Nowe Zasady

By tereska_z

36.3K 1.2K 106

Tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego przełożony wysyła Charlsa do liceum, w którym ma zacząć pracę jako... More

prolog
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
#14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#46
#47
#48
#49
#50
#51
Epilog
#nierozdział
Druga Część
Nowe Wartości

#45

443 17 2
By tereska_z


Charls

Zasiadłem do stołu w pełni świadomy, że znów nic nie przełknę, a Tom będzie mi utrudniał chociażby wypicie herbaty. Parszywa świnia robiła, co mogła, aby mnie stąd wykurzyć. Niestety, sam mu się podkładałem, byłem zbyt nieostrożny. Myślałem, że nikt się nie zorientuje, przecież tak dobrze się kryłem. A jednak nie przemyślałem wszystkiego. Nina rozgryzła mnie pierwsza. Domyśliła się nawet za dużo. Wróć, ona to przeczytała. Sam się podłożyłem, zostawiając tą cholerną torbę przy niej. Ufałem, że nie będzie taka jak Logan. A jednak się przeliczyłem. Znów. Widocznie żadna dziewczyna nie jest godna miana "zaufanej". Żadna. Nawet tak cudowna osoba, którą straciłem już na zawsze.

- Zjedz coś - zakpił Thomas, pochłaniając kolejną parówkę, polaną ketchupem i musztardą. Obżerał się jak świnia, a mi żałował suchego chleba. - Żeby potem nie było, że Cię tu głodziliśmy - zaśmiał się, po czym wsadził końcówkę parówki do ust.

Miałem ochotę go uderzyć, ale zamiast tego posłałem mu znienawidzone spojrzenie, na co on pokręcił głową, nadal się śmiejąc. Złapałem za szklankę z herbatą i, nie chcąc już dłużej być w towarzystwie tego zdrajcy, wstałem od stołu z zamiarem pójścia do siebie. Jednak nie mogłoby być zbyt pięknie, bo drogę zagrodził mi proboszcz, który stanął w drzwiach z wzrokiem równym mojego dziadka, który tak samo witał mnie po bijatyce z Louisem. Westchnąłem zrezygnowany, po czym odwróciłem się, aby z powrotem zasiąść do stołu.

Znowu się zaczyna...

- O, jaki teraz posłuszny - zakpił Thomas, który siedział na przeciwko. Nie zareagowałem w żaden sposób na przytyk łysego, jedynie opuściłem wzrok na własne kolana, a plecami oparłem się o szafkę za mną. Nie z nim miałem teraz rozmawiać.

- Tom, uspokój się. Teraz ja będę mówił - usłyszałem groźny ton księdza Careya, który zasiadł przy krótszej stronie stołu. Podniosłem na niego wzrok i byłem teraz w stanie na prawdę stwierdzić, że coraz bardziej przypominał Johna Carltona. Był niczym sędzia, a w tej czerni to już w ogóle siał postrach. Gruby, postawny mężczyzna, około sześćdziesiątki, z miną wprost z filmu o Frankensteinie.
Ale czy faktycznie miałem się bać? Co mógł mi taki proboszcz zrobić?

- Charles - odezwał się znów Carey, tym razem jednak do mnie - zdajesz sobie sprawę, że będę musiał powiadomić księdza Hemmingsa, a ty poniesiesz konsekwencje swojego czynu? - pokiwałem głową, zastanawiając się, dlaczego nie zrobił tego już wcześniej, przecież miał całe dwa dni, odkąd przyjechał z sanatorium, a Tom opowiedział mu o wszystkim. - Myślałem, że to jakoś twój jednorazowy występek, ale Thomas opowiedział mi o wszystkim, o tej całej Ninie i waszym "kiermaszu" - ostanie słowo wypowiedział inaczej, jakby chciał zaznaczyć, że wie, na czym polegały nasz spotkania. Ale przecież kiermasz miał się odbyć i nawet odbył, i to właśnie my, ja razem z Niną, przygotowaliśmy wszystko. - Dlatego podjąłem decyzję, że wyjedziesz stąd. Wróć na święta do domu, a potem skontaktuję się z Tobą, co dalej.

Zatkało mnie. Nie byłem w stanie zrozumieć, czy Carey nie robił sobie ze mnie jakichś żartów, ale on miał poważną minę i jeszcze uśmiech Thomasa mówił już wszystko to, czego nie byłem pewien. On po prostu się mnie pozbywał. Kolejny śmieć, który niszczył moją osobę ze względu na własne dobro. Co ja gadam... Chronił własną dupę.

- Po śniadaniu spakujesz się i wyjedziesz stąd - chciałem się odezwać, ale ksiądz mi przerwał - i nie chce nic słyszeć o tej dziewczynie. Z nią też sobie pogadam - dodał, po czym, jak gdyby nigdy nic, chwycił za chleb i nóż do masła, aby zrobić sobie kanapki.

Pokręciłem z niedowierzania głową. Carey chciał coś zrobić Ninie? Ukarać ją? Za co? Za to, że zaspokajała swoje pragnienia? Przecież każdy je ma, nawet on, nasz proboszcz, a nawet może i Thomas, ale zaś jego bym mógł posadzić raczej o wykastrowanie aniżeli o jako taki związek.

Kończąc swoje bezsensowne rozmyślania, wstałem od stołu, nie zwracając już uwagi ani na wzrok Thomasa, ani na Careya, który na pewno chciał coś powiedzieć. Wszedłem do łazienki, skąd zabrałem swoje kosmetyki takie jak żel pod prysznic czy pastę do zębów razem ze szczoteczką. Następnie udałem się do siebie, gdzie wyciągnąłem z szafy wszystkie swoje ubrania z zamiarem spakowania ich do walizki, z którą nie całe cztery miesiące temu przyjechałem tutaj. Jednak teraz nie chciałem rozważać wszystkiego tak dokładnie, na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz chciałem tylko spakować się i wyjechać z tego domu wariatów.

Choć tak naprawdę nie wiedziałem, czy tutaj było lepiej, czy dopiero tam, gdzie wrócę, będzie jeszcze gorzej.

*

Wsiadłem do auta, wcześniej chowając walizkę do bagażnika. Ostatni raz rzuciłem okiem na plebanię, salkę oraz kościół i odjechałem w stronę centrum. Wystukałem na telefonie w Google Maps adres dziadka, po czym wsadziłem go do specjalnego uchwytu, przyczepionego do przedniej szyby. Kiedy stałem na czerwonym świetle, z którego miałem skręcić w lewo w kierunku drogi ekspresowej, dostałem wiadomość z obcego numeru.

Nieznany: Jezioro. Już.
Ja: Pomyliłeś numer.
Nieznany: Czekam.

Nie odpisałem. Wpatrywałem się jak głupi w ekran telefonu, jakby czekając, aż dostanę kolejną wiadomość, wyjaśniającą, że jednak jest to pomyłka. Lecz odpowiedź nie nastąpiła, a kierowca z samochodu za mną zaczął trąbić, oznajmiając, że czas już jechać. Szybko wyłączyłem kierunkowskaz, aby zmienić go na prawy, po czym dodając trochę za dużo gazu, przejechałem po ciągłych liniach, zjeżdżając z lewoskrętu. Dzięki Bogu nie było żadnego auta na prawym pasie, bo na pewno już dawno zostałbym skasowany.

*

Po jakichś pięciu minutach byłem na miejscu. Nigdy tutaj nie byłem, ale GPS w telefonie mówił, że to właśnie tutaj się znajduje owe jezioro. Jak dla mnie wyglądało to na zwykły las, gaj czy jakiś gąszcz badyli, który nie wyglądał ani trochę jak jakaś sadzawka. Na mapie jednak narysowana była woda, więc może jednak faktycznie gdzieś ona była?

Ruszyłem przed siebie, zostawiając auto w bezpiecznym miejscu. Pomyślałem nawet, aby przedrzeć się przez ten gąszcz, jednak wybrałem drugą opcję, czyli obejście lasku. W końcu jakieś wejście musiało być do owego jeziora. Kiedy przeszedłem jakieś pięć metrow, moim oczom ukazała się woda oraz nadawca tajemniczych wiadomości. Stał na brzegu jeziora i wyraźnie na mnie czekał. Nie był to przypadkowy sms. On miał być właśnie do mnie.

Podszedłem na tyle blisko, aby nie wpaść do jeziora. Nie wiedziałem, jak było głęboko, więc wolałem nie ryzykować. Chłopak miał skupioną twarz i patrzył na mnie, jakby chciał mnie rozgryźć, jakby nad czymś intensywnie myślał.

- Cześć - odezwałem się, będąc jakiś metr przed nim. W odpowiedzi dostałem pięścią w twarz. I swoją drogą, dawno nie czułem już, jakie to uczucie. Ślina zaczęła mieć posmak słodkiej krwi, a kość sitowa pod lewym okiem okropnie boleć. Alex miał porządny cios. - Za co, kurwa?

- Za Ninę i jej złamane serce - splunął wprost na moje buty. - Jesteś jedną wielką szują, która nie jest człowiekiem. Nie wiem, jakim cudem wylądowałeś w seminarium, ale mam nadzieję, że nie miałeś tam łatwego życia. Jesteś po prostu chory.

Splunął kolejny raz, aby następnie przejść obojętnie obok mnie i zderzyć się jeszcze ramieniem.

- Alex! - zawołałem, prostując się i patrząc na plecy blondyna, który był już jakieś trzy metry przede mną. Zatrzymał się na dźwięk swojego imienia, jednak się nie odwrócił. - Nie każdy jest taki idealny, jak się spodziewałeś. Tylko ty jesteś inny.

Blondyn odwrócił się, aby na mnie spojrzeć. Poprawił na nosie okulary, które nie zauważyłem, aby kiedyś nosił i odezwał się spokojnym głosem:

- Nie. To ty jesteś inny. Dla takich jak ty nie ma miejsca w naszym miasteczku. Wracaj do Dickson, wracaj do tej swojej blondyny. Może ona będzie w stanie Cię znosić.

I jak gdyby nigdy nic odwrócił się i poszedł sobie, znikając za gęstym lasem. Dostałem pięścią w prosto w serce. Alex dobił mnie, do końca skopał leżącego. To wszystko było przez Laylę. Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj i gdyby nie ona to nikt nie zostałby skrzywdzony, a Nina miałaby serce w całości.


Przepraszam! Jeśli zepsułam wasze wyobrażenia o Charliem - wybaczcie!

Wymyśliłam sobie, aby jego postać właśnie tak została przedstawiona ze względu na tytuł opowiadania, jak i dalszą jego część. Niny będzie więcej w kolejnym rozdziale, który dodam w tym tygodniu, jak go tylko napiszę! ;)

A pamiętacie Chrisa? Jeszcze sporo tutaj namiesza, a to opowiedziane jeszcze skończy się happy endem ;)

Także... do zobaczenia? Co ja gadam! Do przeczytania! ;*

Tereska x

Continue Reading

You'll Also Like

3.1M 11K 4
Nowe miasto. Nowa szkoła. Nowe życie. Czy wreszcie to wymarzone? Amy West traci brata, a następnie dom, w którym dorastała wraz z Ethanem. Rodzice po...
Stranger By Milenaa

Teen Fiction

22.1K 646 30
Siedemnastoletnia Kelly poznaje atrakcyjnego przyjaciela sowich braci. Jedngo jego charakter odrzuca ją od niego. Wraz ze swoim rodzeństwem i przyjac...
277K 18.2K 90
Ona oddała mu serce, ale on wciąż nie potrafił wyrzucić ze swojego innej dziewczyny. Kiedy Stella zaczyna wierzyć, że jej związek z Gabrielem poko...
287K 7.2K 36
Część I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po dwóch latach dziewczyna jedzie na nielegalny...