Rozdział 2

26.3K 707 26
                                    

Szedłem korytarzem, kiedy poczułem jak ktoś wpada na moją klatkę piersiową, praktycznie odbijając się od niej. W ostatnim momencie oplotłem ramieniem talię drobnej dziewczyny. W szpilkach ledwie sięgała nieco ponad moje ramię. Jej duże, piwne oczy niepewnie zeskanowały moją twarz. Była wyjątkowo piękna, te pełne usta pomalowane matową, malinową pomadką, mały i lekko zadarty nosek. Dopiero po chwili chrząknęła 

-Ehm. Przepraszam, nie zauważyłam Pana. Szukam auli-oznajmiła cicho, swoim delikatnym głosem, odsuwając się 

Nie wyglądała jak gówniara, która ledwo co wyszła z liceum. Ciężko było mi oderwać wzrok od niej, niesforny, kasztanowy lok opadł jej na twarz 

-Niech Pani idzie ciągle prosto, schodami na piętro i w prawo, tam będą wielkie zapewne już otwarte drzwi-wyjaśniłem krótko 

-Dziękuje i jeszcze raz przepraszam-poddenerwowana mnie minęła idąc dalej, o czym zapewniał mnie stukot jej szpilek 

Czułem jak część studentek mnie obserwuje, więc nie odwracając się ruszyłem dalej. Podczas całej akademii rozglądałem się po auli mimowolnie szukając jej wzrokiem, jednak na próżno. 

Z roku na rok kolejne roczniki coraz bardziej mnie zaskakiwały, a w szczególności młode dziewczyny, które tak naprawdę nie rozumiały nawet o co chodzi w dorosłym życiu. Wielokrotnie już spotykałem się z ich różnymi dziwnymi zachowaniami. 

Zdarzało się, że wchodziłem do swojej sali a tam zastawałem jakieś dziewczyny, czekające na mnie. W skrajnych przypadkach miały dosłownie szmatki zakrywające jakieś strategiczne części ciała. Po tym jak odsyłałem je z kwitkiem te potrafiły nawet zmieniać kierunki swoich studiów. Z kolei inne mimo, że je olewałem nie poddawały się. 

Po akademii i poczęstunku dla wszystkich profesorów, rektorów i wykładowców w końcu wróciłem do domu. Czekał już na mnie Black, mój całkowicie czarny mastif tybetański. Przebrałem się w czarne spodenki do ćwiczeń oraz granatową koszulkę z oddychającego materiału i buty do biegania. 

Następnie chwyciłem smycz Blacka i wyszedłem z nim pobiegać. Lubiłem ćwiczyć , wtedy zawsze miałem czas pomyśleć, bądź wręcz odwrotnie, nie myśleć o niczym. Po godzinnym pobycie w parku postanowiłem wrócić do domu. 

Przed moimi drzwiami czekała na mnie moja matka. Wyciągnąłem słuchawki z uszu podchodząc do niej 

-Nie mówiłaś, że przyjedziesz-oznajmiłem beznamiętnym głosem 

-Dzień dobry, ciebie też dobrze widzieć Alexandrze-oznajmiła spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem 

Otworzyłem drzwi, przepuszczając ją w nich. Kwadrans później usiadłem z nią przy kuchennej wyspie z filiżanką kawy 

-Co u ciebie nowego?-spytała 

-Jeśli znów chcesz nalegać na wnuki to na marne tu przyszłaś-odpowiedziałem krótko i być może niezbyt przyjaźnie 

Kobieta westchnęła patrząc na mnie prawdziwym matczynym wzrokiem 

-Po prostu nie chcę, żebyś był już do końca sam. Z Samanthą zerwałeś trzy lata temu i do tej pory nie widziałam cię z żadną inną kobietą. Masz już 34 lata. Swoją drogą po Dereku raczej wnuków się nie spodziewam, dobrze wiesz o tym-upiła łyk ciepłego jeszcze napoju 

-Powtórzę to samo co zawsze. Jeśli kiedykolwiek się pojawi to na pewno ją poznasz-obiecałem tak jak za każdym razem gdy się widujemy 

Wstała następnie podchodząc do mnie i przytulając mnie od tyłu 

-W końcu się uda. Jesteś w końcu przystojny i inteligentny już na pierwszy rzut oka-nie odwzajemniłem jej uścisku 

Nigdy tego nie robiłem. Od dłuższego czasu nie okazywałem jej żadnych uczuć. Poczułem jak nieco odsuwa się ode mnie 

-Jeśli chciałbyś poznać miłą dziewczynę, to córka Trevora i Giny jest miłą i sympatyczną panią psycholog-mówiła z cichą nadzieją w głosie 

-Poradzę sobie sam-zapewniłem ją-Pozdrów ojca-dodałem z powagą na twarzy 

Panie profesorzeWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu