Nowe Zasady

Por tereska_z

36K 1.2K 106

Tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego przełożony wysyła Charlsa do liceum, w którym ma zacząć pracę jako... Más

prolog
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
#14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23
#24
#25
#26
#27
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#45
#46
#47
#48
#49
#50
#51
Epilog
#nierozdział
Druga Część
Nowe Wartości

#28

510 21 2
Por tereska_z


Nina

Otworzyłam drzwi do swojego domu, a następnie, po przekroczeniu progu, zamknęłam je. Rzuciłam plecak na dywan, który był rozłożony na podłodze w przedpokoju, po czym ściągnęłam kurtkę, buty i szalik. Odłożyłam je na swoje miejsce, zabrałam plecak i ruszyłam do kuchni. Po wejściu do pomieszczenia, klapnęłam na wolnym stołku i zajęłam się obieraniem mandarynki, która była w misce na stole. Po kolejnym nudnym, ale i jednocześnie męczącym dniu w szkole, miałam już wszystkiego dość. Chciałam teraz tylko odpocząć, zasnąć, ewentualnie dobrze zjeść. Tak, na przykład pierogi z mięsem. To nic, że był piątek, dla mnie ten dzień nie istniał, był jak zwykły dzień w tygodniu. Tak, chciałam pierogi z omastą i prażoną cebulką. Jedynie w takiej postaci potrafiłam ją zjeść, bo ogólnie to warzywo nie było, jak dla mnie, jadalne. Ale i tak musiałam, jak na razie, zadowolić się tylko mandarynką, przynajmniej dopóki mama nie wróci.

Zjadnąwszy słodki owoc, zebrałam wszystkie skórki i wrzuciłam je do odpowiedniego pojemnika w szafce pod zlewem. Umyłam ręce pod kranem, zabrałam plecak i skierowałam się na schody, aby iść już do swojego pokoju, bo, bądź co bądź, chciało mi się spać. O godzinie 15:30 w piątek powinnam być gotowa na wszystko, ale nie na sen i chwilę spokoju. Dokładniej - powinnam teraz być na spotkaniu z Charliem, ale jego nie było. Nie będzie prawdopodobnie go również w następny tydzień, bo w szkole już mamy rozpisane za niego zastępstwa. Cóż, widocznie zadzwonił, że jego pobyt w Dickson się przedłuży, ale już mnie nie raczył o tym powiadomić. Jeden głupi sms by wystarczył, ale nie, bo po co. To tylko ja, Nina Mils, naiwna idiotka, z którą przygotowuje zasrany kiermasz świąteczny i pewnie ma mnie serdecznie dość, ze względu na moje dziwactwa?! bo która koleżanka robi scenę zwykłemu koledze? No tylko ja.

- Jezu... - potknęłam się na pierwszym schodku, tak że musiałam się podeprzeć na dłoniach, aby nie glebnąć na twarz. Byłam chyba zbyt, hm, bez życia, aby prawidłowo wyjść na górę i nie zabić się po drodze.

- Wyrażaj się - zwrócił mi uwagę głos za mną, który pojawił się znikąd, a należał oczywiście do mojego ojca. Bo któż inny zwracałby mi uwagę na słowa, które nie powinny wyjść bez powodu z jakichkolwiek ust? Oh, wszyscy księża i Steve Mils. Tak, mój ojciec był bardzo przewrażliwiony pod względem nieprzestrzegania dekalogu i innych dla niego ważnych rzeczy.

Z drugiej strony... Kiedy on się tutaj w ogóle pojawił? Nawet drzwi nie trzasnęły.

- Cześć, tato - pominęłam jego uwagę, siadając na drugim schodzie. - Jak w pracy? - Mój ojciec pracował ustawowe osiem godzin w jakimś biurze na drugim końcu miasta i nawet całkiem dobrze zarabiał. Jego praca ograniczała się do podpisywania jakichś papierków, picia kawy i, ewentualnie, pójścia na konferencję z ważnymi ludźmi. Jeśli kiedykolwiek był zmęczony swoją pracą to na prawdę nie mam pojęcia czym. Nie robił tam praktycznie nic, zawsze był uśmiechnięty, a ludzie zazwyczaj go lubili, bo, mimo tych wywodów o Bogu, był całkiem fajnym kolegą. Podobno. Tak więc jedyne co to chyba oczy mogą go boleć od wpatrywania się w malutkie literki na kartkach papieru czy ekranie komputera.

- W porządku - odparł, udając się do kuchni, aby zanieść zakupy?!

- Gdzie jest mama? - zapytałam podejrzliwie, widząc, że coś jest nie tak. Tata i zakupy? To tylko w nagłych przypadkach.

- U dziadków - odparł jak gdyby nigdy nic, wyciągając z siatki produkty, coś a la starczy nam tego na miesiąc.

Uniosłam brwi. Dziadków? Tak normalnie, tato, o tym mówisz?

- Ta kobieta nie jest moja babcią - warknęłam, nie zważając na to, iż znowu urażę ojca. Złapałam za plecak i pędem ruszyłam do pokoju, tym razem nie potykając się już o żaden schód.

Kiedy znalazłam się już u siebie, szybko wyrzuciłam wszystkie książki i na ich miejsce wsadziłam jakieś spodnie i bieliznę, dezodorant oraz tusz do rzęs. Następnie zabierając ze sobą ów plecak, zbiegłam na dół, aby tam ubrać kurtkę i buty i zmyć się, jak najdalej stąd.

- Dokąd idziesz? - zapytał dość spokojnie ojciec, opierając się o ścianę obok. Chyba było mu głupio, bo moja reakcja na dziadków była nadal taka sama. Ich próby przekonania mnie albo nawet zmuszenia do bycia miłą za każdym razem kończyły się tak samo. Nie chciałam słyszeć nic o tym starszym państwu.

- Do Alexa - odparłam, mrużąc oczy. - Tam przynajmniej nikt mnie do niczego nie zmusza - owinęłam szalik wokół szyi i chwyciłam za kurtkę. Ubrałam ją z prędkością światła i, cóż, nacisnęłam na klamkę, aby iść stąd już, póki nie będzie ich.

- Nina, ile ty masz lat? Jesteś wystarczająco dorosła, żeby zrozumieć, że ten wypadek był przypadkowy - podjął mój ojciec, ale dobrze wiedział, że wszedł na kruchy lód. - Nie win za to nikogo, a już zwłaszcza babci, nie jej wina, że ten facet w nich wtedy wjechał. Nina, spójrz na mnie - chwycił mnie za brodę i to było... takie dziwne, mój tata nigdy taki w stosunku do mnie nie był. - Ostatnim razem, kiedy tu byli, a ty oczywiście uciekłaś, dziadek się uśmiechnął. Cieszył się, że Cię zobaczył.

To było... dziwne. Wyrwałam się tacie i bez żadnego słowa, opuściłam własny dom, aby pójść do Alexa i przetrwać jakoś tą noc i prawdopodobnie jutrzejszy dzień. Jednak... tata powiedział, że dziadek się uśmiechnął, zrobił coś więcej niż tylko wpatrywanie się w przestrzeń przed sobą. A dlaczego? Bo mnie zobaczył.

Nina, dość. Nie myśl o nim.

Ruszyłam przed siebie, zaś tak naprawdę miałam wielką ochotę przytulić się do Charliego i spędzić tylko z nim noc, przytulona do jego klatki piersiowej, przy kominku, na podłodze. Jak kiedyś. Tylko tam, w jego ramionach, czułam się bezpieczna i w pełni rozumiana.

Lecz jego nie było. Pojechał ratować własną rodzinę, bo moja i tak się rozpadła już rok temu. Tyle, że nikt o tym nie wie...

*

Stanęłam na drodze przed domem przyjaciela i zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie robię ze swoim życiem. Właśnie uciekłam przed dziadkami, rodzice mają mnie dość, bo cały czas odrzucam ich pomoc, oh zlitujcie się!, a tak na dodatek Alex właśnie wyszedł z domu, podrzucając kluczyki w ręce. Co za ironia.

Wsiadł dla swojego auta, odpalił go, zaświeciło się światło, oznaczające bieg wsteczny, po czym zaczął się cofać. Samochód zjechał z podjazdu na pustą ulicę, żeby następnie wykręcić na prawo, prawdopodobnie do domu Margret. Cóż znowu za ironia, że, o zgrozo, nie zauważył mnie i prawie rozjechał. Jednak ja nie ruszyłam się z miejsca, nadal stałam na środku drogi, jakieś pół metra za Audi przyjaciela, a ten, jak gdyby nigdy nic, ruszył dalej do przodu. Stałam jak wryta. Co się tu tak w ogóle wydarzyło? Al był najbardziej ostrożnym kierowcą, jakiegokolwiek znam, a tu proszę, nie zauważył człowieka na drodze. Dobra, rozumiem, ciemno, ja na ciemno, ale, kurde, po coś ma te światła, nie?

Nagle usłyszałam pisk opon, samochód zatrzymał się jakieś 8 metrów przede mną, po czym zaczął się cofać. Teraz już zrezygnowałam z potrącenia i czym prędzej czmychnęłam na chodnik po swojej prawej stronie. Pojazd zatrzymał się centralnie obok mnie, otwierając jednocześnie szybę od mojej strony, w której ukazała się głowa Alexa.

- Co Ty dziewczyno robisz?! - zły Al to nic dobrego. Coś się musiało stać.

- Patrz, gdzie jeździsz! - wydarłam się równie głośno, co on. Mam gdzieś, co się wydarzyło.

- Dobra, wsiadaj - otworzył od środka drzwi, nie pozostawiając mi żadnego innego wyboru, jak tylko wsiąść i jechać z nim, gdziekolwiek, gdzie jedzie.

- Wiesz, że potrąciłbyś mnie? - zaczęłam od razu po zapięciu pasów. Bądź co bądź, pasy jakoś polepszały moje poczucie bezpieczeństwa, bo jazda z Alexem mogła się różnie skończyć.

- Nic Ci się nie stało - odparł, włączając długie światła. Było już zdecydowanie za ciemno, jak na początek grudnia.

- Aha? Al, co z Tobą? - zmarszczyłam brwi. - Coś z Melek? - oj, siostra Alexa była urodzoną histeryczką i symulantką, mimo iż miała dopiero sześć lat. - Boże, mów coś!

- Nie denerwuj mnie! - warknął blondyn, patrząc na mnie przelotnie, lecz znów ogarnął wzrokiem ciemną ulicę, bo było zbyt niebezpiecznie, aby jechać na pamięć.

- To powiedz coś wreszcie, nigdy taki nie jesteś - zjechałam na fotelu, zakładając ręce na piersi. Udałam obrażoną, choć wiedziałam, że faktycznie mogło się coś poważnego komuś stać. Nie dbałam jednak o to. Dzisiaj byłam samolubna.

- Pokłóciłem się z Mag - po chwili ciszy wreszcie odezwał się blond loczek. Spojrzałam na przyjaciela. Faktycznie, nasza klasowa para dziś się do siebie nie migdaliła ani nawet nie siedzieli ze sobą, a na w-fie brunetka dostała piłką w nogę, za co Alex dostał porządną burę, nie przejmując się tym, iż cios należał do Logana. Patrząc dłużej, buchnęłam głośnym śmiechem. To nie działo się naprawdę? - Nie śmiej się, do cholery.

- Al, przepraszam - wytarłam niewidoczne łzy, które nazbierały się w kącikach oczu z powodu niekontrolowanego napadu śmiechu - ale to jest takie niespotykane i niecodzienne, że nie umiałam inaczej.

- Tobie też się kiedyś zdarzy - zauważył, ale machnęłam na to ręką. Kłótnie z Natem przeżywałam jak najbardziej bolącą miesiączkę, ale przeszło mi już dawno rozpamiętywanie ich. Teraz nie miałam zamiaru kłócić się o byle głupoty, jak było wtedy w naszym przypadku. - Miłość jest piękna, mimo wielu błędów, jakie popełniamy - czy on do mnie o coś pił?

- No nie! - złapałam się teatralnie za serce. - A ja myślałam, że jestem twoją jedyną miłością - wytarłam nieistniejącą łzę pod prawym okiem.

- Już nie - zaśmiał się blondyn.

- Al, teraz już przesadziłeś - znów założyłam ręce na piersi i teraz już na serio się obraziłam. Jednak po sekundzie ciszy, usłyszałam parsknięcie i dłoń przyjaciela na lewym idzie.

- Przecież zawsze będziesz moją pierwszą miłością - usłyszałam tuż obok swojego ucha i aż mnie ciarki przeszły. Boże, serio?!

- Więc jedziesz ją przeprosić czy może błagać o wybaczenie? - zapytałam już zupełnie poważnie, kiedy zbędne emocje opadły do minimum.

- Przeprosić i pożegnać.

- Co? - uniosłam brew, zupełnie już nic nie rozumiejąc. Alex westchnął.

- Mag jedzie na weekend do rodziny, a nie chcę, żeby wyjeżdżała, kiedy jesteśmy pokłóceni, rozumiesz?

Oh, jasne. A jakoś ktoś inny umie wyjechać nawet bez słowa.

- Jasne. Jedzie do Dickson?

- Um, chyba tak, zresztą zapytasz sama, jeśli mi wybaczy - uśmiechnął się pod nosem, jakby sam się chciał w tym upewnić. Teraz ja dotknęłam jego uda, aby dodać mu otuchy.

- Na pewno wybaczy - zapewniłam przyjaciela, kiedy akurat, podjechaliśmy pod dom jego dziewczyny. Musieliśmy stanąć na chodniku, bo na podjeździe stało auto Mag z otwartym bagażnikiem, który był już do połowy zapełniony. Czy tylko ja nie mam prawa jazdy i samochodu? Chłopak zgasił silnik, po czym zupełnie mnie olewając, wyszedł na zewnątrz i udał się w stronę drzwi wejściowych. To chyba serio jest miłość. Wysiadłam z samochodu i oparłam się o jego bok. Nie chciałam przerywać przeprosin Alexa, więc postanowiłam posłusznie poczekać na niego. Bo przecież wieki Margret nie będzie się zbierać do drogi i nie zamarznę tu na sopel jak jakaś głupia idiotka.

Al nosił się już z zamiarem naciśnięcia na dzwonek do drzwi, ale wtem drzwi się otwarły i wyszła z nich owa Margret razem ze swoim tatą. Poznałam go całkiem przypadkowo, bo na początku roku szkolnego przyszedł po coś do naszej szkoły. Tak więc wyszli oboje z budynku, kłócąc się przy tym niemiłosiernie. Chodziło chyba o coś, że ojciec nie puści jej samej tak daleko czy coś.

Dopiero po chwili oboje spostrzegli obecność Alexa, który stał jak wryty, nie chcąc wtrącać się do kłótni rodzinnej.

- Cześć, Alex - odezwał się pan Payn.

- Dzień dobry, panie Payn, cześć, Margret. Możemy pogadać? - zapytał Alex dość potulnie, zwracając się do swojej dziewczyny. Mężczyzna nadal stał obok, górując nad dwójką młodzieży, ale lekko się wycofał, bo, jak mniemam, nie skończył jeszcze rozmowy z córką. - Mag... - nie dokończył, bo w jego ramiona wtuliła się owa osóbka, a ten od razu odwzajemnił uścisk. Widok był przepiękny, ale na dłuższą metę do porzygania. Przynajmniej jak dla mnie.

Wszystko przez Ciebie, Charlsie Carltonie.

Para się wreszcie od siebie oderwała, kiedy pan Payn odchrząknął dość znacząco.

- On ze mną pojedzie - odezwała się Mag, uśmiechając szeroko, a ja czułam, że Al zostaje właśnie w coś wkopany. Nie z nim te zabawy.

- Co, gdzie?

- Do Dickson, mówiłam Ci, że Chris został u dziadków na ten tydzień i musi jakoś wrócić. To jak? - spojrzała na chłopaka, proszącym wzrokiem. Każdy, ale nie on. A tak w ogóle... Dickson?!, Margret jesteś spełnieniem moich marzeń.

- Wybacz, Mag, ale...

- Ja pojadę! - usłyszałam własny głos, zwracając tym uwagę całej trójki. Wszyscy spojrzeli na mnie i każdy miał inny wyraz twarzy. Mag była szczęśliwa, Alex zdumiony, a pan Payn niezdecydowany.

- Nina! Z nieba mi spadłaś - Margret ruszyła w moją stronę pędem, więc podeszłam ku niej. Spotkałyśmy się w bramce, kiedy brunetka objęła mnie ramionami, co było, hej, trochę dziwne.

Za dużo czułości!

- Dobrze, możecie razem jechać - usłyszałam głos pana Payna. Oh, na pewno znał mojego tatę, to dlatego się zgodził.

W odpowiedzi spojrzałam tylko na chudą brunetkę, która szczerzyła się jakby wygrała szóstkę w totka. Pan Payn się oddalił chyba do domu, a Alex był w sumie chyba zadowolony, że wyszło tak, a nie inaczej. I nagle Margret rzuciła się na blondyna i zaczęła go zawzięcie całować jak jakieś wygłodniałe zwierzę. Odwróciłam się do nich plecami, bo to było takie ble.

2130 słów! Wow, jestem z siebie dumna 🙌 to chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek udało mi się napisać x
I wreszcie jest Nina. Ostatnio jakoś jej brakło, ale już nie długo znów będzie Charls z Niną. Hm, jak nazwać ten ship?

Proszę o ⭐, jak i 💬.

Seguir leyendo

También te gustarán

537K 6.5K 19
Moja rodzina i przyjaciele wszystko było wspaniałe ,aż do tego dnia... KSIĄŻKA ZAWIERAĆ MOŻE TREŚCI DLA STARSZYCH CZYTELNIKÓW !!! Najwyższe miejsce ...
69.6K 1.9K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
80.9K 3K 30
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
2K 80 13
Victoria Marrison ma 19 lat, jest luźną dziewczyną która uwielbia jeździć na deskorolce, mieszka ona w Hiszpani. Przyjechała do mamy i siostry Charlo...