[92] YOU'LL BURN FOR THIS

332 20 0
                                    

GABRIEL MÓWIŁ PRAWDĘ. Po kolejnych ćwierć mili grupa dotarła do kościoła, który stał na małej polanie. Poza drzewami nie było nic innego co można zobaczyć i Lara natychmiast poczuła się nieswojo. Niewiarygodnie łatwo byłoby komuś ukryć się na drzewach i pilnować ich, nie będąc zauważonym przez grupę, doprowadzało ją to do szału. Mimo wszystko, Lara była w drodze od tak dawna, że ​​chętnie zaryzykowałaby bycie obserwowaną, gdyby to oznaczało dach nad głową i szansę na poczucie, że nie rozerwą jej szwendacze, jeśli zamknie oczy na zbyt długo. 

"Czekajcie!" Rick zawołał i grupa zatrzymała się. "Możemy się najpierw rozejrzeć?" posłał Gabrielowi spojrzenie. "Nie chcemy stracić naszych wiewiórek."

"Poczekaj tutaj." powiedział Daryl do Lary.

Zasalutowała mu. "Tak, szefie."

Połowa grupy weszła do kościoła, aby przeszukać wnętrze, podczas gdy Lara została na zewnątrz z Carlem i Judith. Szarpała się w ramionach, wyginając plecy i żałośnie zawodząc. Lara nie bardzo wiedziała, jak inaczej ją zabawić, więc próbowała podskakiwać ją na biodrze. Kiedy jej płacz nieco ucichł, Lara uśmiechnęła się. 

"Spójrz na to." zwróciła się do Carla. "Mam już opanowane te sprawy bycia mamą."

"Mówiłem ci." powiedział Carl. "Będziesz dobrą matką."

Lara uśmiechnęła się do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu, gdy spojrzała na Gabriela. "Byłeś w tym kościele od samego początku?"

"Spędziłem miesiące bez wychodzenia przez frontowe drzwi." ​​powiedział Gabriel. Reszta grupy dołączyła do nich, a Gabriel posłał im mały uśmiech. "Gdybyś znalazł kogoś w środku, cóż, byłoby to zaskakujące."

"Dzięki za to." powiedział do niego Carl.

"Znaleźliśmy mały autobus z tyłu." odezwał się Abraham. "Nie odpala, ale założę się, że moglibyśmy go naprawić w mniej niż dzień lub dwa. Ojczulek mówi, że go nie potrzebuje. Wygląda na to, że znaleźliśmy jakiś środek transportu." Rick najwyraźniej nie słuchał. "Rozumiesz, o co tu chodzi, prawda?"

"Tak, rozumiem." odparł Rick. 

"Teraz, kiedy możemy odetchnąć—" zaczęła Michonne. 

"Odetchniemy, zwalniamy." powiedział Abraham. "Znów wpadniemy w szambo."

"Potrzebujemy zapasów." powiedziała Lara. "Bez względu na to, co zrobimy dalej."

"Zgadza się." zgodził się Rick. "Woda, żywność, amunicja."

"Mały autobus nigdzie nie ucieknie." powiedział Daryl do Abrahama. "Przyniosę trochę pieczonej fasolki." 

Rick poprowadził ich do kościoła, gdzie zabrał Larze Judith. "Wezmę ją."

"Jesteś pewny?" spytała Lara. 

"Wyglądasz na wyczerpaną." skomentował Rick. "Powinnaś trochę odpocząć. Zaufaj mi, wezmę ją." 

Lara skinęła głową. "Dobrze." 

Kiedy usiadła na jednej z drewnianych ławek, Rick rozejrzał się po kościele. "Jak udało ci się tu przetrwać tak długo? Skąd masz zapasy?" 

"Miałem szczęście." odparł Gabriel. "Nasza coroczna zbiórka żywności w puszkach. Wszystko rozpadło się zaraz po jej zakończeniu. Byłem tylko ja."

Carl wziął Judith od swojego ojca, mówiąc cicho. "Chodź tu, Judith."

"Jedzenie starczyło na długo." wyjaśnił Gabriel. "A potem zacząłem szukać. Opróżniłem wszystkie miejsca w pobliżu. Oprócz jednego."

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieWhere stories live. Discover now