Książę odwiedza miasto [Specjal z okazji 6000 wyświetleń]

243 30 0
                                    


Zazwyczaj do lasu uciekałem, gdy miałem dość książęcych obowiązków. Czasem jednak robiłem to też, żeby nie słuchać matki, która doprowadzała mnie do szału... W zasadzie nie trzeba było wiele, żeby do tego szału mnie doprowadzić. Krzywe spojrzenie, głupie miny, nieodpowiednie słowa... Miałem wrażenie, jakbym jednocześnie był wtedy sobą, ale też stał obok i nie mógł przemówić do samego siebie. Po wszystkim docierały do mnie pewne migawki, zamglone elementy tego, jak okrutny potrafiłem być.

Z czasem nauczyłem się rozpoznawać to, gdy moja irytacja była większa, wiedziałem, kiedy mogłem spodziewać się ataku i opuszczałem towarzystwo czym prędzej. Czułem się wtedy jakby coś gryzło mnie w mózg, ludzie nagle robili się zbyt... zbyt istniejący. Nie mogłem znieść dźwięku ich oddychania, wszelakie przejawy ich egzystencji były nie do wytrzymania.

Wtedy najlepszym schronieniem był las.

– Twoja matka postawiła pół pałacu na nogi – powiadomił mnie Dente, wychylając się zza drzew. Na jego twarzy igrał chochlikowaty uśmieszek. – Niech zgadnę... Ta ruda dziewczyna była z b y t nachalna?

On czasem mnie zastanawiał. Uwielbiałem w nim to, że nigdy mnie nie oceniał i znosił moje humory, ale miał zdecydowanie za dużą wytrzymałość na moje wybryki.

– Zabiłem tę dziewczynę, a ty mówisz o tym, jakby nic się nie stało – zauważyłem. – Czy z twoją moralnością wszystko w porządku?

Wychylił się zza drzewa, a uśmiech nie schodził mu z twarzy nawet na chwilkę. Wzruszył ramionami, jakby moralność kompletnie go nie obchodziła, a interesowała nawet mnie. Mój brak wyrzutów sumienia sprawiał, że wyraźnie kwestionowałem jakiekolwiek elementy mojej dobroci i sumienia. Zastanawiało mnie, czy robiło to ze mnie istotę tak samo wartościową jak pozostałe.

– Nie jestem pewien, czy cokolwiek jest ze mną w porządku – stwierdził. – A jak z tobą? Czy cokolwiek się w tobie ruszyło?

Pokręciłam głową i też się uśmiechnąłem.

– Jedyne co mnie teraz obchodzi to uniknięcie jazgotu matki – wyznałem. – Znowu będzie jęczeć, że to skandal i że nigdy nie zjadę sobie żony, gdy każdą kandydatkę będę mordował.

– Tak, myślę, że martwe kobiety to średni materiał na żonę – przyznał Dente. – Ale znałem gorsze.

Nie wnikałem. Coś czułem, że Dente mógł mieć naprawdę wariackie życie romantyczne, biorąc pod uwagę, że „zawsze widział coś gorszego". Ulice mojego kraju musiały być naprawdę szalone i pewnie gorsze niż pałac.

– Kobiety są przereklamowane – stwierdził Dente. – Rzuć to wszystko i rusz na wyprawę dookoła świata.

– Tu się zgodzę. Wymieniłbym każdą potencjalną narzeczoną na ciasto... Ciasta są lepsze od związków.

– Hm... Seks jest nie najgorszy – mruknął.

– Nie, chyba dalej wolę ciasto.

Dente parsknął śmiechem.

– No to zostań marynarzem – polecił. – Podobno na Szarlotce szukają paru facetów do roboty na pokładzie, bo kilku im utonęło.

– Szarlotka? – powtórzyłem.

– Taki statek – wyjaśnił. – Kapitanem jest Mo-Sun. Zajmuje się eksploracją nieznanych terenów.

Musiałem przyznać, że serce zabiło mi szybciej. Do tej pory nie rozważałem opcji ucieczki, ale teraz miałem całkiem realną okazję. W końcu nic mnie tu nie trzymało. Nie lubiłem mojej rodziny, nie miałem szansy na tron...

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now