytniego zdzierania kolan. Jeszcze nikt nigdy tak go nie upokorzył.

— Poćwiczymy to jeszcze. Jak na pierwszy raz może być. Nie spodziewałem się dziś i tak takich postępów. Wróć do klęczenia. Dobrze. Teraz podstawowa pozycja, którą będziesz przyjmował, gdy znajdziesz się na salonach przy nodze Pana. Siadasz na nogach. Właśnie tak. Ręce na udach. Nie tak! Grzbietem do góry! Co to ma być? Prosisz o jałmużnę?

Poprawił się szybko zgodnie ze wskazówkami.

— I nie garb się. Plecy równo. No... coś z ciebie będzie. To teraz lepsza część zabawy. Czas na twoją karę.

Otwarł usta, aby próbować jakoś się od niej uwolnić, ale opiekun był szybszy.

— Jeśli odezwiesz się nie zapytany, dostaniesz dodatkową karę.

Żadne słowo nie wydobyło się z jego ust. Nie chciał pogarszać swojej sytuacji.

Pan uśmiechnął się i podszedł do jednego z łańcuchów. Coś przy nim pomajstrował, spoglądając na niego kilkukrotnie, co mimo spuszczonego wzroku zauważył. Przypiął do niego kajdanki.

— Podejdź. Możesz wstać.

Na nieco miękkich nogach zbliżył się do miejsca swej kaźni, jak sądził. Jego ręce zostały uniesione i zakleszczone w zimnych nieprzebłaganych zaciskach kajdanek. Teraz każdy, kto tylko by chciał, mógłby z nim zrobić, co tylko przyszłoby mu do głowy. Ta myśl najbardziej przerażała.

— Dwadzieścia. Pas. Na pierwszy raz nie każę ci liczyć i dziękować. Zapoznasz się tylko z najlżejszą formą kary. — Opiekun podszedł do półki z groźnie wyglądającymi przyrządami, ale tak, jak zapowiedział, wziął tylko pas. Stanął za nim. Uderzył pierwszy raz.

Niby przygotowywał się na uderzenie, ale to i tak go zaskoczyło i wydusiło całe powietrze z płuc. Dostał tylko jeden raz, a i tak miał ochotę błagać o koniec. Ten miał nadejść dopiero po dziewiętnastu kolejnych uderzeniach. Próbował się uwolnić. Błagał. Przepraszał. Obiecywał, że będzie grzeczny. Nazywał mężczyznę Panem. Nic nie skutkowało. Uderzenia ustały, dopiero gdy spadło ich na jego plecy dwadzieścia.

— Normalnie za coś takiego zwiększyłbym ilość uderzeń do czterdziestu i uderzał mocniej, ale to tylko mały pokaz. To jedna z lżejszych form kary. Wyobraź sobie, jak mogą boleć inne.

— N-nie chce s-sobie wy-obrażać, Panie — wypłakał.

— Och, ależ nie będziesz musiał nic sobie wyobrażać. Doświadczysz ich wszystkich. Zapewniam cię, mój mały, głupiutki niewolniku. — Rozpiął go. Upadł na posadzkę.

Bardzo chciał móc kontrolować płacz, nie potrafił jednak. Łzy zalały całą jego twarz już dawno. Obraz rozmywał się w zapłakanych oczach.

Mężczyzna podszedł do małej szafeczki, na której leżał jakiś notatnik i długopis. Otworzył go. Napisał coś. George nie wiedział, co takiego, ale gdyby mógł zajrzeć do tych notatek, przeczytałby:

Slave Academy. Yaoi (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz