[63] NUMB

463 29 0
                                    

KIEDY LARA SIĘ OCKNĘŁA, pierwszą rzeczą, jaką zauważyła, była prycza nad jej głową. Kiedy odwróciła głowę na bok, zobaczyła Ricka, siedzącego obok niej, z głową ukrytą w dłoniach. Potem spojrzała w dół, poruszając palcami, gdy zobaczyła kamizelkę podwiniętą do żeber i gruby bandaż owinięty wokół brzucha. 

Chwilę zajęło jej przypomnienie sobie, że została postrzelona, ​​a potem wróciły do ​​niej traumatyczne wspomnienia tego, co się wydarzyło. Walka, szwendacze, ilość krwi przesiąkniętej w koszulę, żywy Merle, Andrea będąca w Woodbury... 

"Rick." wyszeptała ochrypłym głosem. Kiedy nie odpowiedział, wyciągnęła do niego rękę i klepnęła go w kolano. "Rick?"

Otrząsnął się, zasnął siedząc obok niej i rozejrzał się gorączkowo, zanim jego oczy spoczęły na Larze. Niektóre smugi w jego oczach zniknęły, gdy zobaczył, jak próbuje się uśmiechnąć i zbliżył się do niej, aby móc wypowiedzieć cicho.

"Hej." powiedział, odgarniając dłonią włosy z jej twarzy. "Jak się czujesz?" 

"Jakbym została postrzelona."

"Cóż, zostałaś postrzelona, więc nie dziwię się, że tak się czujesz." powiedział Rick z lekkim chichotem. "Hershel cię zszył."

"Na jak długo odleciałam?" spytała Lara. 

"Tylko na jeden dzień." odparł Rick. "Teraz jest ciemno."

"Udało nam się?" zapytała. "Czy wszyscy...?" 

"Straciliśmy Oscara." odparł cicho Rick. 

Oczy Lary rozszerzyły się. "Został postrzelony, prawda? Pamiętam to. Słyszałam... Słyszałam, jak krzyczał, kiedy to się stało."

"Tak, to prawda." westchnął Rick. "Ale reszcie się udało."

"G-gdzie jest Daryl?" spytała Lara, a w chwili, gdy te słowa opuściły jej usta, Rick poczuł, jak w jego żyłach płynie strach, jak zimny pot spływa po plecach. 

"On..." 

"Gdzie jest Merle?" spytała Lara, rozglądając się poruszona. "Czy on tu jest?" 

"Nie." odparł Rick. "Nie, nie ma go. Odszedł, a Daryl... Daryl poszedł z nim."

Lara potrzebowała chwili, by przetworzyć to, co powiedział Rick. "Co masz na myśli? Czy on wróci?"

Rick lekko pokręcił głową. "Nie sądzę. Dokonał wyboru."

"Odszedł?" spytała Lara, głos uwiązł jej w gardle. "On po prostu... odszedł? Zostawił nas? Zostawił mnie?" 

"Tak mi przykro, Lara." szepnął Rick. 

Lara zamrugała i Rick zauważył, że łza spływa po jej policzku. "Nawet się nie pożegnał."

"Wiem." powiedział Rick. "Powiedział, że tak będzie lepiej. Że zrozumiesz."

"Zrozumiem, co?" zapytała. "Że zostawił nas – dobrych ludzi – dla swojego brata, który tylko go zastraszał? Jak mam to rozumieć?"

"Nie wiem." odparł Rick. "Ale po prostu wiedz, że nie jesteś sama."

"Odszedł." jęknęła Lara, jakby utknęła w pętli ciągłego uświadamiania sobie tego faktu. "Naprawdę odszedł. Po wszystkim."

"Może wróci." powiedział Rick z nadzieją. 

Lara wydała ciche 'ha', zanim spojrzała na brata. "Czy ty myślisz, że wróci?"

"Nie wiem." odparł Rick. "Muszę mieć wiarę."

Lara zdała sobie sprawę, że Rick cytował ją z tych wszystkich miesięcy. "Co dobrego dała nam wiara?"

"Zrobiła dla nas wiele dobrego." powiedział Rick. 

"Ale też wiele złego." odparła Lara, zanim jej dolna warga zadrżała lekko. "To gorsze niż postrzelenie, a ja bym wiedziała."

Rick odgarnął włosy Lary z jej twarzy. "Wiem, Laruś. To jest do bani."

