Księga I: Rozdział 39

193 19 9
                                    

Najbardziej lubiłam ten czas, gdy rodzice odsyłali mnie do Kniei, żebym mogła spędzić czas z bishą. Siostry, szczególnie Alya, nie przepadały za Wilkami, ale mi się wydawało, że po prostu mi zazdrościły. Alya jako najstarsza pierwsza powinna mieć narzeczonego, ale miałam go ja – i to nie byle kogo, bo księcia!

Żadna z nich nigdy nie wzięłaby ślubu z księciem... No, może książę Luke był wolny, ale Lupus mówił, że jego młodszy brat wzbrania się przed żeniaczką nawet bardziej niż on.

– Na jak długo jedziesz tym razem? – spytała Alya, spoglądając na mnie znad haftu, którym się zajmowała.

– Na trzy tygodnie – odparłam. – Organizują urodziny Kinnie.

Bardzo lubiłam dzieci Dentego i Kiry. Oczywiście nikt w całym pałacu nie był tak fajny jak Lupus, ale gdy go nie było, to też byli fajni. No i mieli super rodziców. Nie przepadałam za większością rodziny Lupusa, ale Dente i Kira byli super!

Lokaj odchrząknął.

– Panienko Bonette, poseł Dente już przybył. Czeka w powozie – zawiadomił. – Już zanieśliśmy panienki bagaże.

– Wujek Dente! – zawołałam.

Nie wiedziałam, który poseł mnie odbierze. Z pałacu dostaliśmy tylko wiadomość, że jeden z posłów, który wracał zza morza weźmie mnie po drodze. Trochę się bałam, że padnie na Tristana. Jego nie lubiłam.

Obudziłam się w środku nocy. Zerwałam się, chociaż sen wcale nie był nieprzyjemny. Chociaż trochę chciało mi się śmiać.

– Wujek Dente – parsknęłam.

Wspomniany Wilk przebudził się. Zaspany otworzył oczy i spojrzał na mnie.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Oczywiście, że tak – odparłam, układając się z powrotem.

Dente objął mnie ramionami, przyciskając do swojego ciała. Nie wiedziałam, dlaczego oczekiwał, że usnę w takich warunkach, bo sen to na pewno nie to, co przychodziło mi do głowy, gdy miałam go tak blisko siebie.

– Jakim cudem jesteś taki spokojny? – spytałam cicho.

– W jakim sensie?

– No... Możesz spać, gdy jesteśmy tak blisko... Nie podobam ci się?

Dente westchnął, zupełnie, jakbym była dzieckiem, które wygadywało głupoty. Ku memu zaskoczeniu chwycił mnie za biodra i posadził mnie na swoim brzuchu.

– O czym ty mówisz, Bonnie? – spytał zmęczonym głosem. – Chyba już ustaliliśmy, że mi się podobasz.

– Ale teraz nie grożą nam żadne plotki, ani twoje dziwne byłe ani nic... Inni w pałacu mogę się sobą cieszyć, Luke i Puella mają schadzki, a my... Zachowujesz się, jakbym nie robiła na tobie wrażenia – wyznałam, mówiąc coraz ciszej. Spuściłam wzrok, zagryzając wargę. – Nie obrażę się, jeżeli nie podobam ci się fizycznie. Wiem, że nie jestem tak ładna jak Kira albo jakakolwiek dziewczyna z Domu Uciech...

– Bonnie, na miłość bogów, masz piętnaście lat – przerwał mi. – Jeszcze będziesz mnie wyganiać z łóżka.

Patrzyłam na niego.

– Ale ja się czuję gotowa – zapewniłam.

– Nie, Bonnie, czujesz się podniecona. To całkowicie coś innego – odparł Dente. – Jesteś piękna, Bonnie. Mogę ci przysiąc, że wielbię każdy fragment twojego ciała, ale nie będę się z tobą kochał jeszcze jakiś czas.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now