– Martwić? Wolę mieć pewność, że tym razem będziesz siedzieć na dupie. Nie chce mi się tracić naboi na Fartuchy. A planszówkę może i załatwię, czy z tobą zagram to już inna sprawa.

Poza nauką zasad panujących na zewnątrz Isabella wiedziała, że mając Kenneta u boku, korzystniej było uczyć się cierpliwości.

– Dobra, wyjdź już – burknęła.

Ostrokostny zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia, a Isabella posłała w jego stronę środkowy palec.

Wyłapała ten gest na jednym z filmów, jakie obejrzała podczas przymusowego leżenia w łóżku. Choć dzięki nim zdobywała informacje o świecie, filmy głównie tyczyły się ludzi. Jeżeli już odnosiły się do ostrokostnych, to tylko w formie przedstawienia ich jako krwiożerczych bestii. Wtedy Isabella mimowolnie przywoływała w pamięci niedawny „incydent" na ulicach Miasta. W stanie wygłodzenia mogłaby bez problemu otrzymać rolę głównego antagonisty.

Kennet zignorował zaczepkę. Założył adidasy, ciasno wiążąc sznurowadła. Isabella nie miała pojęcia, w czym się specjalizował, ale bojówki i bluza sugerowały działanie w terenie. Podpalił papierosa i po prostu wyszedł, jakby dziewczyna była tylko zbędnym elementem ponurego pokoju. Jej skronie zaczęły pulsować z nerwów.

Ledwo co zamieniał z nią parę słów w ciągu dnia i na dodatek chodził z wiecznie nadętą miną. Isabella była już w stanie zapomnieć o akcji z otruciem, by stworzyć między nimi namiastkę normalności. Powiedzieć, że mieli zły start w znajomości, ale skoro już na siebie trafili, to może się dogadają.

Zawsze, gdy usiłowała zacząć temat, zbywał ją spojrzeniem, które wyrażało dosadnie, że ma mu dać spokój.

Chwyciła najbliższą poduszkę i rzuciła ją w stronę drzwi wyjściowych, gdzie jeszcze niedawno stał Kennet.

– Cwel! – wrzasnęła.

A potem opadła na łóżko, próbując zapanować nad emocjami. Choć w dzień widywała Kenneta rzadko, zazwyczaj gdy się przebudziła, nie było go już w mieszkaniu. Gdy wychodził, nie zamykał drzwi od zewnątrz, co Isabella traktowała jako zadrwienie z jej osoby. Kennet dawał pozorne poczucie wolności, a tak naprawdę to on decydował o losie Isabelli. Wiedział, że nie odejdzie.

Wzięła do ręki jedną z książek, które podarował jej dla zabicia czasu. Zagwarantował, że się spodobają. Tytuł „Symfonia szczurów" Sergia Maresa rzeczywiście ją zaintrygował i poświęciła lekturze czas aż do późnego wieczoru, na chwilę zapominając, w jak fatalnym położeniu się znajduje.

*

Nie miała pojęcia, co w przypadku Kenneta kryło się za stwierdzeniem „kilka godzin". Wyszedł po południu, a było już grubo po północy, choć Isabelli niekoniecznie to przeszkadzało. Przez ten czas zdążyła się wyciszyć, a nawet podelektować samotnością.

Z nudów włączyła telewizję, ale wiadomości o sukcesie pewnej firmy farmakologiczno-chemicznej i tajemniczej, choć opłacalnej inwestycji, nie przypadły jej do gustu. Sięgnęła po kolejną lekturę, gdy usłyszała dość gwałtowne szarpnięcie za klamkę drzwi wejściowych.

– Zapomniałeś czegoś? – krzyknęła, nie odrywając wzroku od okładki książki.

Była pewna, że Kennet wszedł do pokoju, nie zdejmując butów, co miał przecież w zwyczaju. Odór krwi, który nagle uderzył w nozdrza Isabeli, odegnał jej błogi nastrój.

– Co się...

Serce podeszło jej do gardła, gdy zobaczyła zmaltretowanego Kenneta. Niemal zgięty w pasie opierał się o framugę drzwi.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now