Zazwyczaj do lasu uciekałem, gdy miałem dość książęcych obowiązków. Czasem jednak robiłem to też, żeby nie słuchać matki, która doprowadzała mnie do szału... W zasadzie nie trzeba było wiele, żeby do tego szału mnie doprowadzić. Krzywe spojrzenie, głupie miny, nieodpowiednie słowa... Miałem wrażenie, jakbym jednocześnie był wtedy sobą, ale też stał obok i nie mógł przemówić do samego siebie. Po wszystkim docierały do mnie pewne migawki, zamglone elementy tego, jak okrutny potrafiłem być.
Z czasem nauczyłem się rozpoznawać to, gdy moja irytacja była większa, wiedziałem, kiedy mogłem spodziewać się ataku i opuszczałem towarzystwo czym prędzej. Czułem się wtedy jakby coś gryzło mnie w mózg, ludzie nagle robili się zbyt... zbyt istniejący. Nie mogłem znieść dźwięku ich oddychania, wszelakie przejawy ich egzystencji były nie do wytrzymania.
Wtedy najlepszym schronieniem był las.
– Twoja matka postawiła pół pałacu na nogi – powiadomił mnie Dente, wychylając się zza drzew. Na jego twarzy igrał chochlikowaty uśmieszek. – Niech zgadnę... Ta ruda dziewczyna była z b y t nachalna?
On czasem mnie zastanawiał. Uwielbiałem w nim to, że nigdy mnie nie oceniał i znosił moje humory, ale miał zdecydowanie za dużą wytrzymałość na moje wybryki.
– Zabiłem tę dziewczynę, a ty mówisz o tym, jakby nic się nie stało – zauważyłem. – Czy z twoją moralnością wszystko w porządku?
Wychylił się zza drzewa, a uśmiech nie schodził mu z twarzy nawet na chwilkę. Wzruszył ramionami, jakby moralność kompletnie go nie obchodziła, a interesowała nawet mnie. Mój brak wyrzutów sumienia sprawiał, że wyraźnie kwestionowałem jakiekolwiek elementy mojej dobroci i sumienia. Zastanawiało mnie, czy robiło to ze mnie istotę tak samo wartościową jak pozostałe.
– Nie jestem pewien, czy cokolwiek jest ze mną w porządku – stwierdził. – A jak z tobą? Czy cokolwiek się w tobie ruszyło?
Pokręciłam głową i też się uśmiechnąłem.
– Jedyne co mnie teraz obchodzi to uniknięcie jazgotu matki – wyznałem. – Znowu będzie jęczeć, że to skandal i że nigdy nie zjadę sobie żony, gdy każdą kandydatkę będę mordował.
– Tak, myślę, że martwe kobiety to średni materiał na żonę – przyznał Dente. – Ale znałem gorsze.
Nie wnikałem. Coś czułem, że Dente mógł mieć naprawdę wariackie życie romantyczne, biorąc pod uwagę, że „zawsze widział coś gorszego". Ulice mojego kraju musiały być naprawdę szalone i pewnie gorsze niż pałac.
– Kobiety są przereklamowane – stwierdził Dente. – Rzuć to wszystko i rusz na wyprawę dookoła świata.
– Tu się zgodzę. Wymieniłbym każdą potencjalną narzeczoną na ciasto... Ciasta są lepsze od związków.
– Hm... Seks jest nie najgorszy – mruknął.
– Nie, chyba dalej wolę ciasto.
Dente parsknął śmiechem.
– No to zostań marynarzem – polecił. – Podobno na Szarlotce szukają paru facetów do roboty na pokładzie, bo kilku im utonęło.
– Szarlotka? – powtórzyłem.
– Taki statek – wyjaśnił. – Kapitanem jest Mo-Sun. Zajmuje się eksploracją nieznanych terenów.
Musiałem przyznać, że serce zabiło mi szybciej. Do tej pory nie rozważałem opcji ucieczki, ale teraz miałem całkiem realną okazję. W końcu nic mnie tu nie trzymało. Nie lubiłem mojej rodziny, nie miałem szansy na tron...
YOU ARE READING
Czerwony Kapturek: Lycoris
FantasyNiech bogowie bronią tych, którzy przed ukończeniem siedemnastu lat postanowili wejść do Lasu. To jedyna zasada, której mieli przestrzegać mieszkańcy wioski. Ceną za złamanie jej była śmierć w paszczy bestii - nazywanej przez wielu Wilkiem. Czasem j...