Księga I: Rozdział 44

195 16 7
                                    

Udało mi się wrócić na teren pałacu przed wschodem słońca. W drzwiach do stajni wyminęłam dwóch stajennych, którzy zaczynali pracę.

– Co panienka tutaj robi? – spytał jeden z nich. Miał delikatny głos, ale bardzo pewnie brzmiał.

Posłałam im uśmiech.

– Nie mogłam spać, więc przyszłam popatrzeć na konie – odpowiedziałam. – Uspokaja mnie to.

Nie zadawali mi więcej pytań, co mnie ucieszyło, bo musiałam jeszcze przemknąć się do swojego pokoju. Wolałam to robić pod osłoną resztek nocy niż w promieniach witającego dzień słońca.

Dalsza podróż szczęśliwie dla mnie odbyła się bez niespodzianek i komplikacji. Wemknęłam się do mojego pokoju i nawet przebrałam się w piżamę. Gdy Puella przyszła, żeby mnie obudzić, ja leżałam już pod kołdrą.

– Zdajesz sobie sprawę, że Gorderyk wzywał mnie trzy raz, żeby dopytać, dlaczego nie jadasz z nami obiadów? – żaliła się, gdy ja myłam zęby. – Czy ja mu wyglądam na twojego spowiednika?

– Sama ich nie rozumiem – wyznałam. – Na pewno nikt z nich nie chciałby, żebym jadła z nimi obiad.

– To daj im się o tym przekonać – poprosiła. – Dla mojego spokoju.

W pierwszym odruchu chciałam jej odmówić. Zachowawcza postawa Dentego mówiła mi, że powinnam trzymać się od nich z daleka. On nie był człowiekiem, który unikał ludzi. Był uprzejmy wobec wszystkich, więc jeśli nie chciał zadawać się z posłami, to musiało być coś na rzeczy.

Z drugiej strony jednak dawno nie rozmawiałam z Lupusem, a tęskniłam za nim. Podczas obiadu miałabym okazję, żeby z nim trochę porozmawiać. No i Puella wyglądała na naprawdę wyczerpaną, więc miło by było, gdybym chociaż ten jeden niewielki ciężar zdjęła z jej barków.

– Dobrze – zgodziłam się. – Zjem dziś obiad z innymi.

– Chwała bogom! – ucieszyła się Puella. – Powiadomię kuchnię i służbę – zapewniła mnie.

Uśmiechnęłam się, a ona to odwzajemniła.

Przede mną był ciężki dzień. Nie tylko obiad z posłami miał być wyzwaniem, ale też umówiłam się z Horanem, że zjem z nim śniadanie. Mieliśmy poplotkować, no i wciąż musiałam wypełnić moją pracę domową od Ary.

– Wiesz, czy Horan już wstał? – spytałam.

– Od godziny nie śpi – odpowiedziała. – Jest w starej pracowni króla. Maluje portret ślubny dla Iry.

Starą pracownię Lupusa znałam tylko z nielicznych snów. Jako dziecko nie lubiłam spędzać tam czasu. Uznawałam malarstwo za bardzo nudne. Obecnie natomiast Lupus miał nową pracownię. Korzystał z niej nieczęsto, bo –aa jak sam mówił – stanowisko króla odebrało mu wenę do działalności artystycznej.

Kilkukrotnie ja i Dente próbowaliśmy go namówić do powrotu do starego hobby lub do znalezienia sobie czegoś nowego, ale jakoś nie udało nam się. Nikt nie mówił tego głośno, ale wszyscy byliśmy świadomi, że Lupus nie cierpiał swojego stanowiska. Gdyby mógł, to już dawno by je komuś oddał, ale nie było to proste. Jego obowiązki mogłaby przejąć żona, ale on nigdy nie ożeniłby się bez sympatii. Luke wykazywał do tego stanowiska niechęć równą starszemu bratu, a Solis miał jakieś siedem lat.

Żałowałam, że nie mogłam jakoś ściągnąć z niego tego ciężaru, ale sama nie interesowałam się władzą. Poznawanie praw Wilków traktowałam jako ciekawostkę, ale nigdy nie odważyłabym się oferować swoją pomoc w rządzeniu ogromnym państwem... Przy rządzeniu mniejszym też bym się nie ogłaszała z pomocą.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now