welcome to beacon hills ☾ tee...

JeanWinchester27 tarafından

160K 8.6K 2K

[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiał... Daha Fazla

Znowu w tym samym miejscu
Liceum w Beacon Hills
Scott McCall i jego szalony przyjaciel
Cicho, wśród drzew
Czasem warto być mną
Zimowy bal
Robi się gorąco
Proszę cię, przyjacielu
Wszyscy mamy problemy
Siostrzane sprawy
Niebieskie oczy
Brakuje mi już pomysłów
Tylko ty
Uważaj na siebie, Rose
Uratowałeś mnie
Pozbyć się problemów
To nie tego chciałam
Legend się nie zapomina
To był mój pomysł
Mój obrońca
Nie mogę oddychać
Nie czuję już nic
Wierzę ci
Co się dzieje z tymi dziewczynami?
Prawda
To powraca
Nie jestem idealna
Nieznane uczucie
Sposób, w jaki łamiesz moje serce
Ten chłopak jest potworem
Pech
Uratować rudowłosą
Wspomnienia zostają, ludzie nie
Nasze rodzinne miasto jest w ciemnościach
Nie mogę bez ciebie żyć
Moja historia nie ma końca
Blond problem
Dobrze być z powrotem
Przypływ siły
Chcę ciebie, tylko ciebie
Za dużo dla mnie znaczysz
Nowe zagrożenie
Zdecydowanie za dużo krwi
Nie pasuję do Beacon Hills
Szalony autobus
Samobójstwo
W ramionach mojej miłości
Skup się na samokontroli
Nie jestem bohaterką
Mogę to wyjaśnić
Synestezja
Co to „Titanic"?
Prawy sierpowy
Czas na ciasto
Genialny plan
Chwyć moją dłoń
Nie zabijamy
Sprawa życia i śmierci
Punkt dla ciebie
Nie mogę stracić jej jeszcze raz
Wrócę dla ciebie
Nadzieja
Zabiłam go
Prawdziwa historia
Urodziny
Feniks
W poszukiwaniu kojota
Wkrótce to ja przejmę kontrolę
Nie jestem wariatką
Chaos powrócił
Prosto w serce
ǀ kilka słów ode mnie ǀ

W środku rozwałka, a na zewnątrz piękna róża

1.6K 95 16
JeanWinchester27 tarafından

Po chwili wychodzę dumnie z pomieszczenia, a wszystkie oczy lądują na mnie. Powoli ruszam przed siebie i staję na początku czerwonego dywanu. Biorę tak głębokie wdechy, na jakie pozwala mi ciasny gorset. Teraz zdaję sobie sprawę, jak dużo ludzi tu się znajduje. Czemu z tego jest takie wielkie widowisko?

Unoszę brodę wyżej i podążam stopniowym tempem do przodu. Kątem oka dostrzegam znajome twarze. Scott, Stiles, Lydia, Allison i... Jackson. Ten ostatni mnie przeraża swoją obecnością, ale idę dalej. Jeszcze tylko połowa tej cholernej drogi, a dłonie już mi się pocą. Wbijam oczy w trony przed siebie i moich dziadków. Ubrani są oni bardzo elegancko.

Ostatecznie staję na podeście i odwracam się do gości. Obejmuję zasięgiem wzroku całą salę i posyłam wszystkim ciepły uśmiech. Cały czar pryska, gdy dostrzegam twarz Jasona. To jakiś koszmar. Nie jego twarz, a sama jego obecność. Cholera, upokarzam się całe swoje życie.

- Zebraliśmy się dziś na koronacji Rosalie Grant - zaczyna mówić mój dziadek, dotykając mojego ramienia. - To bardzo ważny dzień dla naszej rodziny, która jest mniejsza niż wcześniej.

- Brakuje z nami Alice Grant, naszej wnuczki, gdyż nie mogła dziś przybyć - informuje wszystkich babcia. Czyli jednak wiedzą o jej chorobie. Miło. - Dziękuję wszystkim serdecznie za przybycie.

- Zacznijmy uroczystość. - Wy zaczynacie uroczystość, a ja zaczynam się telepać. Świetnie.

Staję bokiem do wszystkich, a Devin jest o krok przede mną. Wręcza mi czerwoną różę.

- Oto obiekt, z którym utożsamia się Rosalie - tłumaczy głośno, a ja obracam kwiat w dłoniach. Teraz serio się zastanawiam, kto chciał dać mi takie imię. Pewnie tata. - Naszej rodzinie każdy ma coś takiego. Moje to woda, rzeka, a mojej żony słońce. To zależy od wszystkiego.

Kiedy Devin odchodzi na chwilę na bok, dostrzegam przy róży jakąś karteczkę. Ustawiam ją pod dobrym kątem i zaczynam czytać.

Jesteś piękna i delikatna, dokładnie jak róża.

A to akurat wywołuje u mnie uśmiech. Nie wiem, kto to napisał i w jakim celu, ale widocznie miało mi się to spodobać. Zawsze dobre pocieszenie, no nie. Koniec miłych chwil, czas na koronację. Odwracam się ponownie w stronę gości, a dziadek staje za mną. Patrzę się z lekkim uśmiechem przed siebie, a Devin wkłada mi pomału koronę na głowę. Prawie czuję, jak dotyka mojej skóry.

Nagle ogromne drzwi wejściowe się otwierają, a do środka wbiega moja ciocia. Korona jest już na mojej głowie, a Victoria patrzy na mnie zszokowana. W sali rozlegają się brawa i wiwaty. Ciotka skręca gdzieś w bok i znika z pola mojego widzenia. Staram się podtrzymywać moje "przeogromne szczęście" i lekko się kłaniam.

- Oto przed wami Księżniczka Rosalie Grant! - krzyczy dziadek, a ja zaczynam się coraz bardziej stresować całą sytuacją. Ludzie klaszczą i się uśmiechają.

Po chwili wszyscy wychodzą z ławek, które zabiera obsługa pałacu. Tworzy to więcej wolnej przestrzeni, a zaczyna grać wolna muzyka. Rozpoznaję pianino i skrzypce. Rozglądam się wokół siebie, a ludzie zaczynają tańczyć. Niektórzy odchodzą do stołów, żeby się napić i najeść. Wszystko miesza mi się w oczach od tego harmidru. Nie widzę już Scotta ani Jasona.

- Który chce zatańczyć pierwszy taniec z księżniczką? - pada pytanie z ust mojej babci, która delikatnie unosi moją prawą rękę. Spoglądam na nią błagalnym wzrokiem, lecz ona wodzi swoim po sali. - Widzę, że mamy ochotnika!

Z tłumu wychodzi Stiles, patrzący na mnie. Widać, że jest pod wrażeniem. Tak właśnie, sama jestem w szoku. Stilinski podchodzi bliżej i ujmuje moją dłoń. Ludzie się lekko rozchodzą na boki, kiedy zmierzamy ku środkowi sali. Kładę rękę na ramieniu chłopaka, a on swoją drugą umieszcza na mojej talii. Widać, że się denerwuje. Nie mam pojęcia, czemu on się w to wpakował. Równie dobrze mógłby zatańczyć ze mną Felix, którego swoją drogą tu nie widziałam. Może tak ma być.

- Też masz takie przeczucie, że odwali się tu jakiś cyrk? - szepczę do ucha przyjaciela. Obracamy się parę razy. Momentami czuję się, jakbym to ja prowadziła, a nie Stiles.

- Dzień jak co dzień - mamrocze i się rozgląda. - Nie ma Collinsa.

- Wiem. - Przerywam swoją wypowiedź, bo znowu dostrzegam Victorię, która zaraz znowu znika w tłumie. - Czemu się zgłosiłeś?

- Bo Scott z tobą już tańczył na balu, a Felix to w ogóle traktuje cię jak własną dziewczynę - odrzeka naburmuszony, a ja się śmieję cicho.

- Czyli jednym słowem jesteś zazdrosny.

- Chcę być po prostu na równi z innymi, no wiesz. Jesteś moją przyjaciółką i czuję się lekko ominięty - smuci się, a ja wtulam się w niego, żeby nie czuł się samotny. On przez chwilę chyba nie łapie, o co mi chodzi, ale zaraz się rozluźnia.

- Z Felix'em to już inna sprawa. On...

- On się w tobie zakochał, tak? - dokańcza, a ja kręcę głową, po czym zdaję sobie sprawę, że chłopak i tak tego nie zobaczy.

- To coś innego. Nie zrozumiesz - bełkoczę, a on sobie odpuszcza. Przez chwilę nic nie mówi, a ja dziękuję Bogu za takie czyny. Nie mogę im powiedzieć, że Collins jest Obserwatorem, chociaż powinnam.

- Gdzie do cholery jest Scott? - odzywa się Stiles, odsuwając się ode mnie. Również się rozglądam.

- Może coś je - staram się go rozweselić, a on przestaje tańczyć. Patrzę mu w oczy i już chcę skarcić za coś takiego, bo powinniśmy tańczyć do końca piosenki. - Co jest?

- Idę go poszukać - postanawia i odchodzi ode mnie.

Czuję w sobie pewną pustkę, kiedy opuszczam luźno ręce na dół. Nie potrafię opisać dokładnie tego uczucia. Jakbym coś dostała, coś czego bardzo pragnęłam, ale zostało mi to odebrane. Sama się już mylę we własnych słowach. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Cofam to. Zwyczajnie się zdziwiłam, pozostańmy na tym.

- Rosalie Grant - słyszę za sobą głos Lydii, która jest wyraźnie pod wrażeniem. Odwracam się do niej, a ona mierzy mnie wzrokiem.

- Cześć - witam się z westchnieniem.

- Powiem, że ci zazdroszczę. Sukienki jak i tytułu księżniczki.

- Nie ma czego zazdrościć, serio. Ledwo w tym oddycham - śmieję się, a Martin uśmiecha się słodko. - Gdzie Allison?

- Pewnie baraszkuje potajemnie ze Scottem - mówi żartobliwie, a potem kręci głową. - A tak serio, to nie wiem. Widziałam ją gdzieś wcześniej, ale poszła chyba do łazienki.

- Jeśli już mówimy o nim. Gdzie Scott? - Mam wrażenie, że wypytuję o przyjaciela za często, ale ten bal jest strasznie dziwny. Ludzie pojawiają się i znikają w tym tłumie.

- Hmm - mruczy w zamyśle. No, Lyds, dawaj dawaj. - O właśnie tam poszedł!

Odkręcam się za siebie, a dostrzegam jego czuprynę. Mamroczę do dziewczyny krótkie "dzięki" i podążam za McCallem. Nie udaje mi się to, bo ktoś właśnie wyciąga mnie na parkiet, na którym tańczy już o wiele więcej osób. Poddaje się sile chłopaka i spoglądam mu w twarz.

- Felix - szepczę ze szczęściem, a on błyska swoimi białymi zębami i zaczynamy tańczyć.

- Mam nadzieję, że to mnie tak intensywnie szukałaś - stwierdza, a ja nic nie odpowiadam. Chłopak porzuca temat, co mnie niezmiernie cieszy. - No to jesteś księżniczką.

- Wiesz, jak żałośnie to brzmi? - prycham, spuszczając głowę w dół. - Tandeta.

- Nie tandeta, a wielka rzecz - poprawia mnie, a ja chichoczę lekko. - Widziałem Victorię.

- Ja też i to mnie martwi. Wyglądała na zawiedzioną, kiedy mnie koronowano. Nie dziwię się jej w sumie - idę z tematem, a Collins przytula mnie mocniej do siebie. Czuję się dziwnie.

- Widziałem coś jeszcze - dodaje po chwili, a ja chyba wiem, o czym mówi.

- Ja też, dlatego szukałam Scotta - oznajmiam, a on chyba dostaje ode mnie strzałę w serce za tą wzmiankę z McCallem. No przepraszam, ale nie chcę kłamać. - Coś w stylu ogona jaszczurki.

- Dokładnie - w jego głosie jest odrobina strachu. - Chciałaś iść z tym do Scotta?

- Tak, bo ciebie nie widziałam.

- Ja ciebie obserwowałem cały czas.

- Ja wiem, Obserwatorze. - Polubiłam nazywanie go w ten sposób. - Odnoszę wrażenie, że jestem dla ciebie tylko tą postacią, nikim więcej.

- Dobrze wiesz, że tak nie jest - ciągnie dalej i przechyla moje całe ciało prawie do podłogi. Nasze twarze dzielą centymetry. Zdecydowanie za mało tych centymetrów.

- Więc jak jest? - pytam, a on powoli stawia mnie do pionu i wprawia mnie w obrót.

- Nie przyznam się, to nie takie proste. - Zaczyna unikać mojego wzroku, a ja opieram brodę na jego ramieniu. Nie chcę łamać jego serca. - Przez cały czas się powstrzymuję od pewnych rzeczy, wiesz. Sprawdzam jakie masz granice i wiem, na co mogę sobie pozwolić.

- Zauważyłam - przyznaję z trudem.

- Jesteś dla mnie więcej niż postacią czy przyjaciółką. Nie mogę tego określić. - Tu spogląda mi głęboko w oczy, ale nic poza tym nie robi.

- Czyli nie jesteś we mnie zakochany? - upewniam się słabo, a on wznosi wzrok ku górze.

- To coś innego. Nie wiem, co to jest i nigdy się nie dowiem. - Puszcza delikatnie moją dłoń. - To koniec piosenki, leć do Scotta. Stoi zaraz za tobą.

Kolejny przyjaciel mnie opuszcza. Jak tak dalej będzie, to się do tego przyzwyczaję. Odwracam się ze smutkiem wymalowanym na twarzy, a McCall wyciąga do mnie rękę, żeby poprosić mnie do tańca. Zgadzam się i zaczynamy rozmowę.

- Jakaś jaszczura się tu kręci. Wiesz coś o tym? - zagaduję go, udając, że wszystko ze mną w porządku.

W środku rozwałka, a na zewnątrz piękna róża. Oto myśl dnia, moi drodzy. Jeszcze tylko brakuje zasranego Jasona, żeby rozwalił mnie do końca. Muszę uważać, bo jeszcze wykraczę.

- Widziałem ten ogon gdzieś wcześniej, chyba w domu Isaaca. Niepokoi mnie to - odrzeka, zdenerwowany i rozgląda się za kimś albo czymś. Teraz to już sama nie wiem. - Zgubiłem gdzieś Stilesa.

- Nawet nie próbuj mnie zostawiać samej, rozumiesz? - zagrażam mu momentalnie i zaraz śpieszę z wyjaśnieniem. - Najpierw zostawił mnie Stiles, później Felix, a teraz ty? Jak możesz?

- Nigdzie się nie wybieram - uspokaja mnie nieprzytomnie z lekkim uśmiechem, a ja szukam tego obrzydliwego ogona. - Cholera.

- Co jest? - niepokoję się, a stajemy w miejscu. Scott patrzy się w podłogę i nic innego nie robi. - McCall, co brałeś i czemu się nie podzieliłeś?

- Muszę iść do Stilesa. - Te słowa mnie dobijają. I ty, Scott, odwracasz się ode mnie? Dzięki bardzo. - Przepraszam.

Wzdycham głęboko i pozwalam mu odejść w tłum. Korzystam z chwili i w końcu idę się napić czegokolwiek. Przepycham się przez ludzi, a z taką sukienką to podwójny trud. Zaraz stoję przy stole, a tam widzę Argentównę i moją ciocię. No nie wierzę. One razem gadają, do czego to doszło.

- O, hej Rose - wita się ze mną wesoło Allison i daje mi przytulasa na przywitanie.

Uśmiecham się i zerkam na Victorię. Ona zwyczajnie odstawia swoją szklankę i odchodzi na bok. Ja biorę łyka swojego napoju i zaraz również go odkładam.

- Zaraz przyjdę - odzywam się do Ally i drepczę powoli do ciotki. Mam krótkie nogi, co ja poradzę. - Victoria!

- Wyjaśnij mi, czemu ty to do cholery zrobiłaś? - Jest wkurzona i to bardzo.

- Nie miałam wyjścia, rozumiesz? Chciałam temu zaprzestać, ale zostałam zmuszona - tłumaczę, a ona prycha głośno i przechodzi z nogi na nogę.

- To wszystko miało wyglądać inaczej, wiesz? Miałam cię nauczyć wszystkiego, ale widocznie nie starałaś się zbyt dobrze, Rose - zaczyna się nakręcać.

- Co miałam niby zrobić, hę? - pytam z pretensjami i wymachuję rękami. - Zrobić z buta wjeżdżam i wybiec stąd?

- No na przykład! - krzyczy i zaraz gryzie skórki wokół paznokci. Denerwuje się strasznie szybko, jak moja mama kiedyś. - Teraz i tak mamy więcej problemów na głowie.

- No dawaj dalej - zaciekawiam się, bo w końcu ona jest łowcą i zna się na rzeczy. Sama zaplanowała znalezienie przeze mnie dziennika, więc ma coś pod kopułą, a z jej notatek wynika, że oddała się polowaniom na całego.

- Na tej sali znajduje się coś innego niż wilkołak, pisałam o tym kiedyś w dzienniku - objaśnia, ale daje mi samej dojść do tego. Miłe z jej strony, że wierzy w moje umiejętności.

- Nie Banshee - wyliczam, a ona kręci głową. - Kanima?

- Zanim się podekscytujesz, nie mam pojęcia, czy to właśnie ten ogon jaszczura wygląda jak ogon Kanimy. Nigdy nie widziałam tego stwora z bardzo bliska, więc mam tylko poszczególne wiadomości - śpieszy z wyjaśnieniami i nadal rozgląda się wokół siebie. Kiwam powoli głową i serio czuję się dziwnie, kiedy dowiaduję się, że coś tu krąży. - Ej, nie zamartwiaj się. Może to wcale nie ta Kanima.

- No wiesz, naczytałam się o tym ostatnio i wszystko pasuje do opisu.

- Widziałaś dziś tylko ogon - zauważa, a ja wzdycham głęboko i przelotnie na Allison. Rodziny łowców trzymają się razem, prawda? Chyba tak to wygląda.

- Może, aż ogon. Może tylko ogon wystarczy. - Serio, jestem gotowa, żeby załatwić tego gada, bo z pewnością nie jest przyjazny.

- Czekaj, jest coś, czego tam nie zapisałam - dodaje po chwili, a ja zamieniam się w słuch. - Kanima nie wie, że jest Kanimą.

- A to ciekawe - stwierdzam.

- Resztę pamiętasz? - dopytuje, a ja kiwam głową niepewnie. - Kanima szuka pana, a nie stada.

- Czyli jakiś człowiek tutaj, jest Kanimą? W sensie się przemienia w nią? - dopytuję, a ona mruczy w potwierdzeniu. Wszystko przychodzi z taką łatwością, że sobie tego nie wyobrażacie. - Trochę to pogmatwane, tak szczerze.

- Ja wiem, ale musisz uważać. Nie wiem, do czego ten cholerny gad jest zdolny. Trzymaj się mnie - ostrzega mnie stanowczo i chwyta moją dłoń. Zaciskam mocno palce i staję przy jej boku.

Widzę Scotta ze Stilesem, a potem Lydię przy stole ze słodyczami. Allison gada z Felix'em, co mnie dziwi, ale chłopak robi to pewnie dla mnie. Chciałam, żeby integrował się z innymi, ale chyba mu to nie idzie, bo po chwili sam odchodzi od dziewczyny i znika w tłumie. Szkoda mi go, w sumie. Depresja i brak poczucia własnej wartości to złe połączenie.

Kątem oka dostrzegam Jasona, a coś znowu kuje mnie w żołądku. To stres i może lekkie przerażenie. Za każdym razem, kiedy go widzę, przypominają mi się jego groźby. To, że wypowie o mnie wszystko i zwolni. Zwolnić mnie w sumie może, gorzej jak roześle wszystko w miasto. Wtedy będę zrównana z ziemią. Jego spojrzenie, jego niebieskie oczy, w których zatonęłam nie raz, a to wszystko z dziwnego pożądania.

Nagle słyszę głośny krzyk paru ludzi, a to wszystko narasta. Kilka ciał pada na podłogę, a Victoria ciągnie mnie za sobą. Widzę teraz Felix'a, który ucieka w moją stronę. Coś go goni.

- Felix! - krzyczę do niego przeraźliwie, a buty zrzucam ze stóp. Nie mogę już z nimi wytrzymać, a ciocia ciągnie mnie dalej. - Felix, nie! 





*****

Przebrnęliśmy jakoś przez te księżniczki i słodkości. Powiem, że zbliżamy się do rozdziałów, które mnie zniszczyły trochę, kiedy je pisałam, ale cicho, nic nie mówię. Po prostu jestem związana z moimi wymyślonymi postaciami i no będzie bolało.

Piszę kolejne fanfiction, już jest na profilu. Dla fanów Supernatural, ale polecam ogólnie.
*****

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

7.7K 359 19
Samolot Laury zaginą, Morten postanawia się zemścić, a Nika ma nową rodzinę. Trójka przyjaciół wyrusza na poszukiwania szpitala w którym leży Laura j...
138K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
11.3K 795 24
Severus Snape, Antonin Dołohow, dwie postrzelone siostry, ratowanie świata i bardzo autorytarna hrabina D. Oleńska.
63.2K 3.2K 33
Caroline po kłótni z fałszywą przyjaciółką, opuszcza rodzinne miasteczko, więc wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie spotyka Katherine, której nienawidziła...