Nowe Zasady

By tereska_z

36.3K 1.2K 106

Tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego przełożony wysyła Charlsa do liceum, w którym ma zacząć pracę jako... More

prolog
#1
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
#14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#45
#46
#47
#48
#49
#50
#51
Epilog
#nierozdział
Druga Część
Nowe Wartości

#2

1.1K 34 11
By tereska_z

*poprawiony*

Charls

Po śniadaniu ubrałem sutanne i powolnym krokiem podszedłem do biurka, na którym pod stertą książek ukryłem zeszyt, który zwykle był zwany pamiętnikiem. Otworzyłem go na ostatniej zapisanej stronie, przejechałem wzrokiem po wyrazach, które w zeszłym tygodniu wylałem wreszcie na papier.

Byłem księdzem. Nie lubiłem tego określenia, nie lubiłem w ogóle niczego, co było z tym słowem związane. Jedyny chyba powód, dla którego znalazłem się w takiej, a nie innej sytuacji była cisza, spokój, który jedynie mogłem otrzymać siedząc godzinami w kościele. Tam zapominałem o przeszłości i wszystkim, co było przeciwko mnie. Określenie ksiądz tak jakby nie było dokładnie o mnie. Nie lubiłem się tak nazywać, bo nie pasowało do mnie. Nie byłem idealnym kandydatem ani też stereotypem. Różniłem się od Marka, czy samego Hemmingsa, ba, nawet koledzy z seminarium byli inni. Każdy był posłuszny i oddany Bogu, a ja... Cóż, sam nie wiedziałem. Bo kim była osoba, która ubrała czarną sukienkę, tylko po to, aby otrzymać w zamian spokój?

Nie cierpię się. Chciałbym zapomnieć o tym kim jestem, a najlepiej, że istnieję. Zostałem zniszczony od wewnątrz i nawet Ty nie jest w stanie tego naprawić. Trzeba by było chyba cudu, żebym wyszedł na prostą, żeby wszytko znowu było proste i beztroskie jak kiedyś... Ale... czemu ja się okłamuję? Przecież już nic nie miało być tak jak kiedyś. Nie po tym, co... nie po zdradzie, której dopuściła się właśnie Ona, moja jedyna idealna.
Ale może... Mógłbym prosić Cię o danie mi jakiegoś znaku, co dalej?

Szybko skreśliłem ostatnie zdanie, po czym zamknąłem zeszyt. Chyba zwariowałem, żeby pytać Boga o rady. Ma ważniejsze sprawy tam na górze, nie będzie przejmował się moim powalonym życiem, zwłaszcza, że sam już wybrałem rozwiązanie, które niekoniecznie było najtrafniejsze. Wstałem z krzesła i zabrawszy teczkę z krzesła obok, wyszedłem z pokoju. Przekręciłem klucz w drzwiach i w tym samym momencie natknąłem się na Thomasa, księdza, który również uczył w tutejszym liceum, ale inne klasy. Razem mieliśmy "rozprawić" się z tutejszą młodzieżą. Mówił o nich jak o jakichś skazanych, którzy odbywali swój trzyletni wyrok. Nie podobało mi się to określenie, ale skoro zadowolony Thomas znał tutaj ludzi to chyba wiedział, co mówił, prawda?

Zwinęliśmy się z plebani równo o 7:55. Szkoła znajdowała się jakieś trzy minuty drogi stąd, także nie musieliśmy się spieszyć. Choć mój towarzysz był spokojny i rozluźniony, ja umierałem ze stresu. Nie chodziło o samą naukę, bo zawsze byłem uważnym uczniem i wiedziałem, jak się ma zachowywać nauczyciel, zresztą w domu wpajano i uczono nas, jak i co ma mówić, robić pedagog, ale właśnie o tych uczniów. Spotkanie się z tysiącem młodych ludzi, cztery lata młodszych ode mnie, było hardkorem. Nie wyobrażałem sobie spotkania ze starymi znajomymi ze swojej szkoły, a co dopiero nauczania młodzieży w innej placówce, w zupełnie innej miejscowości na drugim końcu stanów. Sam jeszcze nazywałem się młodym, a tu przyszło mi zmierzyć się z moimi największymi obawami, jak i demonami. No, może to określenie nie za bardzo pasowało do księdza, ale, hm, jakby nie byłem księdzem, tylko klerykiem albo jeszcze dokładniej - chłopakiem, który poszedł w zapewniającym przyszłość kierunku. Kontakt ludzki był strasznie trudny, a ja nie należałem do najłatwiejszych towarzyszy. Kiedyś byłem duszą towarzystwa, każdy zapraszał mnie na imprezy albo czasem nawet sam organizowałem jakąś razem z... nią. Ale było minęło i teraz jestem tu, jako poważny kleryk, nauczyciel młodzieży.

Boże, boję się.

W końcu weszliśmy do budynku szkoły, ogromnego dwupiętrowego kolosa, który rozchodził się jeszcze po płaszczyźnie jakieś pięć korytarzy i innych zakamarków. Zgubiłem się już na samym wejściu i gdyby nie Thomas, ugrzązłbym wśród rozdartej młodzieży. Tak w sumie, gdybym ściągnął sutanne, wyglądałbym jak oni. Nie zauważyłem zbytniej różnicy wśród chłopaków a mną. Może miałem troszkę mocniejsze rysy twarzy, ale to chyba normalne, byłem starszy. Jednak zawsze przeszłoby, że nie przeszedłem którejś klasy. W końcu na pewno ktoś był tu taki niedouczony.

Boże, o czym ja myślę.

Thomas pociągnął mnie za rękaw w stronę sali gimnastycznej, na której dyrektor miał ogłosić różne dziwne rzeczy, po czym dzieci miały rozejść się do danych klas, a my, nauczyciele, którzy nie mamy wychowawstwa, na poczęstunek. W sumie nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło, mogłem najeść się ciastek.

Zadzwonił dzwonek, który miał obwieścić, że rok szkolny się zaczął, a wakacje zostały pożegnane, a na salę weszła chmara ludu. Pozajmowali wolne krzesła i ławki, a większość i tak stała gdzieś z tyłu, przy ścianie czy w ogóle za drzwiami. Duża część na pewno też zajmowała się zapychaniem płuc dymem papierosowym, stojąc gdzieś za śmietnikami. Doskonale to znałem, bo przecież sam kiedyś byłem taki sam. Zresztą... sam z chęcią bym do nich dołączył nawet teraz, żeby nie słuchać tego starego pryka, ale... coś mnie trzymało. I to coś było czarne.

Skupiłem wzrok na dyrektorze, aby zrozumieć, co on w ogóle mówi. Kiedy ostatni raz byłem w swojej starej szkole dyrektor prawie się mnie wyparł, był w stanie potwierdzić, że nie jestem jego uczniem, zamieść sprawę pod dywan. Ale już wtedy podjąłem decyzję, dlatego nic z tym nie zrobiłem. Po prostu odpuściłem. A teraz? Teraz mogę poczuć się jak on. Mogę mieć jakąś tam władzę i dyrygować innymi, choć nie bardzo mi się wydaje, by był to dobry pomysł. Młodzież nie lubi, kiedy się nią rządzi i mówi, gdzie ich miejsce. Powinno się ich nakierować, a nie decydować.

Odganiając burzę myśli, przejechałem wzrokiem po uczniach zgromadzonych na sali. Większość wyglądała na znudzonych, czekali tylko, aż dyrektor przywita pierwszaków i wyczyta klasy. Doskonale to znałem. Kilku chłopaków siedziało na telefonach, ktoś w rogu rozmawiał, jeden gostek na krześle był oparty o koleżankę i przysypiał, a ktoś inny po prostu słuchał wykładu. I ona. Brunetka średniego wzrostu z grzywką na czole i koczkiem na czubku głowy patrzyła na mnie. Mierzyła mnie dziwnym spojrzeniem, jakby chciała na miejscu zabić, a potem jeszcze dla pewności poćwiartować. Miała założone ręce na piersi i zaciśnięte usta, przez co wydawało się, że jej wargi to jedna cienka linia. Nie słuchała dyrektora ani niczego wokół. Wyglądała jakbym na sali był tylko ja i ona i jakbym ja jej coś zawinił. Nie, żeby coś, ale nie znaliśmy się. Zresztą może ona skądś mnie kojarzyła, z jakiejś imprezy, z dawnego życia i czuła do mnie urazę o coś, ale nie. To nie było możliwe. Po pierwsze byłaby wtedy za młoda na dyskoteki, a po drugie pamiętałbym ją. Była zbyt... w moim typie, żebym nie zauważył jej kiedyś.

Ale teraz... Odwróciłem głowę, akurat, kiedy pan Felix Horan kończył przemowę. Dusiłem się. Zrobiło mi się gorąco, duszno, miałem dość. Jeszcze ta dziewczyna... Miałem tą głupią świadomość, że stoi gdzieś tam w tłumie, jakieś pięć metrów za mną i prawdopodobnie wlepia we mnie swój morderczy wzrok. Chciałem wyjść, ale drzwi zagracali uczniowie, wychodzący z sali. Przejechałem wzrokiem praktycznie po każdej twarzy w pomieszczeniu, ale nie zauważyłem jej. Odetchnąłem z ulgą, ale jednocześnie jakby żalem. Poczekałem, aż zrobi się luźniej i wtedy dopiero razem z Thomasem spróbowaliśmy wyjść.

- Pójdę się przewietrzyć - rzuciłem, kiedy mieliśmy już skręcać w odpowiedni kierunek na poczęstunek.

- Chodź - złapał mnie za ramię, co musiało dość komicznie wyglądać, dwóch księży, w tym jeden ciągnie drugiego - Nie wymigasz się od domowych ciastek i kawy pani Simons.

No i przekupił mnie tymi ciastkami.

Cztery ciasta i kawę później byłem już na sto procent pewny, że nie obędzie się bez świeżego powietrza. Przeprosiłem grzecznie towarzystwo i wykradłem się na pole, gdzie wrzesień nie był tak upalny, jak zapowiadali. Wyszedłem przed budynek i usiadłem na pierwszej ławce z brzegu. Wciągnąłem mocno powietrze, splatając palce w dość dziwaczny sposób. Zamknąłem oczy i spróbowałem się w jakiśkolwiek sposób odprężyć. Nie było mi jednak to dane, bo już po sekundzie usłyszałem chrząknięcie nad uchem. Zerwałem się jak uczeń przyłapany na paleniu, a kiedy zobaczyłem, kto sobie ze mnie stroi żarty, nie byłem ani trochę spokojniejszy.

- Chciałaś coś ode mnie? - zapytałem brunetkę, która okazała się być mi do ramienia. Znowu stała z założonymi rękami na piersiach i znowu jej mimika dawała mi jasno do zrozumienia, że się nie lubimy. Tylko ja za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć, w czym jej zawiniłem i czy w ogóle ją znałem.

- Można tak powiedzieć - powiedziała swoim miękkim głosem i mało co, a bym zemdlał. Onieśmielała mnie, była ideałem, którego szukałem kilka lat wcześniej, a teraz była nieosiągalna. Bo jak nauczycielowi może podobać się uczennica? To nielegalne! Brunetka odchrząknęła, wybijając mnie tym z myśli. - W środę mamy razem lekcje. Żeby było jasne, nie lubię... księdza - zmarszczyła brwi niepewna, czy może mnie tak nazwać. Wyglądała nawet, jakby wątpiła w swojej słowa, jakby... nie miała pewności, czy sens wypowiedzianych słów jest prawdziwy. Ochrząknąłem, bo wydawała się jakby skończyła już swoją wypowiedź.

- Chyba się nie znamy i...

- Nie musimy się znać - odpowiedziała szybko, przerywając mi. - Wystraczy, że stoi przede mną gość w sutannie. Nie ufam wam i to chyba wystarczy.

Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale miałem dziwne uczucie, że chcę, aby jeszcze chwilę ze mną pobyła.

- Musisz mieć powód, żeby mnie nie lubić - zawołałem za nią, chcąc jeszcze chwilę popatrzeć na jej śliczną buzię i krzywy wyraz, kiedy mówiła o mnie ksiądz. Dziewczyna stanęła w miejscu, ale się nie odwróciła. Zaskoczyłem ją? W końcu powoli przekręciła samą głowę, patrząc na mnie.

- Nie ufam...

- To nie powód.

- Przekonasz się w środę - oznajmiła rozdrażniona, po czym weszła po schodach do budynku. Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na "ty", ale dla niej było to chyba wygodniejsze. Nie miałem jednak nic przeciwko, zresztą... to było nawet fajne.

Czułem poniekąd satysfakcję, że górowałem nad naszą rozmową. Kiedyś mógłbym określić to jako wstęp do całkiem czegoś fajnego, do jakiegoś niewinnego flirtu albo... no nie ważne. Ważne, że teraz... Teraz to był wstęp do wojny - wojny, którą ona zaczęła i z której ja chciałem czerpać najwięcej przyjemności.

~~~~~

Hejka! Rozdziały będę dodawać wieczorami w granicach godzin 20-22 codziennie bądź co dwa dni.
Miłego czytania!

Continue Reading

You'll Also Like

85.9K 4.3K 24
Tego chłopca nikt nie nauczył kochać. Poznajcie Logana Thornhill'a, Aroganckiego Króla Wszystkiego, który ma wszystkich w garści. Wszystkich z wyjątk...
8.1M 262K 45
Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Ba...
44K 1.8K 11
Część II trylogii Mafia Vivian Scott po ucieczce z domu Demona, wyprowadza się do Europy razem z ciotką. Kobieta zaczęła szkolić dziewczynę, aby ta p...
288K 7.2K 36
Część I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po dwóch latach dziewczyna jedzie na nielegalny...