Księga I: Rozdział 8

720 82 10
                                    

Zagłębiłam się w las, nawołując bestii. To zapewne nie było rozsądne, bo zwracałam tym na siebie uwagę, ale jakoś się nie przejęłam. W odróżnieniu do innych ludzi czułam się tam bezpieczna.

Zmieniło się to jednak w jednym krótkim momencie, gdy usłyszałam za sobą głośne charczenie i sapanie. Wiedziałam, że to nie mój Wilk za mną stał.

Drobne włoski na moim ciele się zjeżyły.

Odwróciłam się powoli. Sierść Wilka była tak ciemna, że przez moment miałam wrażenie, że to tylko para czerwonych ślepi się we mnie wpatruje.

-Dokąd ci tak spieszno, kapturku? – spytał drwiąco głos w mojej głowie.

-D-do... Do babci – skłamałam. Jednocześnie zaczęłam się wycofywać.

-Do babci?

-T-tak...

-I po co do niej idziesz?

-Jest chora. Muszę się nią zająć.

-Ach tak?

-Tak.

Instynkt kazał mi rzucić się do ucieczki. Nim zdążyłam przemyśleć wszystkie możliwe scenariusz, moje nogi już niosły mnie w stronę miasta – jak dobrze, że wtedy mój brak orientacji w terenie się ulotnił.

Wilk nie mógł mnie dogonić przez długi. Miałam wrażenie, że im bardziej się do mnie nie zbliżał, tym bardziej czułam jego obecność. Byłam już całkiem blisko celu, gdy poczułam, że jest tuż obok.

Niewiele myśląc chwyciłam gałąź, która była chyba mojego wzrostu i stanęłam w lekkim rozkroku. Myśliwi pewnie by mnie wtedy wyśmiali. Z badylem na potwora.

Szczerze powiedziawszy – powinnam wychwalać mój instynkt. Może zawiódł mnie w momencie, gdy podpowiedział, że powinnam pójść do lasu, ale idealnie pozwolił mi wymierzyć moment, w którym zamachnęłam się i uderzyłam Wilka w ogromny pysk. Moje narzędzie wytrzymało to nieprzyjemne zderzenie – tak samo jak Wilk. Zwierz potrzebował sekund, żeby otrząsnąć się z mojej obrony i rzucił się na mnie.

Zamachnął się ogromną łapą i jednym silnym uderzeniem posłał mnie na drzewo. Poczułam chrupot kości i krew na ustach.

Opadłam na śnieg i wtedy dotarł do mnie okropny ból, który przeszywał mi ramię. Wymacałam miejsce pulsujące bólem i wyszarpnęłam z niego coś czarnego i zakrzywionego. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to wilczy pazur.

Miałam nadzieję, że to nie wilczyca. Jeżeli miała mnie zabić tamtego dnia, to niech chociaż zrobi to szybko, a nie mści się, bo zniszczyłam jej długo zapuszczany paznokieć.

Wilk skoczył na mnie po raz kolejny. Zacisnęłam szybko palce na gałęzi, żeby się nią osłonić, ale mój przeciwnik zacisnął na niej szczęki i z mojej broni zostały drzazgi – a jakby tego było mało to nadgryzł mi ramię.

Wrzasnęłam, czując jak zęby przeciwnika wbiły mi się w ciało. Miałam wrażenie, że moje wycie doszło do uszu każdego człowieka i Wilka w krainie.

Znów opadam bez tchu na ziemię, a dziki potwór zamachnął się łapą. Zaledwie sekundę potem poczułam jak moje ciało jest rozrywane. Ostre pazury wbiły mi się w skórę i przedarły się od prawego ramienia, pomiędzy piersiami do pępka.

Ciepła krew zalała mnie.

W moim umyśle błysnął pewien pomysł. Szaleńczy, nie mógł mnie uratować, ale na pewno mógł sprawić ból temu bydlakowi.

Zacisnęłam palce na pazurze i wbiłam go w szyję Wilka. Najgłębiej jak mogłam.

Zaskoczone zwierzę zaskomlało. Z jego pyska trysnęła krew, a po chwili zwalił się na ziemię.

Byłam oszołomiona. Czyżbym wygrała? Udało mi się pokonać potwora?

Mój umysł zaczął zwalniać, ale usilnie chciałam znaleźć rozwiązanie, które mi pomoże. Czy zdołałabym doczołgać się do wiski? Czy gdzieś w pobliży rosła roślina, która mogłabym zalepić rany? Czy zostałabym usłyszana?

Nagle spomiędzy drzew wyłonił się Wilk o srebrzystej sierści. Dyszał ciężko, widziałam plamy krwi na jego ciele.

Podszedł do mnie szybko. Odchylił głowę i zawył. Był to rozpaczliwy dźwięk, od którego łzy stanęły mi w oczach. Rozumiałam, że to on rozpaczał nade mną.

-Ćśś – szepnęłam. Mój głos brzmiał obco. – Ćśś, już dobrze. Jest dobrze.

Z oczu Wilka skapnęły łzy, które opadły na moją twarz. Sama też zaczęła je ronić.

-Już dobrze, dobrze... Nie boję się, tylko... Zabierz mnie stąd... – Moje powieki zaczęły robić się cięższe. Czułam, że mój umysł zaczyna spowijać mgła. – Zabierz... Chcę... Chcę umrzeć w pięknym miejscu...

Ogarnęła mnie ciemność. Opatuliła mnie sobą. Nie bałam się wtedy. Nie czułam już bólu, ale ogarnął mnie dziwny smutek, gdy z oddali usłyszałam raz jeszcze wilcze wycie.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now