Księga I: Rozdział 36

267 33 13
                                    

Rynek tętnił życiem – przypominał mi to wioskę w dniu handlowym. Przekupki przekrzykiwały się wzajemnie, handlarze nawoływali do kupna swych towarów, niektórzy targowali się uporczywie... Obserwowałam, jak córeczki ciągną ojców od stoiska do stoiska, jak kobiety dobierają tkaniny do sukien...

– Spójrz, mamo, ta idealnie by się nadawała na suknię ślubną – powiedziała jedna z dziewczyn, trzymając złoty materiał. – Julian byłby zadowolony.

Zatrzymałam się przy jednym ze stoisk. Ludzie zwykle do ślubu ubierali biel – kiedyś podobno miała symbolizować czystość małżonków, teraz po prostu wybierano ją, by się wyróżnić. Nikt na co dzień nie nosił bieli, bo za łatwo brudziła się w pracy.

Przyjrzałam się tkaninom na stoisku i poprawiłam moją pelerynę. Chociaż nigdy nie zależało mi ani na wiosce ani na pracy przy kwiatach, to przywiązałam się do tego elementu garderoby.

– Może coś panience doradzić? – spytała kobieta, zajmująca się stoiskiem. – Szuka panienka czegoś na suknię ślubną? A może na obchody wiosenne?

Uśmiechnęłam się do kobiety.

– Jeszcze nie wychodzę za mąż – odparłam.

Kobieta z córką zacmokała.

– Macica się panience zmarnuje – skomentowała. – Poza tym nie wypada, żeby panna w takim wieku była bez męża.

– W takim wieku? – powtórzyłam.

– Szesnaście lat to najwyższa pora, żeby wyjść za mąż.

– Ja... Jeszcze mam piętnaście – wymamrotałam. – Poza tym nie czuję się gotowa na ślub i mój partner to szanuje.

– No ale jak długo będzie szanował – wtrąciła się przyszła panna młoda. – Nie boisz się, że, no wiesz, pójdzie szukać przyjemności u kogoś innego.

– Oczywiście, że nie. Ufam mu – oznajmiłam. Spojrzałam na sprzedawczynię i uśmiechnęłam. – Po wiosennych obchodach jedziemy do ludzkiej stolicy – wyjaśniłam. – Chciałam z tej okazji uszyć nową suknię, najlepiej czerwoną.

– Suknia na jakąś okazję czy do zwiedzania?

– Zwiedzanie. Nie mam zamiaru długo bawić na Dworze.

– Panienka jedzie na Dwór – zainteresowała się kobieta z córką. – A co panienka tam będzie robić?

– Nic, ja mam tylko zapewnić towarzystwo – odparłam. Wyciągnęłam dłoń i wskazałam na czerwony jedwab. – O, ten materiał powinien być dobry.

– Och! – wymknęło się kobiecie. Pobladła, wpatrując się w bransoletę na moim nadgarstku. – Jesteś t ą kobietą z pałacu.

Uniosłam brwi.

– Jaką tą? – spytałam. – Przyszłam na zakupy. – Wyciągnęłam w jej kierunku listę, którą dostałam od Dentego tuż przed tym, jak się rozdzieliśmy.

– Jesteś z pałacu – podekscytowała się przyszła panna młoda. – Jestem Emma, narzeczona Juliana. Na pewno go znasz, jestem jednym z posłów. Często pracuje z królem.

– Bonnie – odparłam. – Wieczny gość króla. Nie miałam okazji bliżej poznać twojego narzeczonego, posłowie dużo pracują, a ja mam trochę inne zadania w pałacu.

– A co tam robisz?

– Czasem zabawiam bliźnięta, czasem dotrzymuję towarzystwa królowi, opiekuję się jedynym chorym na Dworze i czasem pomagam pilnoewać księcia Luka przy jego nauce gry.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now