[29] AWKWARD HUG

707 43 5
                                    




CHWILOWE WYCZERPANIE WZIĘŁO GÓRĘ nad Larą i zemdlała, siedząc pod ścianą przed pokojem Carla. Kiedy Glenn zobaczył, że jej głowa spoczywa pod czymś, co wyglądało na niewygodny kąt, więc usiadł obok niej i delikatnie zmienił jej pozycję tak, aby jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Nie obudziła się.

Carl miał atak i ostateczne stwierdzili, że nie mogą już dłużej czekać. Zaczęli przygotowywać Carla do operacji i wtedy Glenn obudził Larę, delikatnie potrząsając jej ramieniem.

"Carl?" zapytała natychmiast.

"Wciąż oddycha." przytaknął Glenn. "Operują go."

Lara wstała i usłyszała zbliżającą się ciężarówkę. Wiedziała, że to nie może być Daryl i reszta; nie przed rankiem, więc spojrzała na Ricka. "Czy to Shane?"

"Tak." skinął głową Rick.

Wybiegli na zewnątrz ze starszym mężczyzną, który im pomagał, o imieniu Hershel, a Shane wyszedł z ciężarówki zdyszany, utykając. "Carl?"

"Wciąż jest szansa." odparł Rick.

Hershel spojrzał na Shane'a. "Otis?"

"Nie." odpowiedział cicho Shane.

Hershel rozejrzał się. "Nic nie mówcie Patricii. Aż do końca. Potrzebuje jej."

Lara wpadła z powrotem do środka z Hershelem i Glennem, niosąc środki medyczne, z którymi wrócił Shane. Kiedy odłożyła zapasy, wyszła z powrotem na zewnątrz, aby pobyć z Rickiem i Lori, którzy nie mogli znieść widoku Carla przechodzącego przez operacją.

Usiadła na stopniach obok Ricka, obejmując go ramieniem, następnie oparła się o niego. Byli tam przez kilka godzin, zanim skrzypienie drzwi za nimi zmusiło ich do odwrócenia się, szukając dobrych wieści u Hershela.

"Jest w porządku?" spytała Lori.

"Wydaje się, że jego stan ustabilizował się." odparł Hershel.

Lara sapnęła, gdy Rick wstał i przytulił Hershela. "O mój Boże."

Lara była we łzach. "Nie wiem co powiedzieć."

"Ja też nie." odparł Hershel. "Chciałbym wiedzieć. Jak mam powiedzieć Patricii o Otisie?"

Rick spojrzał na Lori. "Ty i Lara idźcie do Carla. Ja pójdę z Hershelem."

Lara nie czekała na Lori, zanim udała się do pokoju Carla, zastając go śpiącego w tym samym łóżku, co wcześniej. Usiadła obok niego, biorąc jego dłoń w swoją, a Lori dołączyła do niej i usiadła po przeciwnej stronie.

Lara nie mogła w to uwierzyć i uśmiechnęła się do Carla. "Będzie dobrze, mały człowieczku. Wyzdrowiejesz, dobrze? Będzie dobrze."

Shane wszedł do pokoju, zatrzymując się w drzwiach i patrząc na Lori i Larę, zanim jego oczy spoczęły na Carlu. Lara, która miała wątpliwości co do Shane'a w ciągu ostatnich kilku dni, obdarzyła go uśmiechem, który został zniekształcony przez łzy ulgi spływające po jej twarzy.

"Dziękuję." powiedziała, jej głos był tylko szeptem. "Dziękuję. Gdyby nie ty... Uratowałeś go."

"Zrobiłbym to dla każdego z was." odpowiedział Shane, zanim jeszcze raz spojrzał na Lori i wszedł.

Lara wiedziała już, że Lori i Shane potajemnie się ze sobą spotykali podczas pobytu w obozie w Atlancie, ale nie miała zamiaru o tym wspominać i potencjalnie rozpocząć kłótnię między nimi. To co zrobiła Lori, to jej sprawa i chociaż zabijało Larę, by trzymać sekrety przed swoim bratem, nie była zbyt pewna, co się między nimi zadziało.

Zasnęła ponownie z głową leżącą na materacu łóżka Carla, a rano ponownie obudził ją Hershel, który delikatnie potrząsnął jej ramieniem.

"Przepraszam, że cię budzę, skarbie, ale czy mogę cie przeprosić, żeby sprawdzić, co u niego?" zapytał uprzejmie.

Lara skinęła głową, wstając. "Tak, tak, śmiało."

