the greatest gift is love ||...

By Astrisia

166K 6.5K 1.3K

Jedyna, prawdziwa, bezkresna miłość. O tym chciałam zawsze pisać, gdy myślałam o Czkawce i Astrid. To dlatego... More

Jestem
Miłość w czasach zagłady... [1/4]
Miłość w czasach zagłady... [2/4]
Miłość w czasach zagłady [3/4]
Miłość w czasach zagłady [4/4]
Coś między wami...?
Osuszył czas mokradła krwi...
Na zawsze zostajesz odpowiedzialny za to, co oswoiłeś
Opieka
dotyk nieba...
Za to, że potrafisz kochać...
Śmierć zabiera nam uśmiech i życia piękno
I can't imagine a world without you, Milady
Du er fantastisk!
Du vil alltid være i våre hjerter, Milady [1/2]
Du vil alltid være i våre hjerter, Milady [2/2]
Nadzieja w przyjacielu
Familie Hofferson
Dałbym Ci gwiazdkę z nieba...
Ach, śpij kochanie
Do końca naszego życia
,,Podeptana pamięć"
Świat zamknięty w oczach [1/2]
Świat zamknięty w oczach [2/2]
I was born to meet you
Nie pozwolę Ci spaść...
Wystarczy, że jesteś
Zawsze stanę przy Tobie
Promesa
Miłość przetrwa wszystko
Prawdziwy skarb
Dobrze wiedzieć, że się martwisz
Podać pomocną dłoń
Wrócę przy każdym zachodzie słońca
Poszukiwacz
Droga powrotna
Po prostu
Kraina łez jest pełna tajemnic [1/3]
Kraina łez jest pełna tajemnic [2/3]
Kraina łez jest pełna tajemnic [3/3]
Siła tkwi w sercu
You have me!
Jutro jest zbyt dalekie
Moja Wolność
Junto a Ti, siempre [1/2]
Junto a Ti, siempre [2/2]
Zaryzykuj!
Tęsknota za nieznanym
(nie)idealni
❄️ Into the silent night ❄️
Niepokonani
Odzyskać stracone
Forever
❤️ Zawsze przy tobie ❤️
Dom
Wojowniczka
I still love you
Miłość
🎂 Niezastąpiona 🎂
Bezgraniczna miłość
Zauroczona
Plotki plotkami
Życie jest piękne
Dziękuję, za wszystko
You look perfect tonight
Tam, gdzie jesteśmy razem
Miłość we wszystkim pokłada nadzieję
You can only try
Córeczka tatusia
Nauka latania [1/4]
Nauka latania [2/4]
Nauka latania [3/4]
Nauka latania [4/4]
Między sercem a rozumem [1/2]
Między sercem a rozumem [2/2]
Just love [18+]
Wielki dzień
Little girl
Spacerek
Bring you back
You are my home
Mamusia na pełen etat
[Musicie przeczytać!]
W blasku gwiazd [1/4]
W blasku gwiazd [2/4]
W blasku gwiazd [3/4]
W blasku gwiazd [4/4]
Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko
Friends never say goodbye [1/2]
Friends never say goodbye [2/2]
Bliskość
I'll love u the same
Witaj na świecie
lazy day
definitions of pain

Zawsze będę cię kochać

2.7K 81 43
By Astrisia

W opowiadaniu pojawiają się sceny erotyczne...

Miłość wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma.

Nazywał się Sindre Nielsen. Wydawał się na pierwszy rzut oka dobrym, lecz przebiegłym człowiekiem. W dzień kiedy dotarł na Berk nikt jeszcze nie uważał go za zdrajcę czy niegodziwca. Był prostym kupcem, jak się przedstawił. Przypłynął wraz ze swymi ludźmi z dalekich rejonów, które nawet Czkawce, wodzowi wyspy Berk, nie były znane, choć jak wiemy wiele widział. Kiedy dobili do brzegu, zarządali od mieszkańców prawa do bezpiecznego przenocowania w wiosce. Trafili akurat na jedno ze świąt norskich, mianowicie - Mobon. To właśnie wtedy piło się najwięcej miodu pitnego, który produkowano, właśnie od tego dnia. Podczas wieczornej uczty świętowano zakończenie żniw i upijano się słodkim trunkiem... Święto to należało do świąt wesołych, tego roku jednak miało pozostać niemiłym wspomnieniem dla jednego z mieszkańców potężnej wyspy Berk.

***

- Czkawka! - krzyknęła blondynka, zauważając już z wysokości dziesięciu metrów swojego chłopaka. Nakazała smoczycy lądować i już chwilę później stała na twardej, ciepłej ziemi. Brunet podszedł do niej i objął ją w talii, lekko przyciągając do siebie. Wtedy obdarował ją jednym ze słodkich pocałunków.
- Witaj Milady - wymruczał jej do ucha i musnął delikatnie jej skroń, by sekundę później oderwać się od niej i chwyciwszy jej dłoń, udać się w stronę twierdzy, by zatwierdzić ostatnie przygotowania do wieczornej uczty. Złączył jej place ze swoimi i ruszyli wolnym krokiem ku wzniesieniu. Od czasu do czasu słychać było śmiech dziewczyny, kiedy chłopak opowiedział jej coś śmiesznego lub zrelacjonował przebieg pracy z Mieczykiem i Szpadką, którzy obecnie przeprowadzali zajęcia w Smoczej Akademii.
- Byłam dzisiaj rano na patrolu - powiedziała poważnie blondynka i popatrzyła na chłopaka ze zmartwieniem. - Nie mówiłeś, że będziemy mieli gości.
- To dziwne, bo nic mi nie wiadomo o żadnych przybyszach - odparł ze zdziwieniem. Dziewczyna uniosła w górę brwi.
- Mówili, że zostali zaproszeni na Mobon, to znaczy ich przywódca Morkøn jakiś-tam, nie zapamiętałam nazwiska, ale on nie mógł przybyć i wysłał swoim ludzi... Trzeba będzie to sprawdzić - dodała ze zmęczeniem.
- Morkøn... Morkøn... Wiem! Morkøn Olvson! Nasz, że tak powiem, sojusznik. Podpisałem z nim umowę o wymianie handlowej, ale minęło już tyle czasu, a jakoś nie mieliśmy okazji się spotkać. Zawsze wysyła swoich ludzi.
- Nie wydaje ci się to dziwne?
- Może trochę. Sam nie wiem. Musimy o tym rozmawiać? Wolałbym jakoś milej spędzić czas - odparł, całując dziewczynę w policzek.
- Proponujesz coś? - zapytała, patrząc w stronę jego domu.
- Sama proponujesz, spoglądając w tamtą stronę - rzekł i pociągnął dziewczynę w stronę budynku.

Drzwi trzasnęły, kiedy dwójka zakochanych na zabój młodych ludzi przywarło do nich z całej siły. Czkawka oparł dłonie o drewniane deski i popatrzył przez chwilę w oczy ukochanej, jakby pytał o zgodę i o potwierdzenie, że oboje tego chcą. Nie chciał jej w końcu do niczego zmuszać. Astrid nie powiedziała nic, objęła chłopaka za szyję i wpiła się w jego delikatne usta z ogromnym pragnieniem. Rozchylił jej usta za pomocą języka i wdarł się, by przejąć nad nią kontrolę, zdominować ją, pokonać. Był jedynym, któremu ulegała i on doskonale o tym wiedział, choć za nic w świecie nie przyznałaby się do tego. Jęknęła cicho kiedy ugryzł ją delikatnie w język. Oplotła nogami jego biodra, a on podtrzymał ją ramionami by nie spadła i ruszył z nią na górę. Wszedł z nią do pokoju i położył delikatnie na łożku, choć nie chciał rozstawać się z nią ani na sekundę. Tak naprawdę mógł kochać się z nią dosłownie wszędzie, ale dzisiaj był na tyle niespokojny, że zamknął drzwi na klucz i wyrzuciwszy go gdzieś w kąt, wrócił do niej. Nachylił się nad nią i przywarł mocno do jej ust, wracając do poprzedniej pieszczoty. W pewnym momencie zjechał pocałunkami niżej, a jego dłonie kreśliły na jej plecach nieznane wzory. Wsunął je pod jej bluzkę i jednym sprawnym ruchem pozbawił jej górnej części ubioru. Dziewczyna również chcąc pozbywać się ubrań z ciała ukochanego próbowała odpiąć zapięcie kombinezonu, jednak to tak po prostu, akurat teraz musiało się zaciąć.
- Cholera Czkawka, odepnij to - niemal krzyknęła, tak na nią działał. Chłopak przewrócił oczami i niemal nie odrywając od niej ust pozbawił się kombinezonu i koszuli pozostawając w samych spodniach. Astrid przyciągnęła go bliżej siebie i wpiła się w jego usta na powrót. Jedną ręką uniósł jej talię w górę, by chwilę później drugą odpiąć cienki materiał stanika i zedrzeć go z niej. Pieścili swoje usta, będąc w tym zaprawieni, oboje doprowadzali się do szaleństwa.
- Uwiel..biam cię - wymruczała Astrid, kiedy postanowił wreszcie przejść do konkretów i zaczął ściągać jej spódniczkę.
- A ja cię kocham - powiedział, zatrzymując się i spoglądając w jej oczy.
- Ja.. ja... też cię ko-kocham - wyjęczała i wpiła się w jego mokre usta. Chciała pozostać z nim na zawsze. Nagle brunet zamarł, słysząc głośne pukanie do drzwi i czyiś głos.
- Czkawka... - mruknęła Astrid, próbując dostać się do jego spodni, całkowicie ignorując narastające pukanie. Chłopak chwycił ją za nadgarstki, powstrzymując ją od czynu, którego sam pragnął ale musiał myśleć racjonalnie i zakończyć pieszczoty akurat w tym momencie. Wstał szybko z łóżka i przetarł mokrą od potu twarz czystym ręcznikiem, leżącym na krześle. Zarzucił na siebie koszulę, a Astrid podał jakąś swoją koszulkę. Kiedy upewnił się, że dziewczyna już się ubrała, odnalazł klucz i otworzył drzwi pokoju. Przed nim stał Sączysmark z tym swoim głupkowatym uśmiechem. Popatrzył najpierw na przyjaciela, później na dziewczynę, która siedziała na łożku w koszulce swojego chłopaka i poprawiała rozwalonego w przypływie namiętności warkocza.
- Widzę, że doskonałe wyczucie czasu - zaśmiał się, a Czkawka zmierzył go lodowatym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że masz jakiś arcyważny powód lub sprawę życia i śmierci - warknął w jego stronę brunet i skrzyżował ręce na piersi - bo poszukuję właśnie ochotnika do sprzątania stajni przez najbliższy miesiąc.
- Valka cię wszędzie szuka - odparł Sączysmark, przełykając głośno ślinę. - A raczej wodza, ale zwracając uwagę na to, to, w sumie - ty nim jesteś. - Dodał, uświadamiając mu to dobitnie. Czkawka westchnął ciężko i rzucił tęskne spojrzenie w stronę ukochanej, która wzruszyła tylko ramionami i pokiwała głową ze zrozumieniem. Następnie wstała i zamknęła drzwi, chcąc najpewniej się ubrać. Zajęło jej to niecałą minutę. Potem wyszła i chwyciwszy w jedną rękę topór, drugą złączyła z palcami chłopaka, ruszyła na zewnątrz, ciągnąc za sobą zmęczonego Czkawkę.
- Chyba doczekamy się następcy Berk o wiele szybciej, niż przypuszczaliśmy - zaśmiał się i podążył w ślad za parą.

***

Czkawka stanął wraz z Astrid w porcie czekając aż tajemniczy statek zagości przy brzegu. Jego bordowe żagle głośno łopotały na wietrze. Jeźdźcy stali na drewnianym pomoście, próbując dojrzeć nieznanych herbów i próbując je rozszyfrować.
- Ciekawe kto to taki - zastanawiał się na głos Eret. - W końcu nikogo nie oczekujemy.
- Prawda - Czkawka przyznał mu racje i objął Astrid ramieniem, widząc jak drży z powodu zimna. Jego długie futro znalazło się na jej plecach, przynosząc trochę ciepła zmarzniętej dziewczynie.
- Mogłaś założyć coś ciepłego - mruknął do niej wódz i przytulił ją do siebie od tyłu, zaplatając ramiona na jej talii. Blondynka wtuliła się w jego ciepłe ciało, czując jego delikatny zarost na policzku. Uśmiechnęła się i musnęła jego nos słodkimi ustami.
- Wtedy nie stałbyś tutaj przytulając się do mnie - odszepnęła.
- Mógłbym się do ciebie tulić całymi dniami - powiedział może zbyt głośno, zwracając tym samym uwagę jeźdźców. Przyjaciele popatrzyli na parę i uśmiechnęli się do siebie znacząco, nie odzywając się jednak ani słowem. Wtenczas do portu dobił już statek. Z pokładu słychać było jakieś twarde głosy. Ludzie, którzy przybyli na Berk, mieli ten swój południowy akcent, na który Czkawka mimowolnie się skrzywił. Zawsze ciężko było mu się porozumieć z ludźmi z Południa. Jego ojciec nie miał z tym jakoś nigdy problemu. Brunet ściągnął futro ze swoich pleców i okrył nim blondynkę, po czym zostawił ją za sobą i ruszył w stronę wysokiego mężczyzny, który prawdopodobnie przewodził grupie przybyszów. Czkawka był od niego o głowę niższy, fakt ten jednak nie pozbawił go jego wielkości jako wodza potężnej Berk.
- Czkawka Haddock - wyciągnął dłoń w stronę wysokiego blondyna. Mógł być niewiele starszy od niego. - Wódz tej oto wyspy, Berk.
- Sindre Nielsen - odparł mężczyzna twardym, typowo, jak spodziewał się brunet, południowym akcentem. - Posłaniec wodza Morkøn'a Olvson'a. Przypływamy z daleka o ile jest ci to wiadome. Nasz przywódca nie mógł się jednak zjawić, z powodów prywatnych. Miał nadzieję, że zrozumiesz tę okoliczność.
- Oczywiście - powiedział Czkawka i nie odrywając wzroku od mężczyzny. Przyglądał mu się dłuższą chwilę, lecz nie zauważył nic niepokojącego w jego postawie. Z oczu też mu dobrze patrzyło. Nie czekając ani chwili dłużej przeszedł z nim w stronę przyjaciół, przedstawiając ich kolejno.
- Astrid Hofferson - przedstawiła się dziewczyna, kiedy podeszli bliżej. Uśmiechnęła się do ukochanego i lekko zarumieniła kiedy nieznajomy ucałował jej dłoń. Nikt nie wykonał jeszcze takiego gestu, oczywiście nie licząc Czkawki.
- Miło poznać - powiedział Sindre i odsunął się krok w tył, zrównując się z wodzem Berk.
- No coż, nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić was na ucztę z okazji święta Mobon. - Rzekł Czkawka i skierował gości w stronę twierdzy, do której zaczęli zmierzać już mieszkańcy wyspy.

***

- Spróbuj tego - powiedział Czkawka i podał Astrid swój kubek, wypełniony do połowy słodkim miodem. Dziewczyna upiła kilka łyków i nawet nie zdążyła oblizać ust, kiedy ciepłe wargi chłopaka przywarły do jej własnych.
- Wydaje mi się, że na twoich ustach smakuje jeszcze lepiej - uśmiechnął się i upiwszy kilka łyków napoju, pociągnął dziewczynę na środek sali, by móc z nią zatańczyć. Po wypiciu, a raczej skosztowaniu kilku rodzajów miodu* czuł jak lekko plączą mu się nogi, jednak nie zrezygnował z tańca i patrzył jak jego ukochana wiruje obok niego. Miała na sobie beżową sukienkę, która sięgała jej do kolan. Rozpuściła nawet włosy, co robiła bardzo rzadko, lecz zawsze by uszczęśliwić Czkawkę. Patrzyła na niego z miłością, kiedy odkręcił ją wokół własnej osi, a następnie przysunęła się do niego bliżej i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Przyciągnął ją, kładąc na jej plecach ciepłe ręce następnie wtapiając je w jej złociste włosy. Odsunęli się od siebie, kiedy obojgu zabrakło tchu i uśmiechnęli się do siebie. Nie wiedzieli jednak, że ktoś chciał pozbawić ich szczęścia właśnie dzisiaj. Nie wiedzieli, że są obserwowani, nie wiedzieli ile będę musieli przetrwać, by nie rozerwać niewidzialnej cienkiej nici, wiążącej ich tak różne a tak spójne serca...

***

- Mogłabyś zaprowadzić mnie do domku gościnnego? - Sindre podszedł do Astrid, która jako jedyna z jeźdźców zachowała trzeźwość i skinęła głową z uśmiechem. Tak naprawdę nie wiedziała czy bardziej ufa nieznajomemu czy wydaje jej się być człowiekiem przebiegłym. Może dużo wpływ na to miała ilość miodu, którą wypiła. Co prawda nie była aż tak upita, by tak jak na przykład Czkawka, który zaczął chwiać się na nogach czy opowiadać niestworzone historie.

Wyszli na dwór, a chłodny wiatr zabawił się ich włosami. Szli wolnym krokiem rozmawiając i wymieniając się delikatnymi uśmiechami. Sindre rozglądał się co chwilę dookoła, jakby kogoś szukał. Astrid zapytała o to, ale odparł tylko, że to nic takiego. Wtedy skręcili z drogi, w kierunku lasu. Blondynka nieco zdziwiona próbowała się zatrzymać jednak mężczyzna złapał ją w żelaznym uścisku i pociągnął przed siebie. Zakrył jej usta kiedy próbowała wzywać pomoc. Kiedy oddalili się wystarczająco od wioski, przyparł ją do drzewa i zawiązał opaskę wokół ust by nie mogła krzyczeć. Zamarła kiedy przejechał dłonią po jej nagim biodrze, a jego usta znalazły się blisko jej ucha.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał, ale te słowa jakby do niej nie dotarły. W oczach poczuła, że wzbierają jej się łzy, poczuła odór alkoholu wydobywający się z jego ust. Wtedy podciągnął delikatnie opaskę i ją pocałował, mocno, zacisnęła usta i odwróciła głowę.
- Przestań - wyszeptała prawie bezgłośnie ze strachu.
- Cicho kochanie, a nie zrobię ci krzywdy - wymruczał i podciągnął wyżej jej sukienkę, całując jej brzuch. Postanowiła wykorzystać sytuacje i wyrwała się zaskoczonemu mężczyźnie, który jednak nie pozwolił jej uciec i szarpnął za jej rozpuszczone włosy. W myśli przeklinała się za co, że chcąc uszczęśliwić ukochanego, nie związała ich.
- Sama się o to prosiłaś - pchnął ją na ziemię i unieruchomił jedną ręką, by nie mogła się uwolnić. Zdarł z niej sukienkę i spoliczkował kiedy ponownie próbowała mu się wyrwać.
- Spokojnie, księżniczko - wyszeptał i w jednej chwili zsunął z siebie spodnie. Obmacywał ją bestialsko i beznamiętnie, nie zważając na jej płacz i protesty. Krzyknęła z bólu kiedy wszedł w nią gwałtownie i brutalnie. - Moja dzielna, księżniczka - wyszeptał, jakby nie słyszał jej rozpaczy, jakby w ogóle go to nie obchodziło. Gdy tylko skończył z nią, wstał jakby nigdy nic, ubrał się i podciągnął ją w górę za włosy. Założył beżową sukienkę na obolałe, zhańbione ciało dziewczyny i ostatni raz ją całując, odsunął się kilka metrów do tyłu. Popatrzyła na niego ze strachem po czym puściła się biegiem przed siebie. Nie pamietała by kiedykolwiek tak się bała. Gałęzie smagały jej twarz, kamienie raniły bose stopy. Nigdy nie była ofiarą, a teraz właśnie tak się czuła. Miała wrażenie, że ją obserwuje choć była już daleko. Rozglądnęła się dokoła dopiero kiedy wybiegła z lasu. Drzewa patrzyły na nią martwymi oczami, tylko one były świadkami poważnej zbrodni jakiej dopuścił się Sindre. Nagle usłyszała ciche kroki. Serce jej zamarło.
- Tutaj jesteś, Astrid. Wszędzie cię szukałam - to była Heather. Blondynka myślała, że zaraz się rozpłacze. Kiedy tylko dostrzegła przyjaciółkę podbiegła do niej ostatkami sił i rzuciła jej się w ramiona, szlochając przy tym. - Odynie, dziewczyno, co ci się stało? - Astrid nie odpowiedziała.
- Zabierz mnie stąd - wyszeptała tylko, próbując poprawić sukienkę, która cały czas zsuwała się po jej spoconym, brudnym ciele. - Błagam.
- Pójdę po Czkawkę.
- Nie. Błagam. Nie, nie przyprowadzaj go - zapłakała blondynka. Heather pokiwała głową i zabrała ją do swojego domu. Dopiero w świetle dogasającego kominka i kilkunastu świec zauważyła w jakim stanie jest jej przyjaciółka. Wtedy też zrozumiała co tak naprawdę się stało. Wyciągnęła z szafy czyste ubranie i podała je Astrid, by ta mogła się umyć i przebrać w coś czystego.

Blondynka weszła powoli do pomieszczenia, gdzie na środku znajdowała się wielka bala z przygotowaną już ciepłą wodą. Dziewczyna stała przez chwilę maczając w niej tylko opuszki palców, jakby sprawdzała jej temperaturę. Do oczu napłynęły jej łzy, kiedy ze spokojem zsuwała z posiniaczonego ciała brudną, potarganą sukienkę. Kiedy materiał opadł z cichym łoskotem na ziemię, dwudziestolatka zamknęła oczy nie chcąc na siebie patrzeć. Nienawidziła tej dziewczyny, którą się teraz stała. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się coś co będzie w stanie ją pokonać. Sindre złamał ją od środka. Rozszarpał jej duszę i porzucił, by mogła wrócić do swojego życia. Ale przecież ona już go nie miała. Pozbawił ją uśmiechu, szczęśliwych dni, miłości...

Woda nie zdołała zmyć z niej jego paskudnych rąk. Nie dała zapomnieć o obrzydliwym dotyku jaki po sobie pozostawił. Myjąc się jak najdokładniej, po policzkach płynęły jej łzy. Chciała po prostu zapomnieć. Pójść spać i nie wiedzieć. Może gdyby wypiła więcej, jej małe marzenie mogłoby się spełnić?

Bardzo szybko zasnęła. Zwinęła się w kłębek pod ciepłym kocem i zamknęła oczy, niemal natychmiast odpływając. Heather postanowiła przy niej trwać, przynajmniej tej pierwszej, ciężkiej nocy. Zastanawiała się jak ma powiedzieć o tym incydencie Czkawce i rodzicom Astrid. Nie widziała jednak sensu w zatajeniu prawdy, tym bardziej, że nie dało się niczego w tym przypadku zataić. Blondynka i tak będzie się inaczej zachowywać, i Heather o tym doskonale wiedziała, dlatego też postanowiła, że o poranku uda się najpierw do rodziców dziewczyny, następnie do chłopaka.

W nocy obudził ją szloch. Heather przetarła oczy i zauważywszy, że usnęła, wyprostowała się i spojrzała w kierunku, z którego dochodził owy odgłos. Minęła niecała minuta, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogła podejść do Astrid. Blondynka siedziała, obejmując kolana ramionami, kołysząc się spokojnie w przód i w tył. W przód i w tył. W przód i w tył. Ciemnowłosa usiadła obok na łóżku i delikatnie położyła na jej ramieniu dłoń.
- Zostaw mnie, błagam! - krzyknęła w przestrzeń. - Nie dotykaj mnie. Nie rób mi tego. Błagam - jej szloch rozerwał Heather serce.
- Ciii... To tylko ja, Heather, twoja przyjaciółka - wyszeptała i objęła dziewczynę, przytulając ją do siebie. Wtedy usłyszała głośne bicie jej serca, jej ramię momentalnie stało się mokre od łez. - Już jesteś bezpieczna, Astrid. Nic ci nie grozi - dodała. Wiedziała, że pierwsze tygodnie będą najgorsze. Jednak była gotowa na to, by walczyć o przyjaciółkę, która choć teraz roznosić będzie ból, kiedyś roznosiła uśmiech... a Heather nie pragnęła niczego bardziej niż widok jej szczęśliwej.

Nastał poranek. A wraz z nim wątpliwości. Z jednej strony czarnowłosa chciała przedstawić sytuację najbliższym Astrid osobom, z drugiej nie wiedziała czy może podejmować za nią tę decyzję. Przygotowywała właśnie śniadanie kiedy usłyszała ciche, jakby niepewne pukanie. Podeszła powoli, niemal bezgłośnie do drzwi, byle nie obudzić śpiącej jeszcze Astrid. Blondynka wyglądała naprawdę źle, dlatego czarnowłosa postanowiła zająć się nią należycie. Otworzyła drzwi, które zaskrzypiały delikatnie. W progu stał Czkawka, trzymający w rękach mały, słodki bukiet kwiatów.
- Cześć Heather. Mogę wejść? Przyszedłem do As, słyszałem, że to tutaj przenocowała - powiedział z uśmiechem. Heather, nie chcąc by poznał prawdę w progu, odsunęła się i wpuściła go do środka. Chłopak wszedł, nie zastanawiając się długo. Stanął, jakby chciał poczekać na ukochaną tylko kilka minut. Dwudziestolatka westchnęła ciężko, zwracając tym samym jego uwagę.
- Możemy porozmawiać? - zapytała wstydliwie i zaprosiła go gestem ręki by usiadł. Brunet popatrzył na nią z zaskoczeniem, ale zajął wskazane mu miejsce.
- Co się wczoraj działo z Astrid? - zapytała, chcąc sprawdzić jego wiedzę o miejscu przebywania dziewczyny wczorajszego wieczora.
- Wiesz, że niewiele pamiętam? - zaśmiał się, ale od razu spoważniał widząc jej wyraz twarzy. - O co chodzi, Heather? - zapytał z przerażeniem.
- Znalazłam ją wczoraj, kiedy zniknęła mi z oczu podczas uczty. Poszłam poszukać jej na dworze i wpadłam na nią przy zachodnim lesie. Była tak strasznie przestraszona, brudna, spocona i ona... płakała. Nie wiedziałam co się stało i nie powiedziała mi tego wprost, ale przecież każdy głupi by się domyślił - powiedziała, niemal na jednym tchu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał Czkawka i popatrzył jej głęboko w oczy. Te wzrok ją poraził. Nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. W oczach wezbrały jej się łzy, które wolno spłynęły po rumianych policzkach.
- Kiedy ty ze śmiechem zabawiałeś się w twierdzy, pijąc miód, ktoś skrzywdził twoją dziewczynę - powiedziała bardzo cicho. Niemal jej nie usłyszał. Może mówiła do siebie?
- Czy ty...
- Została zgwałcona.

Czkawka otworzył szeroko oczy, a jego źrenicy zapłonęły ogniem. Pociemniały i naraz wypełniły się łzami.
- Żartujesz, prawda? Bo to wcale nie jest... - Heather pokręciła szybko głową.
- Tak mi przykro, Czkawka - wyszeptała w jego stronę, lecz on wyglądał tak jakby w ogóle jej nie słyszał. Słowa dziewczyny odbiły się niczym nienaostrzone strzały od tarczy.
- Gdzie ona jest? - zapytał przyćmionym głosem.
- Śpi - odparła czarnowłosa i położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak zaszlochał cicho i nagle usłyszał skrzypnięcia zwiastujące czyjeś nadejście. Wstał gwałtownie z miejsca i zostawił Heather w kuchni po czym udał się do pomieszczenia obok skąd słyszał kroki. Wtedy ją zobaczył. Jej zapadnięte, smutne oczy, posiniaczone ramiona i łzy spływające po policzkach. Kiedy go zauważyła odsunęła się kilka kroków w tył. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, tak jak zawsze ilekroć ją widział. Zrobił krok w przód, ona znów cofnęła się kilka w tył.
- Kochanie - wyciągnął w jej stronę rękę. Chciała uciec. Nie miała jednak dokąd. Wszędzie by ją znalazł. Dlatego skuliła się pod ścianą i zaszlochała.
- Nie mów tak do mnie - jej głos był pusty, całkiem pozbawiony dawnego ślicznego dźwięku.
- Astriś - podszedł do niej kiedy ukryła twarz w dłoniach i już miał jej dotknąć kiedy do jego uszu dobiegła jej cicha prośba:
- Zostaw mnie, proszę.
Czkawka westchnął i odsunął dłoń. Patrzył na jej twarz, ale nie odnalazł w niej nic, co choć trochę przypominałoby mu jego ukochaną. Wstał zrezygnowany i wyszedł bez słowa.

Szedł przez wioskę ze spuszczoną głową. Nadal nie mógł uwierzyć w to o czym przed chwilą się dowiedział i czego sam doświadczył. Ktoś był tak bezczelny, okrutny i pusty, by skrzywdzić jego ukochaną. Skrzywdzić kobietę w najgorszy sposób, odbierając jej poczucie bezpieczeństwa w towarzystwie własnego ukochanego. Właśnie ją stracił. Czuł jak wyślizguje mu się z rąk, ale nie potrafił jej chwycić. Kopnął leżący nieopodal kamień z bezsilności. Był jak w transie. Chwycił w obie dłonie beczkę, stojącą przy jednym z domów. Rzucił nią i padł na kolana, szlochając. Czyjeś ramiona chwyciły go i próbowały podnieść, lecz chłopak był szybszy. Wyrwał się rozmazanym postaciom i ruszył biegiem w stronę smoka. Wskoczył na Szczerbatka i wystartował, do świata, w którym być może miał poczuć się lepiej, w którym być może uda mu się choć na chwilę zapomnieć o skrzywdzonej dziewczynie.
- Astrid - wyszeptał i przetarł łzy, zbierające się pod powiekami. Następnie skoczył, by choć chwilę poczuć się wolnym.
Przekonał się jednak, że od miłości nie da się uwolnić, nie da się tak po prostu jej porzucić, zrezygnować z niej, zapomnieć - trzeba walczyć.

***

Minęło kilka tygodni, które nie przyniosły jednak oczekiwanej zmiany. Astrid bała się każdego mężczyzny, nawet tych, których znała całe życie. Unikała Czkawki na tyle, na ile pozwalały jej obowiązki. Jednak kiedy była w jego pobliżu nie patrzyła w jego stronę. Nie uśmiechała się. Jeśli z kimś rozmawiała to z Heather lub ze swoją matką, która choć miała pretensje do wodza, próbowała się z tym kryć. Czkawka jednak doskonale wiedział, że to na niego spada wina, nie dopilnował jej. Pozwolił skrzywdzić swój największy skarb. Wciąż męczyły go wyrzuty sumienia, nie sypiał nocami, nie przestając myśleć o tym co by było gdyby... Wiedział, że czasu nie cofnie, a jednak nie dawało mu to spokoju. Świadomość, że mógł ją przed tym uchronić przytłaczała go niemal cały czas. Dlatego starał się jak najbardziej pochłonąć się w pracy. Wszyscy szeptali po kątach o Astrid, ale on starał się zamknąć się ma innych, na świat. Od rana do wieczora siedział nad planami, sojuszami, wypływał na dłuższe wyprawy, byle nie myśleć wciąż o ukochanej dziewczynie, której próbował pomóc. Odpychała go za każdym razem, lecz nie zamierzał się poddawać. Doskonale wiedział, że nie warto się do niej zbliżać, dlatego śledził ją, uważnie obserwując. To mu trochę pomagało, pomagało zabić ten cichy głosik w jego głowie, który wciąż oskarżał go o krzywdę wojowniczki.

Była późna noc, kiedy wszedł przez okno jej pokoju i usiadł po cichu na parapecie. Założył kawałek na materiału na metalową protezę, by nie wydawała niepotrzebnego hałasu. Popatrzył w głąb pomieszczenia, po chwili dostrzegając blond włosy ułożone na poduszce. Słyszał jej cichy oddech, spokojny i taki niewinny. Zrobił kilka kroków w jej stronę, kiedy nagle zamarł. Dziewczyna zmieniła pozycję, ale na jego szczęście nie obudziła się. Zamknął oczy, wypuszczając przy tym powietrze w geście ulgi. Następnie usiadł niecały metr od dziewczyny na podłodze i oparł łokcie na kolanach. Patrzył wciąż na nią, na jej spokojną twarz. Blask księżyca oświetlał jej zamknięte powieki. Unosiła się miarowo w rytm cichych oddechów. Wyciągnął dłoń by dotknąć jej ust, ale natychmiast zrezygnował z obawy, że obudzi się i zawoła rodziców, którzy już teraz oddalili go od siebie. Zamknął oczy i przywołał dzień, w którym Astrid tak po prostu oznajmiła, że zawieszenie w jakim się znajdują nie ma sensu i zerwała z nim. Tak bez żadnego ale... Powiedziała co miała powiedzieć i odeszła, zostawiając go samego. Ona go zostawiła, ale on nie zamierzał, dlatego zakradał się co noc do jej domu i przesiadywał choć kilka chwil. Nie pogodził się z jej odejściem, choć minęły już ponad dwa tygodnie. On nie zamierzał rezygnować. Wierzył, że się uda. Nie stracił jeszcze nadziei. Pragnął odzyskać miłość.

Poruszyła się, a przez jej twarz przepłynął grymas. Jęknęła cicho i uchyliła delikatnie oczy. Prawie krzyknęła kiedy zauważyła przy swoim łożku śpiącego mężczyznę. W porę jednak się powstrzymała, zauważając, że to Czkawka. Przerażał ją, tak jak każdy inny facet, ale w jego oczach nie było tego mrozu, tej żądzy zwycięstwa, jego oczy topiły się z powodu żaru, który tlił się w jego sercu. Czuła to. Podniosła się do siadu i przykryła kocem nagie ramiona, nie chcąc czuć chłodu. Patrzyła wciąż na chłopaka, głowę oparł o ramię, które leżało kilka centymetrów obok. Już kilka dni temu zauważyła, że boi się go coraz mniej. Kiedy oznajmiła mu, że chce z nim zerwać nie sądziła, że odchodząc będzie czuła taką pustkę w sercu. To tak jakby straciła sens życia. Nie potrafiła jednak go zatrzymać i powiedzieć, że chce cofnąć swoje słowa. Jako jedyna nie uważała, że krzywda jaką wyrządził jej Sindre to jego wina, bo przecież nikt nie powinien go obwiniać. Nie potrafiła jednak stwierdzić czy ktoś oprócz niej jest temu winny. Gdyby wtedy z nim nie poszła? Co wtedy? Do tego wszystkiego by nie doszło, a ona nie zraniłaby Czkawki, bo przecież w głębi serca to właśnie czuła, że na każdym kroku go rani. Targa jego duszę, jakby chciała ją skruszyć. Przez co jednak musiał przejść by w końcu to zrozumiała. Pod powiekami poczuła łzy. Zamrugała szybko, by pozbyć się cieczy z oczu, co jednak nie pomogło. Nagle spojrzała na niego i ujrzała jego oczy wpatrujące się w nią ze strachem, ale i fascynacją, miłością, nadzieją, ciepłem, uczuciem, miłością, tęsknotą... Znów widziała to wszystko w jego oczach. Wyciągnęła delikatnie dłoń w jego stronę. Odsunął rękę, ale zaprzeczyła ruchem głowy. Nie porozumiewali się słowami, bo słowa nie były im potrzebne. Gdy dotarła do jego delikatnej dłoni, położyła tam swoją. Palcami muskała jego palce. Zamknęła oczy jakby nie chciała by uczucie bezgranicznego szczęścia się skończyło. Po policzkach płynęły im łzy, jednak ani jedno ani drugie nie zamierzało się ruszać. Nie wiedzieli ile czasu mogło minąć, ale nie chcieli tego przerywać.
- Czkawka - wyszeptała tak cicho, że nawet nie wiedziała czy usłyszał krzyk jej serca. Popatrzył na nią jednak, co wzięła za przytaknięcie. - Możemy porozmawiać? - zapytała, odwracając wzrok. Skinął głową. - Nie tutaj - dodała i zarzuciła na siebie ciepłe futro, po czym skierowała się w stronę okna. Wiatr uderzył w jej jeszcze zaspaną twarz, ale nie poczuła chłodu. Wręcz przeciwnie, po jej ciele rozeszło się niewyobrażalne ciepło. Poczuła jego obecność za sobą i wstrzymała oddech. Nie wycofała się jednak. Wyszła przez niskie okno i poczekała na niego. Ruszyli wolnym krokiem w kierunku lasu. Wcześniej bała się tego miejsca bardziej niż jaskini pełnej Krzykozgonów. Teraz, kiedy był z nią Czkawka probowała wreszcie się przełamać. Wyciągnęła ręce w stronę drzew i muskała je palcami. Zaśmiała się krótko, jakby przypominając sobie treningi z toporem. Dotarli na miejsce chwilę później. Czkawka wyszedł z lasu i opadł na trawę kilkadziesiąt metrów za nim. Astrid przysiadła się obok. Znajdowali się na jednym z klifów. Księżyc był już nisko. Już kilka chwili później miał się wymienić rolę ze słońce i zniknąć na długie godziny, by pod wieczór znów się wychylić. Oboje patrzyli na horyzont.
- Przepraszam - wyszeptała Astrid.
- Masz za co? - spytał cicho, nie patrząc na nią, ani na żaden centymetr jej ciała. Nie chciał jej wystraszyć.
- Łatwiej policzyć rzeczy, za które nie muszę przepraszać - jej głos drży, kiedy wypowiada te kilka słów. - Chciałeś mi pomóc. Nie dostrzegłam tego, nie potrafiłam. Dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę odgradzałam cię od ciebie, rozsypując cię na kawałki. Nie chciałam być taka jak on. On mnie zepsuł, skrzywdził, a ty... ty byłeś tym dobrym, to ja zmieniłam się w niego. - Wyszeptała powoli.
- Nie - powiedział głośno. - Nigdy tak nie mów. Nigdy nie porównuj się do niego. Jesteś lepsza. Zawsze byłaś. Najlepsza wojowniczka - szepnął.
- Czkawka, ja...
- Kocham cię - wyszeptał i popatrzył jej w oczy. Niebieskie źrenice poraziły go miłością, szczęściem, nadzieją, czego początkowo się nie spodziewał. - Chcę z tobą być, ale jeśli... nie chcesz, nie jesteś gotowa, lub nadal wydaje ci się to bezsensowne to nie będę naciskał.
- Posłuchaj - zaczęła. - Nie obwiniałam cię tak jak inni. Uciekałam do ciebie wzrokiem kiedy nie patrzyłeś, nadal nie mogłam pogodzić się ze strachem, ale ty byłeś takim światełkiem w trudnym czasie. Żałuję, że wcześniej z tobą o tym nie porozmawiałam. Miałeś prawo to wszystko wiedzieć. Chcę spróbować. Będzie ciężko i na pewno długo zajmie mi powrót do życia, ale jeśli ze mną zostaniesz to chcę podjąć ryzyko. Chcę być jak słońce, które porankiem wschodzi przynosząc nowy dzień, nową nadzieję - wyszeptała patrząc na wielką gwiazdę wyłaniającą się zza horyzontu. - Wieczorem chowa się, by zasnąć. Kocham cię.
- Choćby miał zawalić się świat, choćby Odyn zesłał najgorsze tragedie, rozdzielił nasz świat ja zawsze będę przy tobie. Nie potrafię bez ciebie żyć, więc obiecuję ci, że przetrwam wszystko. Poczekam, aż będziesz gotowa. Poczekam, aż wszystko się ułoży. Będę z tobą zawsze. Będę podnosił cię, kiedy będziesz upadać. Będę kołysać cię w ramionach, kiedy będziesz płakać. Będę śpiewał ci kołysanki, kiedy nie będziesz mogła spać. Będę cię kochać, nawet kiedy ze mnie zrezygnujesz. I wybaczę ci wszystko. Zostanę.

Po policzkach płynęły im łzy, kiedy patrzyli na siebie. Pochylili się w swoją stronę i delikatnie musnęli się ustami. Był to pocałunek ulgi, skrywanej przez ciężkie miesiące, pocałunek tęsknoty i choć trwał zaledwie sekundę, był jednym z najpiękniejszych pocałunków, jakie razem przeżyli. Uśmiechnęli się do siebie, jednak nic więcej nie powiedzieli. Trwali razem, patrząc jak ogromne słońce budzi życie wokół, jak napełnia nadzieją wszystkie stworzenia świata. Trwali. Razem. Jak słońce i księżyc, dopełniając swoje istnienie miłością...

To jest jedno z najtrudniejszych opowiadań jakie w życiu napisałam, ale jestem z siebie dumna, że wytrwałam do końca 🤗 Mam nadzieję, że wam też się spodoba 😘

Najdłuższy os, liczy = 4724 słowa!

PS. Zdjęcie mojego autorstwa

Continue Reading

You'll Also Like

63.3K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
24.5K 1.6K 40
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
1.2K 138 4
✎ Myślisz, że jesteś nic niewart? Zobacz jakie bogate masz wnętrze... ☆ Estera, 2021
32.2K 2.7K 100
Ciekawostki na temat serialu bijącego rekordy czyli „Gambit Królowej" ♟ 𝘊𝘩𝘦𝘴𝘴 𝘪𝘴𝘯'𝘵 𝘢𝘭𝘸𝘢𝘺𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘦𝘵𝘪𝘵𝘪𝘷𝘦. 𝘊𝘩𝘦𝘴𝘴 𝘤𝘢𝘯...