"Wiesz, kochałam go." wyszeptała Lara tak cicho, że Rick zastanawiał się, czy nie boi się mówić mówić na głos. "Naprawdę. Ja tylko... nigdy mu nie powiedziałam. Czekałam, aż powie to pierwszy, bo nie chciałam go przestraszyć, ale chyba wiem, jak on się teraz czuje."

Rick nie wiedział, co powiedzieć, więc ścisnął dłoń Lary, próbując znaleźć słowa. "Lara..." 

"Nie musisz nic mówić." powiedziała łagodnie. "Wiem, że prawdopodobnie nie wiesz, co powiedzieć, ale po prostu musiałam komuś powiedzieć. Po prostu urzeczywistniłam to, wiesz? A teraz, kiedy... mogę zacząć żyć dalej."

"Hej, nie mów tak." powiedział Rick. "Może wróci."

Lara lekko pokręciła głową. "Nie sądzę. Odnalazł swojego brata. Gdyby to byłbyś ty, a ty byłbyś zagubiony, a ja bym cię odnalazła, a ktoś kazałby mi wybrać, to wybrałabym ciebie w mgnieniu oka. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że on odejdzie bez pożegnania."

"Prawdopodobnie nie wiedział jak." powiedział Rick. "Byłaś nieprzytomna."

"Mimo wszystko." odparła Lara. "Nic nie powiedział?"

"Powiedział, że zrozumiesz." odparł Rick. "Zrozumiesz, dlaczego wybrał Merle."

"Chyba to rozumiem." westchnęła Lara. "On jest z jego krwi. My nie jesteśmy. To nie jest trudne. Ja po prostu... Chyba spodziewałam się pożegnania, gdyby coś takiego się wydarzyło. To boli najbardziej."

Rick westchnął. "Tak mi przykro, Lara."

Odwróciła od niego głowę. "Czy mogę zostać sama? Proszę?" 

Rick skinął głową i wstał. "Będę w pobliżu, jeśli będziesz mnie potrzebować. Po prostu krzycz."

Lara podniosła kciuk do Ricka, po czym przewróciła się na bok, twarzą do ściany. Myślała, że ​​postrzelenie było wystarczająco bolesne, ale w tej chwili ledwo czuła ból, który przeszywał jej bok, kiedy się poruszała. Wszystko, co czuła, to odrętwienie rozprzestrzeniające się po całym jej ciele, blokujące wszystko wokół niej.

Była zmuszona do leżenia w łóżku przez kilka dni, ponieważ Hershel nie chciał, żeby rozerwała szwy, a nie miała siły się spierać. Carl i Beth dotrzymywali jej towarzystwa, przebywając z nią, gdy była sama, przynosząc jej posiłki i próbując zmusić ją do rozmowy podczas jedzenia. Lara czuła się całkowicie bezradna, ale kiedy Hershel obserwował każdy jej ruch jak jastrząb, wiedziała, że ​​musi dać swojemu ciału szansę na wyleczenie, a nie było jej wiele więcej czego potrzebowała.

Tak też zrobiła. Została w łóżku, odrętwiała na wszystko, prawie z nikim nie rozmawiała, gdy myślała o Darylu. Wiedziała, że ​​wybrałby Merle, gdyby do tego doszło, ale nie zdawała sobie sprawy, że po prostu wstanie i zostawi ich. Był krytycznym członkiem tej grupy; prawą ręka Ricka teraz, gdy Shane zniknął, a teraz Daryl również zniknął, Rick pogrążył się z powrotem w swoim pogrążonym w żałobie majaczeniu, widząc wokół więzienia duchy swojej zmarłej żony. 

Glenn nie był lepszy. Był na ścieżce wojennej, chętny do przelania krwi za to, co Gubernator zrobił jemu i Maggie. Został zniechęcony przez Hershela, ale to nie powstrzymało go przed przygotowaniem więzienia na potencjalny atak. Ufortyfikowali chodniki, upewnili się, że wszyscy mają przy sobie broń i byli stale gotowi do ataku. 

Lara chciała pomóc, ale powiedziano jej, że sobie z tym poradzą. Poradzili sobie dobrze, przeżyli może dzień przed nieuniknionym kontratakiem, zmuszając Larę do chwilowego zapomnienia o sobie – żalu, złości, bólu, zdradzie, którą czuła – i postawiła przyjaciół na pierwszym miejscu.

Kiedy usłyszała wystrzał z broni palnej za blokiem celi, nie marnowała czasu wstając, wiedząc, że Hershel ją skarci, ale ostatecznie nie dbała o to, pchając się do pionu, zanim ruszyła do drzwi.

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz