Fake Ass Bitches

45 3 0
                                    

Położyliśmy się na plecach na łóżku, trzymaliśmy się za ręce a pomiędzy nimi był kamień z runą. Mój strach można było wyczuć na drugim końcu Beacon Hills. Kompletnie nie wiedziałam co robić ale czekałam na dalsze instrukcje Deatona ktiry co chwilę nam powtarzał że mamy się trzymać powierzchni. To chyba ważne.

-Trzymajcie się powierzchni - powiedział znowu.
-Mówisz to dwunasty raz w ciągu minuty - zaśmiałam się nerwowo.
-Bo to ważne. Jeśli nie będziecie trzymać się powierzni, utoniecie. Trzymajcie się nawzajem i nie puszczajcie. Jeśli jedno zacznie tonąć, drugie go wyciąga. Pamiętajcie - ostrzegł nas kolejny raz.
-Skąd mam wiedzieć jak Brett zacznie tonąć? - zapytałam trochę panikując.
-O to sie nie martw - powiedział blondyn leżący obok mnie ściskając mocniej moją dłoń.
-Zacznijmy - na to słowo czarnoskórego poprawiłam się na łóżku i przygotowałam mentalnie. - Ja was poprowadze a wy musicie robić dokładnie to co ja mówię.

Kiwnęliśmy głowami i zamknęliśmy oczy jak nam kazano.
-Wyobraźcie sobie Erice i Boyda, każdy element ich ciała. Wyobraźcie sobie że chcecie ich zobaczyć i porozmawiać z nimi - mówił spokojnie do nas czarnoskóry.

Poczułam lekkie mrowienie od niebieskiego kamienia Parabatai i miałam uczucie jakbym zasypiała. Po prostu odleciałam w szarą nicość a słyszałam tylko głos Deatona. Gdy poczułam grunt pod nogami, jakbym stała, otworzyłam oczy i zobaczyłam biel. Dosłownie wszędzie było biało. Byłam jakby w pomieszczeniu ale nie widziałam jego ścian. Nie miał końca. Usłyszałam kroki za sobą. Zlękłam się i odwróciłam gwałtownie. Zobaczyłam Bretta idącego spokojnie w moim kierunku dopóki nie stanął obok mnie łapiąc mnie za rękę.

-Gdzie my jesteśmy? - zapytałam na głos chociaż nie wiem czy Deaton to usłyszał.
-Jesteście we wspólnej podświadomości - odpowiedział mi Alan co usłyszałam w echo.
-Jak to? - zapytał blondyn obok mnie.
-To miejsce w którym łączą się wasze dwa umysły w jedno, myśli które są wasze wspólne - odpowiedział nam. - Pomyślcie o Boydzie i Erice, musicie równocześnie wywołać jakieś wspomnienie z nimi. Postarajcie się.

Pomyślałam o dniu po imprezie, byli tam oboje. Nawet Boyd się uśmiechał, a Erica była taka szczęśliwa. Sama się uśmiechnęłam na to wspomnienie. Patrząc przed siebie zobaczyłam mały przebłysk tamtego dnia. Mały obrazek zacieniowany. Popatrzyłam na Bretta żeby upewnić się że on też to widział. Po jego minie mogę śmiało stwierdzić że widział.
~Skup się ~ powiedziałam do niego w myślach i znów przywołałam to wspomnienie.

Tym razem obraz był wyraźny, a może nawet nie obraz. Przenieśliśmy się do tego miejsca i poczułam jakbyśmy przeżywali je na nowo. Widziałam wszystkich. Braci, Bretta, siebie, Isaaca, Erice i Boyda. Wtedy tego nie czułam ale teraz mogę śmiało stwierdzić że wzruszył mnie ten moment, byłam naprawdę szczęśliwa. Łzy napłynęły mi do oczu.

-Co się stało? - zapytał Brett obok mnie patrząc mi w oczy.
-Nic, czemu pytasz?
-Zawsze jak chce Ci się płakać to masz skurcz żuchwy. Nie wiem czy to możliwe ale ja to tak czuje - zaśmiał się.
-To nic, po prostu się wzruszyłam - uśmiechnęłam się i patrzyłam na akcje przed nami.
-Naomi, Brett, skupcie się - usłyszałam głos Deatona.
-Co mamy robić? - zapytał blondyn.
-Pomyślcie że chcecie ich znaleźć, być przy nich. Powinniście zobaczyć gdzie są. W ten sposób wejdziecie do umysłu jednego z nich.

Zrobiliśmy to co powiedział zamykając przy tym oczy. Gdy je otworzyłam znajdowałam się w zupełnie innym miejscu. Tu nie było już śmiechu i zabawy, tylko szaro i ponuro. Wyglądało to jak jakaś opuszczona fabryka. Sufit był bardzo wysoki a wszędzie był kurz. Szukałam jakiś znaków szczegulnych, logo, nazwa czy znaczek ale nic nie znalazłam oprócz dużego włazu. Pociągnęłam Bretta za rękę do ogromnych okrągłych drzwi i otworzyliśmy je trochę się siłując. Chyba stały tu wieki. W środku wcale nie było lepiej tylko mniejsze pomieszczenie i dwie postacie na podłodze. Czyli znowu nic ciekawego.

Please don't leave me / Brett TalbotWhere stories live. Discover now