2.15 Testament

317 30 10
                                    


Hannah

W mieszkaniu panuje porządek po „przeprowadzkowy", jak to raczymy go
z Danielem nazywać. Niektóre przedmioty nadal nie znalazły swojego stałego miejsca, ale z ulgą mogę stwierdzić, że nic też nie zagradza najważniejszych przestrzeni, dzięki czemu ze swobodą mogę poruszać się po mieszkaniu. Jest w miarę znośnie, patrząc na to, że pozostało nam jeszcze kilka kartonów do rozpakowania. Głownie były to moje rzeczy, przysłane z Durham. Wszystkie rzeczy dotarły całe, starannie zapakowane, za co byłam niezmiernie wdzięczna Pulchnej. Zapewne pani Rose byłaby dumna, gdyby zobaczyła to co jest teraz, w porównaniu jeszcze z paroma dniami przed. Gdzieniegdzie w salonie, obok okien stoją reklamówki z rzeczami, które zakupiłam jakiś czas temu. Muszę dopasować akcesoria do wystroju mieszkania, ale to tylko zbyteczne rzeczy, którymi stwierdziłam, że zajmę się później.

Z uśmiechem na twarzy, zapraszam nowopoznanego chłopaka do środka mieszkania. Dopiero teraz dociera do mnie, że tak naprawdę w ogóle nie znamy swoich imion. W tej całej aferze z pękniętą reklamówką zapomniałam mu się przedstawić. Zabieram więc od niego resztę zakupów z uśmiechem wdzięczności i kładę je na blacie w kuchni.

- W ogóle zapomniałam się przedstawić, przepraszam – mówię, zwracając się w jego kierunku. – Nazywam się Hannah Jacobs – chłopak szeroko uśmiecha się do mnie, po czym wybucha szczerym, radosnym śmiechem, który i mi się udziela. Podaje mi swoją dłoń, po czym przyjacielsko ściska moją. To zabawne, że podczas całego tego zajścia zapomnieliśmy o takich podstawach.

- To ja powinienem przeprosić – poprawia. – Powinienem przedstawić się na samym początku, jestem Sean Jordan.

- Miło cię poznać. – Mówię.

- Ciebie również – uśmiecha się serdecznie. Następnie otacza nas skromna cisza. Wzruszam ramionami i oboje zaczynamy się rozglądać po wnętrzu mieszkania. Chłopak dyskretnie i badawczo spogląda w każdy kąt naszego mieszkanka, uchylając przy tym swoje okulary. Dopiero teraz zauważyłam, że wciąż ma na sobie okulary przeciwsłoneczne, które nijak nadają się w takim miejscu.

- Chyba możesz już je zdjąć – sugeruję z uśmiechem, wskazując na okulary. Chłopak spogląda na mnie zaskoczony, po czym otwiera delikatnie usta i ręką dotyka obramówki okularów. Zastanawia się, czy rzeczywiście powinien je zdejmować, jakby się bał uraczyć mnie swoim spojrzeniem, którego co prawda byłam bardzo ciekawa.

- No nie wiem... Jeszcze się przerazisz – dopiero teraz spoglądam na niego zdziwiona, moja brew unosi się do góry w typie „Co tam skrywasz?".

Sean wzdycha z rezygnacją, przypatrując się mojej osobie. W końcu poddaje się i zdejmuje zamaszystym ruchem okulary, przypatrując się mi. Zakrywam usta dłonią, w niemym krzyku. Teraz wiem, czemu miał je przez ten cały czas. Jego prawy kącik oka jest cały posiniaczony. Wyciągam rękę w jego kierunku i delikatnie dotykam tego miejsca. Dopiero, gdy to robię, zdaję sobie sprawę, jaki popełniłam błąd. Zbyt gwałtownie zareagowałam, przekraczając jego granicę prywatności. Chłopak krzywi się lekko na mój dotyk i odsuwa się ode mnie. Był to jednak odruch troski. Nie chciałam go wystraszyć. Sean przedstawiał mi się jako dobry człowiek. Pomógł mi. To naturalne, że ciężko było mi patrzeć na to za siniaczenie dookoła jego oka.

- Wybacz – mówię skruszona i szybko zabieram rękę. – Nie chciałam... Ja tylko.... To było instynktowne.

- Nic się nie stało – odpowiada tylko, machając beztrosko ręką. Zaprzeczając w ten sposób swojej postawie. Uśmiecha się „cwanym" uśmieszkiem, po czym zakłada okulary na głowę, nie zakrywając już przede mną swojego lica. Przysiada przy blacie kuchennym zajmując miejsce, które zazwyczaj przygarniał dla siebie Daniel. Ruszam szybko do szafek kuchni, by zająć czymś moje ręce i zatuszować tą niezręczną sytuację, która zadziała się przed chwilą. Biorę szklanki stojące w szafce nad zlewem i nalewam do nich trochę soku pomarańczowego stojącego na blacie. Wyciągam z zamrażalki kostki lodu i po dwa wrzucam do każdej z nich. Podaję mu jedną, a drugą zostawiam dla siebie. Popijając pierwszy orzeźwiający łyk.

Remember // Remember you [2]Where stories live. Discover now