Brett Talbot, Beta

338 12 0
                                    

-Dobry pomysł był z tym rykiem, - zaczął - znalazłaś sposób na odnalezienie mnie - oznajmił z lekkim uśmiechem.
Za nim stało trzech wilkołaków. Jedna blondynka z falowanymi włosami. Drugi czarnoskóry łysy. I na końcu stał chyba ten Isaac co mi o nim Matt opowiadał jak go zaatakował.
-Potrzebuje pomocy i to szybko - powiedziałam jakby pospiesznie.
-Słucham cię - odpowiedział.
-Na meczu jest jeden wilkołak i nie wiem co mam z nim zrobić - zaczęłam mu opowiadać o tym jak na mnie patrzył i jak faulował moich braci. - No i wydaje mi się że on w coś gra albo sprawdza mnie w jakiś sposób.
-Porozmawiaj z nim po meczu - powiedział wzruszając ramionami. - Ale tak wiesz, nie po ludzku tylko po naszemu - puścił mi oczko a ja już wiedziałam o co mu chodzi.
-Dobra tak zrobię, dziękuję za pomoc, wpadnę z braćmi po meczu - powiedziałam w pośpiechu, postawiłam już jedną stopę w kierunku szkoły ale jednak odwróciłam się na pięcie i dodałam. - Jesteś naprawdę świetnym alfą.

Stwierdziłam na co on tylko się uśmiechnął. Zaczęłam znów wracać do szkoły biegiem wilkołaka i już po dwóch minutach byłam przed budynkiem. Powoli się ściemniało. Pokierowałam się za szkołę gdzie dalej trwał mecz. Miałam usiąść na swoim poprzednim meczu ale ujrzałam tam Harrego który wydawał się jakby siedział tam od początku meczu i jakby się mu nudziło. Spojrzałam ma tablice wyników.

17:1

Dwoma słowami - skosili nas. Mamy tylko jedną bramkę a mój brat siedzi na ławce rezerwowych jako jedyny. Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Czemu nie grasz? - zapytałam patrząc na niego a on dalej był zapatrzony gdzieś w boisko.
-Sfaulowałem tego ich kapitana bo mniej już rozłożył i chciał znów zabrać się za Matta to go przycisnąłem do gleby za co mnie zdjęli - wyjaśnił obojętnie.

Nie zauważyłam tego wcześniej ale faktycznie kapitan Devenford siedział na dawce rezerwowych a obok niego jakiś lekarz. Postanowiłam się przysłuchać.
^Proszę pana, weź mnie Pan już nie męcz i weź sobie pan stąd idź bo ja czuję się wybornie a zasłaniasz mi Pan tylko cały mecz - wyjęczał niezadowolony zawodnik.
^Jak się nazywasz? - zapytał ignorując go lekarz.
^Mistrz Yoda - powiedział sarkastycznie.
^Jak nie chcesz mi powiedzieć to sprawdzę w karcie zawodników - nie patrzyłam tam żeby blondyn nic nie podejrzewał. - Pan... Brett Talbot, kapitan drużyny.
^Nie to chyba nie moje nazwisko - odparł obojętnie ten Brett, potem dodał tylko szeptem. - Jak masz zamiar mnie podsłuchiwać to lepiej się ukrywaj skarbie - szepnął do mnie a ja cała wściekła zacisnęłam szczękę.

Wróciłam do oglądania meczu. Matt i Ethan sprawnie wymieniali między sobą podania aż wkońcu jeden bliźniak stanął przy bramce wykonując zamach z piłką w kiju. Piłka bezbłędnie trafiła do bramki.

17:2

No i ktoś mi powie dlaczego my przegrywamy?! Piłka z łatwością weszła do bramki bez trudu! Niech ktoś mi to wyjaśni bo ja nie czaje.

Część tłumu zaczęła bić brawa i krzyczeć. Ethan na znak bramki podniósł ręce z kijem do góry a ja tylko uśmiechnęłam się nie wstając z miejsca. Spojrzałam w stronę Talbota i uśmiechnęłam się tak zwycięsko jak on do mnie wcześniej. Nie powiem, poczułam tą satysfakcję i dobrze mi z tym. Zawodnicy zaczęli gratulować bliźniakowi i rzucać się na niego. Ethan był w siódmym niebie. Całe nasze rodzeństwo wogóle uwielbia być w centrum uwagi. Szczęście naszej drużyny nie trwało długo bo arbiter zawołał ich do wznowienia gry.

Wszędzie było już ciemno więc wyjęłam telefon z kieszeni i okazało się że jest 18.58, niebo było już czarne ale co się dziwić zaraz będzie grudzień co oznacza że będzie się wcześniej ściemniać. Wróciłam wzrokiem do meczu gdzie zawodnicy obu drużyn ustawili się na swoich miejscach. Zanim ktokolwiek dotknął piłki rozbrzmiał gwizdek arbitera oznaczający koniec meczu. Drużyna mojej szkoły spuściła głowy w dół na znak przegranej a drużyna z Devenford zebrała się w kółku i zaczęli wykonywać typowy gest zwycięzców.

Please don't leave me / Brett TalbotWhere stories live. Discover now