[87] TERMINUS

397 24 4
                                    

PÓŹNIEJ TEGO DNIA, Lara zostawiła Carla śpiącego w samochodzie i poszła na spacer z Darylem, kierując się lekko w górę drogi, żeby mogli rozmawiać bez obawy, że ktoś ich podsłucha. Ciągle pytał, czy wszystko w porządku i szczerze mówiąc, nie miała odpowiedzi. 

Tak było kłamstwem. 

Nie wydawało się zbyt oczywiste. 

W końcu zdecydowała się na zrezygnowane. "Nie wiem."

Daryl sięgnął po jej dłoń, nie bardzo wiedząc, jak jeszcze ją pocieszyć. Nie chciał jej naciskać ani zmuszać do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Chciał dać jej przestrzeń, której potrzebowała, by przetworzyć to, co się stało, ale chciał, żeby wiedziała, że ​​tam jest. 

"Nie spiesz się." powiedział Daryl. "Nie musisz czuć się dobrze."

Lara potarła ramię. "Nie czuje się dobrze."

Odwróciła się i przytuliła Daryla, trzymając mocno tył jego kurtki, gdy przycisnęła twarz do jego piersi. Dreszcz potrząsnął jej ciałem, a Daryl objął ją mocniej ramionami. "Trzymam cię." 

"Wiem." odparła, a jej głos był ledwie głośniejszy od jęku. "Dziękuję." 

"Za co?" 

"Za to, że nie odszedłeś."

"Już nigdy cię nie opuszczę." obiecał Daryl. "Nigdy cię tak nie zostawię."

"Wiem." szepnęła Lara. "Po prostu muszę to przeboleć, tak jak za pierwszym..." 

"Pierwszym co?" zapytał Daryl, kiedy stało się jasne, że Lara nie zamierza kontynuować.

Wyglądała na przestraszoną. "Nic. To nie... Może innego dnia, dobrze?"

Daryl skinął głową i zostawił to w spokoju. Dojście do siebie zajmie jej trochę czasu, a Daryl był gotów dać jej wszystko, czego potrzebowała, by jej pomóc. Nienawidził widzieć jej w takim stanie, ale nie było to coś, co mógł magicznie rozwiązać. Po prostu musiał być przy niej, kiedy go potrzebowała, a kiedy trzymał ją w ramionach, wiedział, że już jej nie opuści. 

"Lara!" odezwał się w końcu głos Ricka. "Daryl! Czas iść." 

Ruszyli dalej z obozu, starając się wyrzucić z pamięci wspomnienia tego, co się tam wydarzyło, próbując wykorzenić pozornie nieuleczalny smutek, który wbił się w nich swoimi paskudnymi pazurami, odmawiając ich uwolnienia. Lara trzymała się blisko Daryla, gdy szli, kierując się z powrotem na tory kolejowe, aby kontynuować podróż do miejsca, w którym tory się spotykają.

Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, Rick był zdeterminowany, by uwierzyć w jakieś sanktuarium, ponieważ Lara była w ciąży i przez to, co właśnie przeszli, zasługiwali na miejsce, w którym mogliby odpocząć. Zasługiwali na miejsce, w którym mogliby czuć się bezpiecznie. 

Szli dalej, Rick i Michonne tuż przed Darylem, Carlem i Larą. Gdy szli, Lara obejmowała ramieniem ramiona Carla, a on szedł między nią a Darylem. Gdy szli śladami, Carl patrzył to na Daryla, to na Larę z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. 

"Mogę już mówić do ciebie wujku?" zapytał Daryla. 

Lara zaśmiała się cicho, gdy Daryl wzruszył ramionami. "Nazywaj mnie jak chcesz, byle nie Ptyś."

"Nienawidzi, gdy nazywa się go Ptysiem." powiedziała Lara. "Nieprawdaż, Ptysiu?"

Daryl przewrócił oczami, a Carl się roześmiał. "W porządku. Nie będę cię nazywać Ptysiem. Nie mogę się doczekać, kiedy poznam wasze dziecko."

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieWhere stories live. Discover now