Rozdział 50

14.5K 392 30
                                    

Aurora Hamilton

Obudziłam się z potwornym bólem głowy i jeszcze gorszym bólem, który odczuwałam w okolicach miejsca, gdzie znajduje się moje serce. Niechętnie usiadłam prosto lustrując całe pomieszczenie. 

Nadal znajdowałam się sama w sypialni. Przełknęłam ślinę spoglądając na stolik nocny, na którym dostrzegłam talerz z tostami, szklankę z sokiem, dwie tabletki i liścik. Chwyciłam małą białą karteczkę 

"Zapewne boli cię głowa, więc uszykowałem dla ciebie tabletki przeciwbólowe i śniadanie. Załatwię ci zwolnienie z zajęć, więc możesz spać cały dzień 

Twój Alex" 

Cicho prychnęłam gniotąc świstek i rzucając go obok talerza. Szybko wzięłam leki, następnie jedząc tosty. Po moim śniadaniu wzięłam długą, gorącą kąpiel w wannie. Było mi przykro, cholernie przykro. Mimo procentów, przez które stałam się nad wyraz odważna, zapamiętałam dokładnie wszystko. Zwłaszcza to jak kazał mi się ubrać. 

Czułam się niezwykle głupio i było mi przykro, że mnie odrzucił. Całą noc spędził w salonie na kanapie. Specjalnie otworzyłam drzwi, żeby mógł przyjść a on... właśnie. Dopiero koło 12:00 chwyciłam telefon włączając go. 

Miałam masę wiadomości i nieodebranych połączeń, najwięcej od Alexandra. Tylko jego wiadomości odczytałam, co jakiś czas pisał czy już wstałam i jak się czuje. Dopiero z ostatniej dowiedziałam się, że pojechał do firmy, bo miał kilka spotkań i nie wie o której wróci. 

Naprawdę od momentu w którym się obudziłam i zobaczyłam, że jestem sama chciałam z nim porozmawiać. Planowałam to zrobić, dopiero gdy wróci do domu, jednak ciężko było mi wysiedzieć. 

W końcu nie wytrzymałam idąc do garderoby. Ubrałam na szybko czarne, wąskie jeansy, biały dopasowujący się top z długim rękawem, ukazujący mój brzuch i granatowe trampki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, loki opadały kaskadami na moje plecy. Z makijażu tradycyjnie coś naprawdę lekkiego, w tym delikatne kreski. 

Zabierając tylko telefon i portfel pojechałam taksówką do jego firmy. Wiedziałam gdzie jest, ponieważ już kiedyś mnie tam zabrał, miał do zgarnięcia tylko jakieś papiery ale i tak udało mi się zapamiętać ulicę, na której się znajdowała. 

Zaraz po wejściu do ogromnego wieżowca udałam się do windy, wciskając przycisk z największym numerem, jaki się tam znajdował. Zobaczyła to młoda kobieta, która dosłownie po mnie wsiadła. Kilka pięter przed moim celem zostałyśmy już tylko we dwie 

-Też jedziesz do naszego ukochanego szefa?-przerwała ciszę 

Była blondynką mojej budowy o błękitnych oczach. Patrząc na nią miałam wrażenie, że miałyśmy dość podobny styl bytu. Przynajmniej jak 99% innych napotkanych tu przeze mnie kobiet wydawała się miła i nie nosiła tony tapety, krótkich spódnic i dużych dekoltów. 

Miała czarną, prostą sukienkę, która wydawała mi się naprawdę odpowiednia do pracy oraz w tym samym kolorze skórzaną kurtkę i szpilki 

-Owszem-niepewnie się do niej uśmiechnęłam-Jest aż tak wredny? 

-To mój drugi dzień i mam wrażenie, że mnie nienawidzi-wyznała-Dzisiaj trzy razy robiłam mu kawę, bo za każdym razem coś mu nie pasowało. Ma okropny humor, więc jeśli to nic ważnego to radziłabym ci wybrać inny termin-dodała również się uśmiechając 

-Jestem Aurora-wyciągnęłam do niej dłoń 

-Vivian, nowa asystentka Andersona-odparła ściskając ją-Mam do ciebie kluczowe pytanie-dodała mocniej zaciskając palce na teczce w jej rękach 

Panie profesorzeWhere stories live. Discover now