Rick i Lori siedzieli po drugiej stronie łóżka, podczas gdy Hershel sprawdzał temperaturę Carla. "Jego gorączka spada."

Powieki Carla zaczęły trzepotać, gry doszedł do siebie, a kiedy otworzył oczy, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, byli jego rodzice i ciocia, którzy stali wokół niego. Rick pochylił się do niego. "Carl?"

"Sophia?"była pierwszą rzeczą, która wyszła z jego ust. "Czy z nią wszystko w porządku?"

Rick spiął się lekko, zanim powiedział. "W porządku. Nic jej nie jest."

"Odpocznij." szepnęła Lori. "Będziemy tutaj, dobrze?"

W drzwiach pojawił się T-Dog. "Już są tutaj."

Lara pojrzała na Ricka i Lori, zanim wybiegła z pokoju, biegnąc do drzwi wejściowych. Pchnęła je i zeskoczyła ze schodków, biegnąc prosto do Daryla i obejmując go ramionami. Wydawał się zaskoczony, gdy go przytuliła, ale objął ją ramionami i przetrzymał, gdy mocno go przytuliła. Usłyszał jej westchnięcie w swoją szyję i mimo, że starał się tego nie robić, Daryl uśmiechnął się.

Lara nie miała nikogo takiego jak Rick miał Lori i chociaż przytulanie jej brata było pocieszające, to nie to samo, co posiadanie tej znaczącej drugiej osoby. Przytulanie Daryla było inne i chociaż był to pierwszy raz, Lara czuła, że jest to coś, do czego mogłaby się przyzwyczaić. Jego ramiona były bezpieczne, kiedy ją przytulały, a kiedy była z nim; jakby nigdy nie pozwolił jej zranić.

"Ciebie też witam." powiedział Daryl, gdy Lara odsunęła się od niego, a jej policzki zabarwiły się lekkim rumieńcem.

"Cześć." wydyszała.

"Jak z nim?" zapytał Dale.

"Da sobie radę." powiedziała Lori z uśmiechem. "Dzięki Hershelowi i jego ludziom..."

"I Shane'owi." dodał Rick. "Stracilibyśmy Carla, gdyby nie on."

Lara ponownie spojrzała na Daryla ze łzami w oczach. Jego brwi zmarszczyły się w zmieszaniu. "Dlaczego płaczesz?"

"Jestem szczęśliwa." odpowiedziała Lara z uśmiechem na twarzy. "Boże, jestem po prostu... szczęśliwa."

"Jak to się stało?" zapytał Dale.

"Wypadek na polowaniu." odparł Rick. "Po prostu głupi wypadek."

Po wszystkim, nadeszła sprawa osiedlenia się. Daryl podszedł do swojego motocykla, a Lara podążyła za nim, wyjmując broń z paska dżinsów i wyciągając ją subtelnie, żeby nikt nie widział. Nie potrzebowała, by Andrea zajmowała się tą sprawą.

"Nie potrzebowałam tego." powiedziała. "Ale dziękuję."

"Cieszę się, że go miałaś." odpowiedział Daryl, biorąc go i wkładając do torby na siodło. "Lepsze to niż nic."

Lara skinęła głową, przeczesując palcami włosy. "Hej, uh, słuchaj... Przepraszam, że cię przytuliłam. Byłam po prostu przytłoczona."

"W porządku." wzruszył ramionami Daryl. "Cieszę się, że nic mu nie jest."

"Ja też." odparła Lara, kiwając głową. "Po prostu cieszę się, że wciąż tu jest."

Daryl zwrócił się do Lary. "To twardy dzieciak. Podobnie jak jego ciotka."

Lara uśmiechnęła się. "Nie sądzę. Widziałeś mnie? Jestem w rozsypce."

"Nie bez powodu." powiedział Daryl. "A poza tym nikogo to nie obchodzi."

"Jest dla mnie jak syn." szepnęła Lara. "Jeśli by mu się coś stało... nie wiem, co bym zrobiła."

"Hej, nic mu nie będzie." powiedział Daryl, kładąc dłoń na ramieniu Lary. "Po prostu cieszę się, że tobie też."

"Nic mi nie jest." odpowiedziała Lara. "Chociaż wydaje mi się, że przestraszyłam Glenna tym, jak szybko jechałam, aby tu dotrzeć."

Daryl zachichotał. "Ponownie, to jest zrozumiałe."

"Jestem dobrym kierowcą." zaprotestowała Lara.

Glenn, który przechodził obok, spojrzał i powiedział. "Nie, nie jest!"

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