Rozdział 55

12.2K 361 13
                                    

Zdenerwowana chwyciłam telefon. Wybrałam numer Seana, podnosząc się. Krążyłam po pomieszczeniu nerwowo trzymając urządzenie przy uchu. W końcu po kilku sygnałach mężczyzna odebrał 

-Cześć Aurora, zawołać mamę? Pewnie nie zabrała ze sobą telefonu do ogrodu. Jeśli chcesz to ją zawołam-zaczął jak zwykle przyjaznym głosem 

-Dzwonię do ciebie, mam jedno pytanie-oznajmiłam patrząc gdzieś za okno 

-Jakie?-od razu się zainteresował 

-Zawsze próbowałeś być dla mnie jak ojciec, zawsze mi pomagałeś, jeśli tego potrzebowałam-zaczęłam nieco niepewnie 

-Tak, może nim nie jestem, ale traktuje cię jak córkę-przytaknął-Ale o co chodzi? 

-Czy to prawda, że to mama zdradziła mojego ojca i odebrała mu wszystkie prawa i to z twoją pomocą?-zapytałam wprost 

-Aurora-usłyszałam jak ciężko wzdycha-Ta sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana-czułam w jego głosie zdenerwowanie

-Nie, odpowiedź jest prosta. Tak albo nie, tu nie ma nic skomplikowanego-nie pozwoliłam mu kontynuować-Więc? 

-Tak, ale...-nie dokończył, bo rozłączyłam się 

Wkurzona do granic możliwości rzuciłam moim telefonem, który poleciał pod ścianę. Ze łzami w oczach, które próbowałam powstrzymać odwróciłam się w kierunku tej trójki 

-Kotku...-wujek chciał mnie uspokoić 

-Od kiedy wiesz?-zapytałam beznamiętnie 

-Usiądź-poprosił 

-Odpowiedz na moje pytanie-niemal rozkazałam 

-Kiedy twoja matka dowiedziała się o Alexie i się z nią pokłóciłaś. Wtedy się dowiedziałem-wyznał ciszej-Wtedy znalazłem twojego ojca 

-Ostatnie dziesięć lat spędziłem we Włoszech, mam tam swój biznes-dodał mój tata 

-Wy wszyscy jesteście pojebani-cicho prychnęłam 

Bez słowa udałam się do sypialni, gdzie ubrałam jakieś dresowe szare spodnie i czarną bluzę wciąganą przez głowę. Włosy związałam w niedbałego koka a na stopy wciągnęłam ciemne trampki. Zbiegłam po schodach na dół ze smyczą Blacka, który siedział koło mojego narzeczonego 

-Chodź misiu-zwróciłam się do zwierzęcia, które szybko do mnie podbiegło 

Zapięłam mu smycz 

-Idę na spacer-rzuciłam krótko, następnie nie słuchając niczego wyszłam 

Spacerowaliśmy już od godziny. W końcu postanowiłam usiąść pod jakimś pierwszym lepszym drzewem, wokół którego nie widziałam żadnych ludzi. Odpięłam mojemu ulubionemu sierściuchowi smycz, a ten położył się obok kładąc głowę na moich kolanach. Od razu zaczęłam go głaskać. 

Po kilku minutach ktoś stanął przede mną, sprawiając, że znajdowałam się w cieniu. Podniosłam wzrok widząc Madison 

-Szukałam cię-oznajmiła cicho 

-Daj mi święty spokój przynajmniej dzisiaj-poprosiłam 

-Ale Aurora...-nie dane było jej dokończyć 

-Mam naprawdę już dość. Całe życie liczyłyście się tylko wy dwie, dwa oczka w głowie naszej matki. Moje życie się bez przerwy wali, zerwałam z Brandonem bo chciał mnie zgwałcić, przez związek z Alexem ludzie na uczelni nie chcą się ode mnie odwalić, nagle znikąd pojawił się mój ojciec i okazuje się, że to nasza matka go zdradziła i pozbawiła praw nade mną i Mattem. No i gwóźdź programu twój ojciec, którego naprawdę mimo wszystko szanowałam, jej w tym pomagał-wygarnęłam jej wszystko co leżało mi na wątrobie-Więc jeśli przyszłaś się tu użalać nad sobą i pytać jaką miniówkę ubrać na randkę z Brandonem to sory ale ja wymiękam-skończyłam ciężko oddychając 

Właśnie wtedy zobaczyłam, że pierwszy raz spoglądała na mnie jak na zwykłego człowieka a nie starszą, głupią siostrę. Niepewnie usiadła obok 

-Przepraszam-wyszeptała opierając głowę na moim ramieniu 

Na dłużej zapanowała między nami cisza 

-Nie jestem już z Brandonem-wyszeptała-Zostawił mnie, bo...-wzięła głęboki oddech-Bo jestem w ciąży-jej głos był tak cichy, zdecydowanie za cichy jak na nią 

W szoku spojrzałam nią, po jej policzku spływała łza 

-Chcesz usunąć?-spytałam zaciskając szczękę 

-Nie, nie potrafiłabym chyba-mówiła wpatrując się przed siebie-Mogłam cię posłuchać kiedy mnie ostrzegałaś. Byłam taka głupia-wybuchnęła szlochem 

Objęłam ją ramieniem, na co ta głośniej zapłakała mocno się we mnie wtulając. Dopiero po kwadransie się uspokoiła, na tyle żebyśmy mogły się podnieść i ruszyć w drogę do domu Alexa, który już nazywał naszym, bo miałam się w końcu do niego wprowadzić. 

Po dwudziestu minutach wyciągnęłam klucze z kieszeni otwierając furtkę. Podeszłyśmy do drzwi wejściowych, które okazały się otwarte 

-Wejdź-przepuściłam ją w drzwiach 

Stanęła w korytarzu nie bardzo wiedząc co ma dalej ze sobą zrobić. Była ubrana w dopasowane, granatowe legginsy i jakąś za dużą jak na siebie siwą bluzę. Pierwszy raz od dawna wyszła bez makijażu i w nie wyprostowanych włosach, które spięła klamrą. 

Bez słowa udałam się do kuchni, gdzie nadal znajdowała się cała trójka. Od razu po moim wejściu Alexander podniósł się ruszając w moją stronę 

-Cholernie się o ciebie martwiliśmy-oznajmił nie odrywając wzroku od mojej osoby 

Mocno się w niego wtuliłam, co odwzajemnił. 

Panie profesorzeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora